sobota, 23 marca 2013

trzydzieści dziewięć ♥


- Otworzyła drzwi i zaatakowała nożem, ale jej wypadł. Chwyciła za kamień, uderzyła raz, drugi...wyciągnęła mnie z auta i potem już robiła co chciała…
Wszystkiemu przysłuchiwali się chłopcy, prócz Nialla.
- Niall nie może wrócić z Dercy do Londynu...w ogóle do UK. Ona jej coś zrobi...powiedziała, że jeśli ja nie zginę to Dercy...-rozpłakała się a Louis gdy to usłyszał spadł z krzesła. W oczach miał przerażenie. Serce za szybko biło, zaczął się dusić. Hazz zaraz padł do niego na kolana i uniósł jego ręce w górę.
- Hej, kotek, oddychaj. No już. Głęboko. Louis! Słyszysz mnie? Lou!- trzasnął go w plecy i szatyn zaraz odzyskał powietrze w płucach.- już lepiej Skarbku?
-...
- Louis? Hej...Tomlinson!
- Przytul mnie...-wyszeptał w końcu zalewając się gorzkimi łzami. Stylesowi serce pękało na milion kawałeczków widząc tak przyjaciela. Zamknął go w swoich ciepłych ramionach i chłopak tak zasnął. Na zimnej podłodze, wtulony w swojego kumpla...nie. Swojego brata. Nie spał długo, to wszystko znowu stanęło mu przed oczami. Z prędkością grubo ponad 180 km/h pojechał na policję z nagraniami. Policjantowi opowiadał wszystko po kolei, pokazując filmy i nóż, który w końcu znalazł.
- One tu są dwie…
- Jak to dwie?
- Spiszemy zeznania pańskiej przyjaciółki. Kiedy to się wydarzyło?
- Narzeczonej...-burknął do siebie-koło 12…
- Jest 16...mogą być teraz w samolocie.
- Dercy...-otworzył szerzej oczy z przerażenia.-nasza córka, mówiłem panu.
- Nie zatrzymamy samolotu…przykro mi.
- No dobrze...będzie pan dzwonił?
- Oczywiście.
- Dziękuję. -i wyszedł. W samochodzie zadzwonił do Nialla i objaśnił całą sytuację. Kiedy Mel zasnęła Jula poszła do Harrego i mocno się przytuliła.
- Dlaczego ona? Nie dość jej los doświadczył? -zaczęła cicho łkać w jego koszulkę. On tylko gładził jej plecy, tuląc blondynkę do siebie. Sam nie wiedział, dlaczego wszystkie nieszczęścia spadają właśnie na Tomlinsonów. Lou od powrotu siedział w kącie. Zamknął się w sobie, nie rozmawiał i patrzył w jeden punkt. Mel już obudzona patrzyła na niego leżąc na boku. Siedział po turecku, wyprany z uczuć.
- Skarbie, co jest? -te słowa szatyna rozbiły się o ścianę przerywając głuchą ciszę. Wszyscy skupili wzrok na niej a ona płakała coraz głośniej. Podszedł do niej szybko, nachylił się i wyszeptał, że wszystko będzie dobrze, ale ona potrzebowała tylko jego uścisku. To też zrobiła. Zalana łzami wtuliła się w jego ciało unosząc się lekko, a on zaraz ją chwycił, odciążając swoją ukochaną od niepotrzebnego ciężaru. Ten widok wszystkich ścisnął za serce. Nikt nie mógł pojąć bólu, jaki teraz odczuwali.
- Dercy bezpieczna?
- One tam są…ale Niall na nic nie pozwoli.
Louis po raz kolejny uświadomił sobie, jak wielkim uczuciem darzy swoją narzeczoną. Wszedł lekarz by sprawdzić jej stan. Odsunął bluzkę w górę, zsunął spodnie i obejrzał rany. Hazz i Jula mieli okazję zobaczyć, jak jest zmasakrowana. Potem wyszli.
- Lou, powiedz, że to minie.
- Oczywiście, że minie kochanie.-pogładził ją po włosach starając się by jego uśmiech był jak najmniej wymuszany.
- Nie rób tego. Taki uśmiech jest gorszy niż miliony łez…
- Rozumiem...-kiwnął głową i delikatnie ją pocałował. Chciała więcej, ale gdy tylko przycisnęła usta mocniej zasyczała. Odsunął się i wrócił do lekkich muśnięć. Potem zaczął szukać nie obolałych miejsc na jej ciele. Całował szyję, mały fragment na ramieniu, zgięciu ręki i po lewej stronie żeber.
- Kocham cię…
- Miałem ci zapewnić bezpieczeństwo, a ZNOWU jesteś przeze mnie w szpitalu.
- To nie twoja wina. Może na prawdę w oczach fanów na to zasłużyłam?
- Żaden szanujący się fan tak nie sądzi. Żaden normalny człowiek nie pragnie śmierci drugiego…
- Czemu ja?
- Prześpij się…
- Nie mogę. Ciągle to widzę. Nie dam rady...-wypuściła kilka łez a on chwycił jej dłoń i zaczął śpiewać starą piosenkę Justina Biebera sprzed 4 lat, mówiącej o wspólnym pokonywaniu przeszkód...zasnęła.
Dercy po drzemce wzięła misia i smoczek, i podeszła do Nialla z wyciągniętymi raczkami.
- Opkaaa Niall…
- Już biorę.-chwycił ją na ręce- mała, nie możemy wrócić do Londynu…
- Cemu? A mamusia i tatuś?- popatrzyła na niego ze smutkiem.
- Nie możemy wrócić, tam grozi ci niebezpieczeństwo…
- A mamusi tes?
- ,Mamusia…jest w...szpitalu…
- Cio? Ja cie do mamy!
- Nie możesz. Jeśli coś ci się stanie, będzie jeszcze gorzej.
- Ale…a…-wybuchła głośnym płaczem i mocno do niego przytuliła.
- Skarbie, nie płacz...będziemy na ciebie uważać, a tatuś na mamę.
- Ale mamusia nie umze?
- Nawet tak nie mów.-kołysał ją uspokajająco a ona znów włożyła smoczek w buźkę i przymknęła oczka. A gdyby była świadoma, co stanie się jej…

sobota, 16 marca 2013

trzydzieści osiem ♥


Kilka miesięcy później rozpętało się piekło. A zapowiadało się tak dobrze...
Niall zabrał Dercy do Irlandii. Mała nie chciała go puszczać samego, więc udało się namówić Mel. Para Tomlinson poszła do centrum rozrywek wodnych, gdzie mieli stawić czoło... rekinowi. Kolejna fantazja Lou. Ale gdyby wiedział, co się stanie, nigdy by do tego nie dopuścił…
Przebrani w pianki czekali na wejście do basenu z drapieżnikiem. Rekin był łagodny, a oni byli pod opieką, więc teoretycznie nie miało im się nic stać… TEORETYCZNIE. Wystarczyło, że Lou na chwilę poszedł do ich opiekuna, ustalić co i jak.. potem usłyszał krzyk ,plusk wody i trzaśnięcie drzwiami... to co zobaczył sekundę później zaparło mu dech w piersiach ,sparaliżowało...na zawsze zapisało się w jego pamięci. Marcelina została wepchnięta do basenu. Ona sama w jednym basenie z krwiożerczym drapieżcą...w ułamek sekundy był już przy basenie, wraz z ochroniarzami i wytrenowanymi opiekunami. Dziewczyna nie mogła się wynurzyć, strach ją obezwładnił. Widziała wszystko… zbliżającą się do niej bestię, szpiczasty nos, ogromne ciało, płetwy... zęby... Rekin całe szczęście faktycznie był bardzo łagodny, przeżyła. Uratowali ją ratownicy ,miała liczne poranienia ale tylko dlatego, że rekin otarł się o nią parę razy .Zaledwie sekunda dłużej... poczułby jej krew…
W szoku wypluła resztki wody z buzi i spojrzała na wszystkich... na wystraszoną twarz Louisa...na przerażenie w jego oczach. Wybuchła głośnym płaczem .To nie był koniec. Lou po wszystkim zabrał ją do samochodu i poszedł by zobaczyć nagrania z kamer... gdy wrócił zobaczył półprzytomną Mel na parkingu obok samochodu. Podbiegł go niej szybko i kucnął.
- Mel, skarbie, słyszysz?- położył jej głowę na swoich kolanach
- Louis? Ona...ona... -wysapała z trudem próbując otworzyć oczy. Lou zadzwonił po karetkę
- Kto kochanie? -patrzył na nią z przerażeniem, po raz kolejny dziś ,drżącą ręką gładził jej włosy wyglądała strasznie, blada, cała w szoku, siniaki, rozcięta warga.
- Nie wiem... nie pamiętam…
- Już... cichutko…
- Sprawdź brzuch... zobacz czy krwawi- Mel miała operację, krew w tym przypadku oznaczała zerwanie żyły ,którą ostatnio jej operowali. Przeraził się jeszcze bardziej… plama…czerwona…krew…
Karetka zabrała ją do szpitala. Lou wsiadł w samochód i pojechał za nimi. Nie zauważył kamienia i scyzoryka z wysuniętym ostrzem pod siedzeniem pasażera.
- Louis Tomlison ,trafiła tu moja narzeczona ,atak rekina, pobicie… gdzie ona jest?
- Sala numer 6.-od razu do niej poszedł. Odwróciła do niej zaszklone oczy i wskazała skinieniem głowy, żeby się nachylił.
- Zabrała...pierś.. cionek…
- Skarbie, ważne, że tobie się nic nie stało. Mówiła coś?
- Że to...nie koniec...-łzy spływały jej po policzkach.
- Właśnie, że koniec...-wyszedł na korytarz i zadzwonił do Hazzy.
~rozmowa telefoniczna z "Loczuuuuś <33"~
- No co tam?
- Centrum rozrywki wodnej. Idź do kierownictwa i żądaj kopii nagrania z wypadkiem z rekinem oraz z parkingu przy rzędzie 13. Zagróź, że ich pozwę za najmniejsze słowa oporów…
- Jaki wypadek? Co jest?
- Ktoś wepchnął Mel do basenu z rekinem ,licząc na jej śmierć, ukradł pierścionek zaręczynowy, pobił RUSZ DUPĘ I ZAŁATW MI TE NAGRANIA.TA GNOJÓWA CHCE MI ZABIĆ DZIEWCZYNĘ!
- Jasne.

~sala szpitalna Marceliny~
- To moja wina... zachciało mi się drapieżników…przepraszam...-zapłakany przytulił się do jej ręki, gdy zsunęła maskę tlenową. Miał ją ciągle przed oczami...zdaną na rekina.- Boże, gdyby on nie był…-z przerażania stracił na chwilę oddech.
- Louis…-wyszeptała i zamknęła powieki.
- Mówiła coś? Widziałaś ją?
- Psychofanka... nie mogę sobie przypomnieć twarzy, mówiła, że rozwalam One Direction…-odchyliła głowę od niego. To go zabolało. Nie sądził, że przez karierę może stracić najbliższą mu osobę. Wyszedł na korytarz, usiadł i zakrył twarz. Chwycił się za głowę i zaczął cicho płakać .Jula weszła szybkim krokiem do szpitala. Zauważyła go przed salą. Kucnęła przy nim i położyła dłoń na jego kolanie.
- Lou? Co z Mel?
- Ona chciała mi ją zabić...mogłem patrzeć, jak moją ukochaną dziewczynkę pożera jeden z największych drapieżników świata, rozumiesz? Moja mała, kochana dziewczynka...-jąkał się przez głośny płacz, drżąc na całym ciele. Juls rozejrzała się za pielęgniarką i poprosiła o coś na uspokojenie.
- A jak się czuje?
- Jest w szoku... JAK MOŻNA CHCIEĆ ZABIĆ CZŁOWIEKA PRZEZ JAKIEŚ CHORE WYOBRAŻENIA O ZESPOLE? JA SIĘ PYTAM JAK?! -nie kontrolował się już... wybuchł jeszcze głośniejszym płaczem.
- Louis.. uspokój się. Jak ona będzie wiedziała, że płaczesz to jeszcze bardziej się załamie.
- A co ja mam kurwa robić?! To mnie będzie w snach prześladować! Co byś zrobiła, gdyby to Harrego ktoś wrzucił do basenu z rekinem w porze obiadowej? Nie spocznę dopóki ta dziwka nie spojrzy mi w twarz.
- Spokój! Ogarnij się.-wstała i cicho weszła do sali i chwyciła ją za dłoń.
- Jak się czujesz kochanie?
- Ona zostawiła w aucie nóż...nie użyła go, użyła kamienia…ale nóż też był...-patrzyła sztywno w sufit a Juli na samą myśl i jej widok poleciały łzy.

sobota, 9 marca 2013

trzydzieści siedem ♥


Przed wejściem na lotnisko główne w Londynie czekał na wesołą rodzinkę Zayn. Mała od razu odskoczyła od Marceliny do niego.
- Zieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeejn!- wykrzyknęła radośnie i wtuliła się mocno w jego ciało.
- Cześć ślicznotko. Ojej...
- Udusie cie z miłości...-schowała twarz w zagłębienie jego szyi ze szklanymi oczkami.
- Z takiej przyczyny mogę zostać uduszony. -pocałował ją w główkę, którą potem ułożyła na jego ramieniu roniąc pojedynczą łezkę. Gdy usłyszał pociągnięcie noskiem od razu odchylił ją lekko - płaczesz?
- Oj skarbie...- Louis do niej podszedł.
- Bo go nie było! I Liasia... i Najla..i Hallego tes nie!- wtuliła się znów w bruneta, a ten objął ją ramionami i podał Louisowi kluczyki. Dercy w czasie drogi zasnęła, ale tak wtulona, że nawet gdyby Zayn nie chciał, musiałby ją trzymać.
- W nocy spała godzinę, ale i tak przytulała komórkę ze zdjęciem Nialla, czaisz?
- Nie chcę wiedzieć, co się działo,g dy byliśmy w trasie..- schował małą w swoją kurtkę.-ale mam zajęcie na.. ile ona zwykle śpi?
- Długo teraz nie pośpi, później poprzytula się do reszty i dopiero wtedy zaśnie spokojnie..
 Harry dostał minizawału, gdy zobaczył Der ,a gdy się już opanował pocałował ja lekko w główkę wywołując cichy śmiech reszty. Mała godzinę później zaczęła się przebudzać w ramionach Zayna. W salonie siedzieli wszyscy prócz Mel i Lou, którzy odpoczywali w sypialni.
- Chłopaki! -wykrzyknęła radośnie.
- Dercy! -wydarli się chórem ze śmiechem. Zeskoczyła z kolan mulata i poszła najpierw do Nialla, mimo tego, że był najdalej.
- Hahahha! Jestem najlepszy!
Po chwili przeszła do siedzącego obok Hazzy
- Słyszałem, że królewna nie spała w Polsce...nieładnie kochanie.
- Nie mogłam śpać, wies? Tęskniłam...-wyszeptała mu do ucha i po kilku minutach poszła do Liama. tam również chwilę posiedziała.- Idziemy na dwól? Plosie, plosie, ploooooosie!
Niall wstał i ją ubrał a Hazz zrobił słodkie oczka i wyciągnął ręce do Zayna.
- Nawet o tym nie myśl. Haha
- Oj no plooooosie..
- Nie działa.-wstał i zarzucił na siebie kurtkę.
- Buuuu! Coś mi się należy dupku!
- Rusz dupę z kanapy leniu!
- Dobra...-leniwie wstał. I tak nie dał mu spokoju. Gdy Der biegła do placu zabaw a Liam i Niall szli spokojnie za nią, loczek wskoczył Malikowi na plecy.
- Złaź...-ze śmiechem kręcił się w kółko.
- Nie.
- O co Ci chodzi Styles?
- Nudzi mi się... a kiedyś tak z Lou robiliśmy.
- Nie przejmuj się…
- „Nie przejmuj się..” łatwo powiedzieć.- ogarnął się i poszedł do Dercy. Zayn chwycił Liama na ławce i obgadali zachowanie Hazzy. Doszli do wniosku, że trzeba pogadać z Lou.
- Z drugiej strony...-Liam zaczął się zastanawiać.- wiesz w jakiej sytuacji oni są.. z Mel dzieje się coś nie dobrego. Widziałeś, jak ona wygląda?
- Nie..
- Chuda jak patyk, blada...
- Nie zmuszę go do wyboru między przyjacielem a dziewczyną..
- Nie może wybierać, jasne? Musi jakoś dla wszystkich znaleźć czas.
- Louis sobie rozpieścił Harrego no to teraz są efekty..
- O czym plotkujecie? -Niall usiadł i położył nogi na kolana Liama.
- Nie za wygodnie? -zaśmiał się- o Mel...
- Też cię kocham. Ooo... o moim przeciwieństwie.
- To znaczy?
- No ja z lodówki nie wychodzę, a ją mdli na widok jedzenia.
- Kto ci tak powiedział?
- No Louis..
- Ale... wyczuwam dwutygodniowy powrót Larrego.
- Tak.-zaśmiali się wszyscy.
Po powrocie do domu Dercy pomagała mamie przygotowywać kanapki, a Hazz podsłuchał rozmowę chłopaków z Louisem.
- Ja sobie zdaję sprawę, że go to najbardziej dotyka, ale..- Loczek przerwał mu w połowie zdania wchodząc z założonymi rękami- siema!
- Lepszych tematów nie macie?
- A ten jakoś wyszedł..
- Super. Może do gazety to sprzedaj co? „wielki Harry Styles tęskni za przyjaciółmi”-zironizował.
- Och Harry.. aż tak bardzo ci źle?
Pokręcił głową i wyszedł, jak kazała mu jego natura. Trzasnął drzwiami pokoju gościnnego i usiadł na łóżku ze łzami w oczach
- Wszystko się wali- Lou po kilku minutach poszedł do niego- Harry, przepraszam.
- Robicie ze mnie dzieciaka, którego trzeba pilnować ,to ma by fair?
- Jakiego dzieciaka? Hazz, mówiłem, że nie poświęcam ci tyle czasu..
- Od dwóch lat oswajam się z myślą, że masz rodzinę.. że ja nie jestem w twoim centrum zainteresowania, ale KURWA NIE POTRAFIĘ!
- Czemu mi o tym nie mówiłeś?- usiadł na łóżku i niepewnie objął go ramieniem.
- Co? Tak się do ciebie przywiązałem, że mam w głowie burzę. Już jako 18-latek ją miałem, myślałem, że to przejdzie, jak założymy rodziny i się tego pozbędę..
- Przepraszam..- Lou uronił kilka łez.- ja tego nie ogarniam. Wy, TY, zespół, wyjazdy, fanki, Mel i Dercy..
- Dlaczego zachowuję się jak homoseksualista? Robiliśmy ten twój test, ale ja znowu nabieram tych chorych podejrzeń..
- No już.. jesteś z Julą?
- Niby tak, ale co z tego? Przez trzy lata dużo się zmieniło.. jestem idiotą..
- Nie jesteś idiotą, czemu tak myślisz?
- Bo tak. Trudno, pójdę, znajdę jakiegoś geja i przekonam się, kim ja właściwie jestem..
- Harry..- Louis złapał go za nadgarstki
- Nie Louis. Jeśli muszę się przelizać z facetem, żeby potwierdzić, że nie lecę znów na własnego kumpla, to ja to zrobię!- wydarł się i wyszedł z pokoju, jednak po chwili wrócił, zalany łzami i zsunął się po drzwiach..
- C ja robię...-podkulił nogi jak małe dziecko bojące się burzy .Lou do niego podszedł.
- Harry..
- Idź. zostaw mnie, chcę być sam.. -wysyczał zakrywając mokrą twarz.
- Dlaczego? Kiedyś mówiliśmy sobie wszystko..
Harry przeczesał palcami loki i przeniósł na niego wzrok.. wzrok pełen bólu, cierpienia i wewnętrznego rozdarcia. Po policzkach spływały mu łzy, jedna po drugiej.. Lou też już płakał. Usiadł obok niego i przytulił. Ku zdziwieniu nie został odepchnięty.. Styles wtulił się w niego mocno .tego potrzebował. Tylko w ramionach Lou czuł się bezpiecznie.
- Zróbmy coś, by było jak dawniej.. no już.-pogładził jego plecy, gdy brunet jeszcze zacieśnił uścisk- przepraszam, jestem idiotą.. -Loczek pokiwał głową zgadzając się.- zgoda?
- Nie.
- Nie?
- A zlobis mi budyń?
- Zrobię.-zaśmiał się ocierając łzy.

sobota, 2 marca 2013

trzydzieści sześć ♥


Dercy włączyła sobie po południu laptopa. Oglądała wszystko z zaciekawieniem. Były zdjęcia z ciąży, ze szpitala i jej pierwsze dni życia. Uśmiechnęła się do ekranu i dotknęła delikatnie w miejscu jej rączki. Przewijała dalej, były zdjęcia wszystkich razem i we trójkę. Zobaczyła zdjęcie Lou całującego swoją byłą, zamknęła szybko laptopa i odsunęła go od siebie. Smutna położyła się na łóżko. Jak się okazało przez przypadek ustawiła zdjęcie na tapetę.
- Idę zobaczyć co z Dercy i przy okazji wezmę laptopa. Długo na tt nie siedziałam.- wstała i poszła do pokoju obok. Dercy spała lekkim snem, chwyciła laptopa i odpaliła. Zdziwiła się patrząc na tapetę. Weszła do pokoju.
- Ee... Louis, co to ma znaczyć?
- Ale co? – nie wiedział o co chodzi.
- To. – pokazała mu laptopa.
- Ee... nie wiem, jak to się stało...- podrapał się po głowie.
- Mhm... – prychnęła
- Nie wierzysz mi?
- Wierzę...- przeglądała stronę. Nie znalazła nic ciekawego poza jednym. „Louis, tęsknię za Tobą i nadal cię kocham...” Eleonor. Mel otworzyła szeroko buzię.
- Co się stało? – Lou akurat wychodził. Przeczytała głośno wypowiedź El i wyminęła go. - no i co?
- Ona Cię nadal kocha, co znaczy, że będzie się chciała spotkać...
- Taak, skaczę z radości. – zironizował– ona chce nas skłócić jednym głupim „kocham Cię”
- Ale obiecaj, że nas nie zostawisz.- spojrzała szklanymi oczami.
- Skarbie, przecież to jasne. Ciągle ci o tym przypominam, że was kocham
- Wiem, Louis, wiem. Jestem tylko cholernie zazdrosna.
- Kładź się zazdrośnico.
- Dobrze tato. – zaśmiała się i poszła do pokoju, Lou poszedł do Dercy.
- Dercy, kochanie. Śpisz?
- Jus nie.- podniosła się delikatnie z potarganymi włoskami i śladami poduszki odbitej na policzku.
- Dobrze... oglądałaś zdjęcia prawda?
- Em...- zmieszała się trochę. – a cio?
- Ustawiłaś tatusiowi zdjęcie.
- Pseplasam... nie wiedziałam.- spuściła główkę.
Marcelina źle się czuła, więc się położyła, ale Der nie dała jej długo poleżeć.
- Pójdziemy na spacel? – zapytała nagle.
- Jasne, ubierz się. – zeskoczyła z kolan Lou i pobiegła do pokoju. Założyła czarne rurki a na koszulkę luźną bluzę.
- Mamo, gdzie moje butki?
- Pod łóżkiem. – pobiegła z powrotem i założyła białe wysokie adidasy.
– Jezuu… jestem chora.
- Pójdziemy sami. Ty masz leżeć.
- Ale... – próbowała protestować.
- Żadnego „ale”- pocałował ją w policzek i wstał. Założyła ręce w geście urazy
- No już. Jesteś chora, niegdzie nie wychodzisz.- założył buty i bluzę. Westchnęła głęboko i schowała twarz w poduszkę.
– Niedługo wrócimy.- wyszedł a Mel włączyła znów komputer ciekawa czy coś się dzieje. Wyszli z domu, Dercy chwyciła jego dłoń. Na tt fanki Eleonor ją zaatakowały. Szybko zamknęła laptopa I położyła, zakrywając cała pościelą. Łzy cisnęły jej się do oczu. Louis nieświadomy, że jego dziewczyna cierpi chodził z małą po parku. Dercy skakała po prawie każdej kałuży i wchodziła na każdy schodek. Wrócili dwie godziny później
- Kąpiemy się Skarbku.
- Sybko,sybko – zaśmiała się i uniosła rączki do góry aby zdjął jej bluzę. Ściągnął sweterek i połaskotał ją w brzuch.
- Nie łaskoc! – śmiała się i skuliła.
- Idź do łazienki, zaraz cię wykąpiemy.
- Idę! – pobiegła do łazienki podśpiewując coś pod nosem. Louis poszedł do Mel, spała lekko ze śladami łez na policzkach. Scałował je, obudziła się.
- Jak spacer?
- Dobrze... płakałaś?
- Fanki Eleonor mają problem, zresztą przeczytaj na tt. Znowu zostałam poniżona.- wydmuchała nos i z powrotem ułożyła się na poduszce.
- Fajnie.- wyjął telefon i wybrał numer.
- Gdzie Ty znowu dzwonisz? – połączył się i wyszedł.
- Louis, skarbie? Jednak zdecydowałeś się do mnie wrócić? Bardzo mądry wybór – odebrała Eleonor.
- Masz coś z głową? Zdradziłaś mnie a po dwóch latach znowu istnieję?!
- Oj, no kochanie. Przypomnij sobie wszystkie nasze wspólne chwile. Ta szmata Ci ich nie zastąpi. – zaśmiała się kpiąco.
- Ten laluś Cię zostawił czy kasy za mało daje? I nie nazywaj jej tak nigdy więcej, rozumiesz?!
- Taa... kasy ma więcej niż Ty. W ogóle jak mogłam kochać się w takim kretynie. Pozdrów tą swoją. Ciao.- rozłączyła się.
Wybuchł śmiechem, chciał już udać, że wraca a potem ją ośmieszyć, ale pomyślał, że teraz się odczepi.
- Tatusiu? Idziesz?- podbiegła do niego Dercy w samych majteczkach.
- Golasek mój. – zaśmiał się i wziął ją na ręce.
- Nie jestem golaskiem...
- Nie, krasnoludek na moich rączkach siedzi w samych majtkach.
- Klasnoludeek. – wymachiwała wesoło rączkami. Wszedł z nią do łazienki i napuścił wody do wanny.
- Będzie kompu-kompu.- uśmiechnęła się i patrzyła na wodę. Zdjął jej ciuszek i wsadził do wanny. Zaczęła chlapać radośnie. Wrzucił jej kilka zabawek i wyszedł do Mel. Pochylił się na łóżkiem i musnął jej usta. Trochę zdezorientowana otworzyła oczy.
- Gdzie Der?
- W wannie.- zamknął jej usta kolejnym pocałunkiem. Rozchyliła usta i go pogłębiła. Położyła rękę na jego szyi. Takie czułości trwały pół godziny.
- Idź i zabierz ją, bo woda pewnie już zimna. – zaśmiała się cicho.
- Wychodzimy szkrabie.
- I jak było na spacerku ?-Mel spytała, gdy mała już w piżamce weszła do sypialni
- Siupel! Biegałam po wszystkich kałuzaach. – biegała po pokoju udając, że wskakuje do kałuż. – a potem ganiałam gołębie!
- To fajnie, ale teraz trzeba już iść spać...
- Ale ja nie cie jescee.
- Ale jutro nie będziesz spała, bo lubisz patrzeć na chmurki jak lecimy
- Do domku?
- Do domku. – wtuliła się w mamę. Mel położyła ją na sobie i kołysała delikatnie.
- Pić..- powiedziała cicho nie otwierając oczu.
- Mleko czy soczek?
- Mleko.- Mel wysłała sms Lou, żeby przyniósł butelkę ciepłego mleka. Przyszedł po chwili, wzięła od niego i przystawiła jej do buzi. Piła wolno a po kilku łykach odepchnęła butelkę i ponownie przytuliła do swojej mamy. Przykryła ją na sobie kocem i chwyciła za książkę. Dercy po kilku minutach zasnęła. Louis w tym czasie wziął szybki prysznic i narzucił na siebie dresy, luźną koszulkę do spania. Najciszej jak mógł wszedł do pokoju i też poszedł spać.
Następnego dnia Dercy była ze swoją babcią a Mel siedziała na łóżku z Lou.
- Wiesz co? Jak się tak czasem zastanawiam, czemu Ty ze mną jesteś... tyle ładnych, mądrych dziewczyn na świecie.
- Bo Cię kocham. Serce nie sługa.
- Ja Ciebie też kocham, ale Twoje serce jest głupie.- zaśmiała się cicho.
- Nie obrażaj mojego serca. Dobrze wybrało.
- Co do urody na pewno nie...
- Trzymajcie mnie bo padnę na głupotę...- wziął ją siłą do lustra - co tu jest brzydkie?
- Wszystko.
- Tak masz rację, jesteś okropna. Nie mogę patrzeć. To koniec. – powiedział z ironią i położył się na łóżko - koniec?
Analizowała każde jego słowo ze łzami w oczach.
- 50 razy dziennie mówię Ci, że Cię kocham... a Ty bierzesz mnie za płytkiego durnia.
- Wiem, że mnie kochasz... i nie biorę Cię za takiego.
- Zawsze jak pytasz czemu z Tobą jestem, to po mojej odpowiedzi słyszę tylko Twoją samokrytykę...
- Przepraszam.- powiedziała cicho i usiadła pod ścianą
- Jedyne co w Tobie jest złe to, to, że jesteś za chuda
- Akurat. – wstała i podciągnęła spodnie.
- Spodnie w najmniejszym rozmiarze jej spadają a mimo to się kłóci…
- Gdzie najmniejszym? – spojrzała na niego.
- Widziałem Twój rozmiar.. – wstał i wyszedł. Poszła za nim.
- Louis… ech…  gdzie idziesz?
- Przejść się, wrócę później. – założył buty i wyszedł. Marcelina zeszła na dół do Małej i swojego brata
– Co robicie?
- Lysujemy
- Oo super. Co narysowaliście?
- To jeśtem ja, Ti i tatuś. - pokazała po kolei.
- Śliczniee, powiesimy to na lodówce w domku..
- Supeel.
Uśmiechnęła się i poszła do kuchni do swojej mamy
- Cześć mamo
- Heej. Jak tam?
- Wszystko okej, a u Was jak? - siadła przy stole.
- Coś mi nie wygląda na okej, ale uznajmy że ci wierze...
- Yhym... to co tam u Was? Opowiadaj.
- A co tu opowiadać... zamieszanie było przed weselem, bo były małe spięcia... ale już ok., pełen luz
- Spięcia? - marszczy brwi.
- No taak. Ale już dobrze.
- To dobrze. - uśmiecha się delikatnie.
- A gdzie ten Twój kochaś?
- Emm... poszedł się przejść...
- Jeszcze się zgubi...
- Może nie.
- Ja tam bym się nie zdziwiła.. - zaśmiała się cicho
- Poszedł na własną odpowiedzialność.
- Mocno się skłóciliście.? - spojrzałam na nią przenikającym wzrokiem
 - Nie pokłóciliśmy się.
- Ani trochę.. - zmarszczyła brwi. - i dlatego wyszedł trzaskając drzwiami..
- Ech.. przeciąg?
- Ty przeciąg to Ty masz.. ale w głowie. piękna pogoda dzisiaj.
- Niezwykła .. - podparła się rękoma.
- Nie wykręcaj się przeciągiem. znowu zaczęłaś coś narzekać na swoje ciało? - spojrzała na nią wymownie
- Nie. - schowała twarz w dłoniach.
- Nie, wcale.
- Ugh ..
- Trzymaj się go. Skoro jesteście razem już dwa lata...
- Ale ja nie chcę go opuszczać..
- Więc nie zmarnuj tego przez swoje urojone kompleksy - oparła głowę o stół.
- No skoro chce być z taką wariatką jak Ty, to korzystaj. - zaśmiała się cicho
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Powiedział, że to koniec, ale to nie prawda, tak?
- Powiedział to ze śmiechem czy powagą?
- No raczej wtedy śmiesznie nie było.
- To się bój..
- C-c-o? - podniosła wzrok na nią.
- No skoro nie wybuchł po tym śmiechem..
Wybiegła szybko z kuchni i w pośpiechu nałożyła buty.
- Ej, a Ty gdzie?
Nie odpowiedziała tylko wybiegła z domu, zalana łzami. Lou chodził, nawet nie wiedząc gdzie, z kapturem na głowie. Oczy zakrył grzywką. Cały czas biegła w stronę parku. Nagle wpadła na Louisa, nie rozpoznała go.
- Prze-przepraszam.
- Ej co jest? Czemu płaczesz?
- Louis? - ociera łzy z twarzy.
- A gdzie tam. Ma klona w Polsce..- zaśmiał się cicho
- To koniec? - patrzyła na niego.
- Co?- spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami a potem się odwrócił i zanim ruszył powiedział tylko - Jeśli chcesz..
– Nie! To Ty tak powiedziałeś..
- Czy naprawdę aż tak źle akcentuję ironię? - zatrzymał się w pół kroku.
- Ja tam nie wiem, ale dziwnie to zabrzmiało.
- Jak miało zabrzmieć? 50 razy dziennie mówię Ci, że Cię kocham, że jesteś śliczna, cudowna, mądra.. od dwóch lat to robię.. a Tobie nadal nie mogę przegadać.
Założyła kaptur i spuściła głowę. - Przepraszam.
- Ech.. - powoli ruszył z miejsca wlokąc się strasznie
- Louis? - podniosła na niego wzrok. Włożył tylko ręce do kieszeni opuszczając głowę w dół
- Kocham Cię. - szepnęła i odeszła w stronę parku. Poszedł w przeciwną stronę klnąc pod nosem. Usiadła na ławce i podkuliła nogi. Lou idąc znów minął dziewczyny, o których opowiadała Mel
- Co już bez dziewczyny? Zerwij z nią, nie jest Ciebie warta. - śmiały się kpiąco.
- Znajdźcie se chłopaka a potem radźcie innym. Jak już poznacie, dajcie znać. Złożę im kondolencje..
- Phi. Gdybyś zobaczył jak ona wyglądała w podstawówce to byś jej nie tknął.
- Zazdrosne, bo bije was urodą na kolana?- pokiwał głową z dezaprobatą. - nie dość, że spierdoliłyście jej życie to jeszcze wam mało?
- Urodą? Proszę Cię.. Gdzie tam widzisz urodę? - zaśmiały się.
- Spytajcie swoje lusterka. Uups, przepraszam, nawet szkła bym nie skazywał na wasz widok. Czymś jeszcze się pochwalicie?
- Lou.. nie ma sensu. - znikąd pojawiła się Mel.
- Nie, nie.. ja chętnie posłucham. Wiesz, nie codzień spotykam się z żywymi lalkami barbie, to emocjonujące przeżycie. - udał ekscytację.
- Proszę, proszę. Przyszła ofiara losu.
- Gdybyś była chłopakiem.. - warknął na nią groźnie
- To co?
- Już byś nie żyła kochanie. Ale ponieważ jeszcze nie wiem, kim.. lub czym Ty dokładnie jesteś, więc życzę połamania nóg w życiu.. dosłownie. i pamiętaj o wiadomości o chłopaku.. naprawdę już mi go szkoda
- Tak, idź z tą dziwką. - zamachnęła włosami. Chwycił ją mocno za miejsce między łokciem a ramieniem.
- To, że nie mogę Cię uderzyć działa na Twoją korzyść.. ale nazwij ją tak jeszcze raz..
- Louis.. - Mel ciągnęła go za rękę, co chwilę ocierając łzy.
- Zrób to jeszcze raz a obiecuję, że Cię zniszczę nawet Cię nie dotykając..- wydusił przez zęby i puścił widząc łzy u swojej „ofiary”. Marcelina oddychała głęboko ciągnąc go za rękę. Wziął ją sobie na ręce i skierował się w stronę parku do ławki Ona wtuliła się w niego mocno i cicho łkała.
- Nie płacz.. przez takie suki nie warto nawet jednej łezki wylać. - pogładził ją po plecach chodząc z nią na rękach
- Nie mogę tu przyjeżdżać..
- Możesz i będziesz.. to Ci zagwarantuję
– Przepraszam Louis i dziękuję.
- Za co? - wtulił twarz w jej szyję.
- Za to, że jesteś, pomagasz mi a przepraszam, że musisz to wszystko ze mną przechodzić.
- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek Cię obrażał skarbie.
- Kocham Cię.
- Uspokój się już.- chodził z nią po parku jak z dzieckiem kołysząc nią lekko.