sobota, 24 listopada 2012

dwadzieścia dwa ♥


Tak mniej więcej było kolejne 3 dni. Louis nie wychodził od Mel prawie wcale, a chłopaki zrobili wszystko, żeby Dercy się nawet nie zorientowała. Czwartego dnia Marcelina czuła się lepiej. Przebudziła się mrucząc cicho, pod wpływem jego dotyku.
- Dzień dobry Słoneczko.
- Cześć Skarbie. Co tak wcześnie na nogach?
- Zaraz próba.
- Coś się krzywisz na te próby. Paul krzyczy?
- Nie, jest spoko. Ale nie chce mi się. Pół roku tak było.
- Ćwiczyć musicie.
- Jak się czujesz?
- Chyba już lepiej. Zmykaj na próbę i udanego koncertu.
- Zajrzę po koncercie. Jak coś to dzwoń. Kocham cię!- musnął jej usta i wyszedł. Po chwili odebrał sms.
”Skoro przyjdziesz, przynieś mi swoją bluzę. x”
”Jasne :* kocham <3”
- Siema wszystkim! - krzyknął, a Dercy się na niego rzuciła.
- Tataa!
- Cześć słońce. - wziął ją na ręce i zakręcił.- uczysz się grać?
- Niee.. ale wujek Niall siem fajnie denelwuje.
- Niee! Lucy! Co się stało?! Już dobrze skarbie. - blondyn tulił do siebie gitarę, a mała wybuchła śmiechem.
- Co zrobiłaś?
- Nić. Bawiłam się. A Niall nie lubi, jak ktoś ją dotyka.
- Idziemy na chłopaków?
- Biole Zayna!- krzyknęła i pobiegła za scenę.
- Jak Niall? Gitara żyje?
- Niech ja się dowiem, kto ją tknął. - tulił Lucy do siebie, a za chwilę zza sceny wybiegł Zayn a za nim Dercy.
- Tatuuuusiuu, łapaj go!
- Chyba raczej ją! Kogo ty wychowałeś?!- wszystko komicznie wyglądało. Lou pobiegł za Malikiem, udając, że się wywala.
- Hally! Pomus!- Styles na zawołanie rzucił się mu na plecy.
- Łuuu! Wio koniku!- Małą od tyłu nagle złapał Liam.
- Liaś. Puś mnie puś!- wierciła mu się, a on odwrócił ją sobie poziomo i biegał biorąc ją raz wyżej, raz niżej.
- Eh.. ??? Niall rzucił się na Louisa.
- Liaś, za Zayneem! - Dercy śmiała się głośno i wskazała na mulata. Payne ich dogonił. Rzucił się na Hazzę, a mała na Zayna.
- I cio telaś Zieejni?
- No nie wiem. Straaszniee się boję. - uśmiechnął się lekko i spojrzał na nią z przerażeniem, a ona poczochrała mu włosy. - niee! Tylko nie włosy! Zapłacisz mi za to śliczna. - przeturlał się i zaczął ją łaskotać. Mała śmiała się i odpychała jego ręce.
- Odczep się od mojej córki!- Tomlinson odciągnął go za koszulkę.
- Było mi pomóc marchewkowcu! - Mulat przerzucił go sobie przez ramię i biegał po całej sali, a Lou zaczął się głośno śmiać. Dercy zaczęła latać za Niellem.
- Nie będziesz się znęcał nad moją córką.
- Córką?! To jest diablica!
- Niall! Nie goń mje!
- Chodź tu skarbie.- złapał ją na ręce a ona ciężko oddychała.
- Pić..
- Mleko czekoladowe?
- Może być.
- To butelka i pijemy.- zszedł z nią, ułożył sobie małą poziomo i włożył do buźki butelkę. W ten sposób wyszedł i sprawdził, jak reszta. Wszyscy leżeli na podłodze, próbując złapać oddech, przez śmiech.
- Dercy to ma dobrze..
- Zasłużyła i jest lżejsza.
- Naucys mnie glać na gitalce?
- Może potem Mała. Teraz..- wyszeptał jej coś na ucho i wrócili za kulisy. Uzbroił ją w pistolet na wodę, wziął też dla siebie -na trzy-wybiegli i zaczęli ich oblewać. Dercy poszła na Hazzę i Zayna a Niall Louisa i Liama. Der skupiała się głównie na włosach, a Horan na całym ciele. Wszyscy się śmiali, dopóki nie skończyła się woda.
- Dercy. Wiej!- Horan krzyknął a Mała schowała się za perkusją. Harry ją znalazł i zaśmiał się złowieszcze.
- Zostaw mnie! - uciekała dalej, aż wpadła na nogi Lou.
- Chodź tu do mnie. Harry.. chciałeś coś?
- Nie, już nic.- zaśmiał się nerwowo.
- Jesteś cali mokli.
- Też zaraz będziesz.
- Nie! Ja nie cie!
- Kooochaaam cię.- przytulił ją mocno. Wszystko to nagrał Paul. Louis świetnie się bawił, dopóki nie otrzymał telefonu.
*rozmowa telefoniczna*
- Pan Louis Tomlinson?
- Tak. Coś się stało? - puścił małą i pobiegła do chłopaków.
- Marcelina jest w trakcie ryzykownej operacji zerwanej żyły.
- Słucham?! Jak do tego doszło?
- Spadła z łóżka i..
- Zaraz będę. - rozłączył się.- Paul, ćwiczcie beze mnie. Na koncercie będę, obiecuje.
- Ale..- nie zdążył powiedzieć, bo Louisa już nie było.
- Louis Tomlinson. Operują moją dziewczynę..
- Operacja trwa, proszę czekać.
Po godzinie wyszedł lekarz.
- I co z nią?
- Udało się, żyje.
- Mogę wejść?
- Oczywiście. - uśmiechnął się ciepło, a Louis wszedł na salę i usiadł na znanym już sobie krzesełku. - a było już tak dobrze.. jestem z tobą Kochanie.
- Za chwilę się obudzi.- pielęgniarka wyszła, a Mel po chwili otworzyła oczy.
- Cześć Skarbie..
- Lou? Co się stało.? Miałam dziwny sen.. upadłam z łóżka.. a potem widziałam krew i..
- Ciiiś.. odpoczywaj Słoneczko.
Chwilę potem zadzwonił Harry.
- Louis, nie przyjeżdżaj, jeden koncert zagramy bez ciebie.
- Dzięki. Jesteście kochani. – rozłączył się.
- Co się stało?
- To co powiedziałaś nie było snem. Upadłaś i przeszłaś kolejną operację.
- A twój koncert?
- Paul pozwolił mi tu zostać. Odpoczywaj.
- I będziesz tak siedział?
- Będę tak siedział. Kocham cię.
- Aj idź. W ogóle mnie nie słuchasz.
- Nigdzie nie idę.- zaśmiał się cicho i chwycił jej dłoń.
- Nagrabisz sobie. Potem będziesz uciekał.
- Ja już się dzisiaj oblatałem, dziękuję.
- Właśnie, czemu jesteś mokry?
- Najpierw Dercy ganiała wszystkich po sali, a później zmówili się z Niallem i oblewali nas wodą.
- Hmm.. 2-latka goni 1D? Hah.. a piła coś?
- Mleko. Tak sądzę, że to było mleko. Niall jej dawał.
- Zwalasz na nich całą robotę. Nieładnie Tomlinson.
- Po nazwisku to po pysku. - zaśmiał się głośno.
- Czekam, uderz.
- Nie będę bił.. boli coś?
- Lubię twoje nazwisko. Trochę brzuch.
- Mhmm.. jak coś to mów Kochanie.
- Jasne.. a teraz mów co w domu.
- Wszystko ok.
- Fanki będą zawiedzione wiesz?
- Muszą zrozumieć.
- Osobiście zjadę cię na stronie.
- Masz tu coś do picia.?
- Niee tatusiu.
- Zaraz wracam.
*5 minut później*
- Nie jest gazowana, prawda?
- Niee. Zwykła. Chcesz?
- Nie, będę leżeć i patrzeć, jak się nade mną pastwisz tym widokiem..
- Oj tam.. nawet jak leżysz, to pięknie wyglądasz. Najpiękniej na świecie.
- Nie podlizuj się ślicznoku.
- Mówię prawdę. - pogładził jej policzek i zatrzymał się przy ustach, a ona odwróciła się tak, by wjechał na nie.
- Wyglądam okropnie.
- Ja wiem lepiej.
- Wcale nie
- Wcale tak.
- Nie rób tak. Skoro nie mogę poczuć twoich ust..- chwyciła jego dłoń, a on się uśmiechnął.
- Gdyby nie moja głupota, byłbyś teraz na koncercie.. przepraszam.
- Nie przepraszaj kotek.
- Też cię lubię.
- Tylko lubisz?
- Bardzo lubię.- przyciągnęła go do siebie i styknęła ich nosy .
- A jak bardzo?
- baarrrdzo.- wymruczała i połączyła ich usta. Gdy się od siebie oderwali, nagle ktoś zasłonił Louisowi oczy.
- Zgadnij kto..


sobota, 17 listopada 2012

dwadzieścia jeden . ♥


Marcelina trafiła na salę operacyjną. Sekundy, w których Lou widział ją wijącą się z bólu, zapłakaną i cierpiącą, spokojnie mógł zaliczyć do najgorszych chwil w życiu. Spanikowany zadzwonił do Loczka. Ten, po swojej jeździe był tam w kilkanaście minut. Tommo nie przejmując się, że ludzie na nich patrzą, wtulił się w Hazzę mocno i zalał łzami.
- Ona... bo ją bolało i.. Jezu, jak ona cierpiała.. to.. to było..
- Ciiiś.. spokojnie Kochanie, mów co się stało.
- To rozmawialiśmy i się całowaliśmy.. i ona była spokojna, nic się nie działo.. i nagle kazała wezwać lekarza, a potem przez szybę patrzyłem, jak płacze z bólu i krzyczy.. a teraz jest na Sali. - wychlipał na jednym tchu.- ja się boję.. nie mogę jej stracić, to ona jest moim życiem, umrze ona, umrę i ja. - wyszeptał mu do ucha.
Harry usiadł a on przytulił się do niego i tak trwali przez kolejne 2 godziny. Pełne 120 minut.. 7200 sekund pełnych strachu, udręki, modlitw do wszystkich istniejących bogów o to, by nie zabierali mu ukochanej. Był bliski załamania, z trudem usiedział na miejscu. Tupał nerwowo nogą, dłonie drżały, oczy bezlitośnie wypuszczały kolejne łzy w obawie o najgorsze. Jeśli sądzicie, że lekcja matematyki jest długa, nużąca, często doprowadzająca do białek gorączki to wyobraźcie sobie, jak długo musiały trwać te dwie godziny. Jak czuł się Louis, gdy sens jego życia leżał teraz na stole operacyjnym, a on nie wiedział co się dzieje. Operacja dobiegła końca i wyszedł pierwszy lekarz. Tommo zaraz stanął na nogi i podbiegł do niego, a ten wyminął go i poszedł dalej. Lou stał chwilę oszołomiony zachowaniem mężczyzny i miał chęć wymierzenia mu za to policzka. Chwilę później wyszły też jakieś pielęgniarki. Pewnie asystowały przy zabiegu. Minę miały taką, jakby coś poszło nie tak, co przyprawiło go o szybsze bicie serca. Na końcu wyszedł lekarz, zapewne prowadzący, bo to on do niego zagaił.
- Pańska przyjaciółka przeszła operację zerwanej żyły. Wszystko już w porządku.
- Mogę ją zobaczyć?
- Nie powinien pan.. jest w dosyć.. dziwnym stanie. Nie za bardzo wie, co się dzieje wokół.
- Proszę…
- Zabroniła mi.
- Ona za bardzo się martwi o innych.. niech mnie pan do niej wpuści.
- Eh.. no dobrze, ale! Ja nic o tym nie wiem. - uśmiechnął się życzliwie. - sala 8. OIOM, ale spokojnie, to nic takiego.
- dziękuje, naprawdę bardzo.. - otarł łzy, uspokoił oddech i pobiegł we wskazany adres. Marcelina leżała patrząc w jeden punkt, podłączona do respiratora, pokazującego bicie jej serca. Kroplówka także znalazła tam swoje miejsce. Gdy go zobaczyła, pokręciła delikatnie głową.
- Masz spotkanie z fanami, nie miałeś tu być..
- Skarbie, nic nie mów, leż i odpoczywaj.- nie zważając na jej słowa, usiadł na krzesełku obok łóżka i chwycił jej dłoń. W myślach dziękował wszystkim, do których się modlił, że wszystko jest już w porządku i zmierza do lepszego. Ogromny głaz spadł mu z serca. Nie dziwił się, że tak reagował, po prostu ją kochał i był pewny, że z chwilą, gdy jej serce przestanie bić, on także odejdzie z tego świata i połączą się na nowo po drugiej stronie. Patrzył na nią z miłością, ciesząc się, że ją spotkał, że może z nią dzielić każdy dzień, każdą godzinę, minutę, sekundę swojego życia. Siedzieli w milczeniu, ale to nie była niezręczna cisza. Oni rozmawiali nawet bez słów. Ich późniejszą rozmowę przerwała pielęgniarka.
- Jak się pani czuje?
- Czuję się w miarę dobrze, trochę słabo. Głowa mnie boli…
- Zbadamy tak? -Louis odsunął się na bok, a pielęgniarka wykonała badania. - nie jest źle.. tylko spotka się pani z psychologiem.
- Ale po co?
- Takich ran nie robi się dla żartu.. milimetr dalej i przecięłabyś żyły.. coś się tam w tobie musi dziać..
- O..
- No nic.. wpadnę jeszcze później.
- To moja wina..- Louis wrócił na miejsce, gdy kobieta wyszła.
- Nie twoja..
- Moja. Gdyby nie moja pojebana duma, nic by się nie stało. A tak mogłem cię stracić na zawsze..- wtulił się w nią mocno i uronił łzę.
- Idź.. przestań tak mówić, bo cię palnę, jak odzyskam siły.
- Odpoczywaj, co?
- Nie muszę.. Kotek, spokój.. opanuj się.
- Jestem spokojny..
- Przecież czuję, jak ci serce bije.. Słoneczko, no już..
- Kocham Cię.. pamiętaj o tym, że Cię kocham. - i tyle zdążył powiedzieć, bo Marcelina, mimo, że walczyła.. po prostu zasnęła. Z uśmiechem, zacisnęła swoją dłoń złączoną z jego i odpłynęła do krainy Morfeusza.


sobota, 10 listopada 2012

Dwadzieścia ♥

Godzinę bo tym, jak Louis o mało nie zszedł z tego świata a zawał po zasłabnięciu Marceliny, siedział na szpitalnym krześle, w białej Sali, gdzie wszystko wydawało się takie ponure i wręcz przytłaczające. Mel obudziła się w karetce, lecz nie odzyskała w pełni sił. Gdy otworzyła powieki, Louis poczuł, jak z jego serca spada ogromny głaz.
- to moja wina, przeprasza. Gdyby nie ja nic  by się nie stało. Skarbie, naprawdę, nie wiem co się ze mną działo, ja nie chciałem. Przepraszam, ja.. 

 - wiedz, że jak odzyskam siły to osobiście Cię stłukę..  Zamknij się w końcu, to nie twoja wina. Louis.. naprawdę, przestań już..
- oj tam, kotku.. Śpij.
- nie chcę..  

-a zjesz coś.?
- to chyba teraz będzie standardowe pytanie co.? - skrzywiła sie
- Tak bo masz jeść i pić. Jesteś blisko anoreksji.  

- jak będziesz się tak codziennie pytał to w nią wpadnę.. 
 - może przywieźć Ci coś z domu? - telefon, laptopa bo chcę ogarnąć twistera, słuchawki i odtwarzacz.
- jakieś ubrania czy coś?  

- może.. ale sam wybierz
- dobrze, wybiorę coś. trzymaj się.
pocałował ją w policzek i wyszedł z sali. podczas gdy ona leżała w łóżku szpitalnym z jednym słowem w głowie. : anoreksja.. Louis szybko zabrał potrzebne rzeczy i wrócił do szpitala. 

 - tak szybko.? przyznaj się, ile jechałeś.? - spojrzała na niego pytającym wzrokiem
- nie dużo.
uśmiechnął się i postawił torbę obok łóżka. 

 - jak Ty to sobie wyobrażasz.? nie pozwolę Ci spać na krześle.. 
 - Cii..
uśmiechnął się i musnął jej usta. znowu poczuła coś w brzuchu, tylko nie wiedziała czy to motylki.. czy raczej jakaś reakcja na dzień bez jedzenia. 

 - wszystko w porządku?  
- mhmm.. gdzie jest Dercy.?
- z Zaynem i Niallem. 

 - nie mów jej, że jestem.. tutaj - rozejrzała się i skrzywiła. - jako dziecko widziałam swoją mamę w szpitalu i teraz jestem zrażona do tego miejsca.  
- dobrze, nie powiem. idę załatwić coś do jedzenia.  
- chyba dla siebie.. 
 - chyba dla Ciebie.
- no Mel przygotuj się, bo tak teraz będzie.. - powiedziała na głos sama do siebie
poszedł do sklepu obok i kupił jogurt i bułkę. wrócił do niej. - naprawdę muszę.? - spojrzała błagającymi oczami
- musisz jeść.
otworzył jogurt i wziął łyżeczke. 

 - na sam widok robi mi się nie dobrze.. - odwróciła twarz
- pięć łyżek i dwa gryzy bułki, okej? 

 - ehh.. - odwróciła sie znowu
- jednaa..  – on włożył jej do buzi, a ona od niechcenia zjadła-i co nie jest zły, prawda?  

- robię to tylko dlatego, że nie dasz mi inaczej spokoju.
- a ja robię to dla Twojego dobra, teraz będę Cię pilnować. to jest śniadanie. – dał jej drugą łyżeczkę.  

- chcesz powiedziec, ze będzie tego wiecej.? 
 - tak Kochanie. 
 - o jezu.. 
 - to teraz trzecia..
- dopiero.? - no to teraz gryz bułeczki.
przystawia jej do ust bułkę. 

 - nie przełknę tego.. 
 - no proszę, jeden gryz . 
 - nie - była uparta i zasłoniła dłonią buzię. 
 - Kochanie..
- ymym.. - pokiwała głową na znak prostestu
- dawaaj . dla mnie i Dercy . 

 -Looooouisss… 
 - Mel. Proszę..
-niee. – odwróciła się do niego plecami. 

 -dobrze, dam ci spokój.. do obiadu.- zaśmiał się i odłożył jogurt. – prześpij się. 
 - nie. 
 -Mel..  
- dobrze. Zasnę, nie obudzę się, nikt mnie nie uratuje, zostaniesz sam, a ja pójdę latać wśród aniołków.. 
 - dobra, nie.! To może pogramy.? 
 -jasne, chodź tu do mnie. 
 - nie mogę. 
 -Louis.! 
 -doobra. -  położył się do niej, a ona w niego wtuliła. 
 - prawda lub wyzwanie.?  
-ty raczej wyzwań nie możesz wykonywać. 
 - eh.. boisz się i tyle. To co.? 
 - mam laptopa.- wyciągnął komputer na swoje kolana i odpalił system. - uśmiech do zdjęcia
-niee.- schowała twarz w jego szyję, co wyglądało naprawdę uroczo. 

 -może  być i tak, chociaż wolałbym, żebyś pokazała piękną twarz. – wstawił zdjęcie na twittera  
-zwariuję z tobą  
-ja zwariowałem na twoim punkcie kotek. – czytał komentarze i nagle- może zrobimy twitcama.? 
 -rób co chcesz, ja się nie odzywam – wtuliła się w niego z całej siły, jakby go miała zaraz stracić. On uruchomił kamerkę, powiadomił o Tc i po chwili oglądało ich kilka tysięcy dziewczyn. Powitał się z nimi w swoim zwariowanym stylu, trochę opowiadał o tym, gdzie się znajdują i dlaczego a potem zaczął czytać pytania i głośno na nie odpowiadać.
‘jak długo to trwa.?’ 

 -skarbie, to już jakoś dwa lata.? – spojrzał na nią. Ona tylko kiwnęła głową nie patrząc w kamerę.- wstydzioszek.- zaśmiał się -oo to mi się podoba. Pocałujcie się. Skarbie, chyba nie dasz się długo prosić co.? – poruszył brwiami i zbliżył do niej swoją twarz. Ona oczywiście uległa i złączyła ich usta w czułym pocałunku. Chwilę później do przerwania go, zmusił ich ..laptop. Louis złapał go w ostatniej chwili i postawił znów na kolanach.
-no tak.. – odezwała się w końcu.- Louis strasznie wierci się podczas pocałunków, trzeba mu to wybaczyć.  Haha.
- a co tu się dzieje? – nieoczekiwanie w Sali pojawił się lekarz. 

 - bo panie doktorze, ja się lepiej czuję, jak on mnie przytula. 
 - i co ja mam teraz z wami zrobić.? Hmm.?  
- pozwolić mu tutaj zostać.? – Mel użyła swojego uroku, patrząc na doktora swoim dużymi oczami. 
 - pan Tomlinson lekiem na chorobę.? – zaśmiał się cicho.-no dobrze. Wyłączyć komputerek, odpoczywaj.
- doobranooc.! – powiedzieli obydwoje na jego wyjście i wybuchli śmiechem. 

 - noo.. leku na chorobę, kocham cię, wiesz.? 
 - wieem, i ja ciebie też kocham.
- ale pamiętaj o tym. Nawet kiedy ci powiem, ze cię nie kocham, to cię kocham jasne.? 

 -jasne, jasne. Śpij. 
 - no więc zasnę, nie.. 
 -skończ już.- zaczął ją kołysać usypiająco.  
- nie zasnę.. nie, nie zasnę.. ej, robisz to specjalnie.! 
 -cii… zmróż oczka i śpij.. – szeptał jej na ucho, co z jego usypiającym tonem powiodło się szybko i zasnęła. Obudziła się pod wieczór, ona nadal leżał obok, ale szykował się do wyjścia. 
 - zostań.. 
 - na razie nie skarbie – pocałował ją i zszedł z łóżka.  
-ale ja cię chcę tutaj.. kochanie, no proszę.. i co ja teraz zrobię.? 
 -jakoś sobie poradzimy rybko.
-Loooooooouuuuis.. no plooosieeem. – zrobiła smutną minkę, a on pocałował ją krótko i urwał. – ej, noo..! kontynuuj.. 
 -a co mi zrobisz.? – uśmiechnął się zadziornie.
- Tomlinson to, że leżę, nie oznacza, że nie mogę wstać. Lepiej nie..
- co jest.?
- skończ, co zacząłeś.. albo nie. Wezwij lekarza.!- wybiegł i po chwili wrócił z lekarzem.
- coś nie tak.?
- powinnam się czuć, jakby ktoś mi brzuch rozcinał.? – złapała się w miejsce bólu.
- proszę wyjść-pielęgniarka poprosiła Louisa. Czuł mocny ucisk w sercu. patrzył zza szyby jak badają jego ukochaną. Nie chciał na to pozwolić, obiecał sobie kiedyś, że nigdy nie będzie cierpieć, a teraz widzi, jak sens jego życia wije się z bólu, który po krótkiej chwili stał się tak silny, że zaczęła krzyczeć. Podawali jej jakieś środki, ale nic nie zadziałało..

 

sobota, 3 listopada 2012

dziewiętnaście. ♥


- Co Ty sobie kurwa wyobrażasz?! – Harry wpadł do tymczasowej sypialni Louisa.
- O co chodzi.?
- Najpierw wyjesz, że cię zostawi, a teraz obrażasz się o byle gówno i nawet się nie zainteresujesz, że chciała sobie odebrać życiu idioto!
- Gdzie ona jest?
- Gdzie jest?! W domu! Zawiozłem ją. Czego ty do cholery chcesz?
- Ja nie wiem, co mnie napadło… - zakrył twarz w dłoniach.
- Nie zdziwię się, jak teraz faktycznie odejdzie. Tylko mi potem nie rycz, że dziecko ci zabierze!- zabrał na szybkiego rzeczy Mel i Dercy do torby i już wychodził.
- Harry stój! - złapał go w drzwiach za nadgarstek- jak ona się czuje?
- Beznadziejnie. Ale pewnie i tak cię to gówno obchodzi, skoro była cała mokra, kapało z niej a ty się nie przejąłeś! - wydarł się na niego i wyszedł trzaskając drzwiami i zostawiając Louisa samemu sobie. Spojrzał na małą i ruszył do domu. Dercy obudziła się w połowie drogi.
- Hally? Cio ty tu lobis?
- Jedziemy do domu skarbie.
- A mama? I tatuś?
- Mama już tam jest... A tatuś dojedzie. Podobało ci się?
- Taak! Mama zlobiła tacie zalt i wyprowadziła go na desc po tym jak się ciaałowali..
- To fajnie, że ci się podobało.- dojechali, Dercy weszła do salonu.
- Ceść.
- Hej kochanie.- Zayn wziął ją na ręce.
- Ja idę do Mel..
Hazza zapukał do drzwi ich sypialni. Wszedł zanim usłyszał odpowiedź. Mel leżała zawinięta kołdrą wylewając łzy w poduszkę.
- Jak się czujesz słonko? -usiadł obok niej. Podniosła smutny wzrok na niego. Była cała blada.
- Zimno mi…- wychrypiała.
- Boże, dziewczyno jak Ty wyglądasz?! Słabo Ci?- skoczył szybko po koc.
- Zimno... -podkuliła nogi.
- Chodź tu do mnie. - wziął termometr, położył się obok niej, przykrywając kocem zmierzył temperaturę.- masz gorączkę..
- No i co?- wtuliła się w Niego mocno.
- Liaam! - wydarł się i przytulił Mel.
- Zarazisz się… - próbowała mu się wyrwać.
- Przestań. - przyciągnął ją mocno do siebie. - Liaaam.!
- Co jest? - wbiegł to pokoju.
- Mamy tu coś na obniżenie gorączki? I dzwoń po naszego lekarza.
- Zaraz sprawdzę. - wyszedł z pokoju dzwoniąc po lekarza.
W tym czasie przyjechał Lou.
- Gdzie Mel? Muszę z nią pogadać...
- Nie wiem, czy ma siłę rozmawiać, a tym bardziej ochotę. - powiedział Liam szukając w apteczce leków.
- Gdzie do cholery jest moja dziewczyna?! I co Ty robisz?
- Leży w sypialni, Harry próbuje ją ogrzać a ja szukam czegoś na zbicie gorączki -odpowiedział trochę nerwowo.
- Jakiej go.. Co tu się dzieje?!
- Mel prawdopodobnie jest chora, ma gorączkę, lekarz zaraz przyjedzie.
- Co? Nie no muszę tam iść.
- Harry, czy on mnie już nie kocha?- Lou stanął przed drzwiami i przysłuchiwał się rozmowie.
- Na pewno kocha, tylko dużo przeżył po trasie.
- Czemu się tak zdenerwował? To był żart…
- W ciągu tygodnia dwa razy wyjechałaś… jest zestresowany.
- Ehh - przymknęła oczy.
- Słuchaj.. Ty.. Ty go zostawisz?- zaczął gładzić jej plecy.
- Nie chcę... ale widzisz, że on się w ogóle nie przejmuje?
- Może chciał... tylko jego duma mu nie pozwoliła?
- To ta jego duma jest pojebana. Spytał, czy się cięłam, odpowiedziałam, ze tak  A on się położył na łóżko bez żadnych emocji. Wróciłam przemoczona, patrzył na mnie kilka sekund. Nic sobie z tego nie robił. Jak tak można?- odwróciła się tyłem do przyjaciela i płakała. Teraz zrobiło jej się gorąco. Louis stał ze łzami w oczach. W tym czasie przyszedł lekarz.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.- Harry wstał i podał mu rękę.
- Więc co się dzieje?
- Ma 38 stopni, jest cała blada, ponad godzinę siedziała w deszczu. Nie wiem co miałem robić, więc kazałem Liamowi zadzwonić.
- No dobrze.. – podszedł do łóżka - Cześć, jestem doktor Phils. Pozwól, że Cię zbadam.
Drgnęła i zakryła się bardziej.
- Nie chcę.
- No proszę, później może być jeszcze gorzej.
- Nie chcę, mogę nawet umrzeć. - zakryła twarz kocem.
- No i czemu tak mówisz? -nagle do pokoju wszedł Louis .
- Nagle się zacząłeś interesować? - wyjrzała spod koca i spojrzała na niego szklanymi oczami.
- Przepraszam, nie wiem czemu się tak zachowywałem .
- Jednym przepraszam nie załatwisz całej sprawy. Krew mi leci z nadgarstka już od prawie godziny i nie przestaje... ale co tam. Nie chcę żadnego lekarza, nie chcę nikogo, mogę się tu wykrwawić, i tak każdy ma mnie w dupie.! - opadła na łóżko zalewając się łzami.
Pan Doktor wziął jej rękę i przemył wodą utlenioną.
- Ała, piecze! -zabrała swoją rękę od niego.
- Daj mi opatrzyć rękę, bo może się wdać zakażenie.
- Dajcie mi święty spokój, okej?
Pomyślała chwilę, oparła się o ścianę i wyciągnęła rękę w jego stronę. Lou stał i z przerażeniem patrzył do czego doprowadził swoją dziewczynę.
Doktor oczyścił rany dokładniej i zabandażował.
- Daj, teraz Cię zbadamy.
- Czy... chcę.. chcę być sama.
- Jasne. Trzymaj się.
Chłopcy wyszli.
- No dobrze, połóż się wygodnie - zwrócił się do Mel
Zabrała kołdrę i koc z łóżka i położyła się.
- Jadłaś coś dzisiaj?
- Nie .
- Mam rozumieć, że przez cały dzień byłaś na głodzie?
- Nie jestem głodna.
- A piłaś coś przynajmniej?
- Nie.
Patrzyła się w sufit. Nic nie dało się od niej konkretnego wyciągnąć.
- Ehh.. przepraszam na chwilę. - wyszedł na korytarz. - Louis?!
Louis szybko wstał z kanapy w salonie i podbiegł do niego.
- Ona nic nie jadła, nic nie piła, a Ty na to pozwoliłeś. Jak się wytłumaczysz?
- Ja nawet nie wiem co się ze mną ostatnio dzieje…
- Zagrożę Ci czymś teraz... wiesz, że ona wygląda, jakby wpadła w anoreksję?
- Co?!
- To. Człowieku naprawdę nie widzisz? Zająłbyś się nią a nie patrzył na własną dumę. Ta dziewczyna doprowadzi się do ruiny i to szybciej niż myślisz.
W jego oczach pojawiły się łzy. Wszedł do ich sypialni. Ona spojrzała na Niego i zamknęła oczy. Usiadł obok niej i niepewnie chwycił jej rękę. Zadrżała, ale jej nie zabrała, więc delikatnie splótł ich palce.
- Czemu to robisz? - spytała cicho nawet nie otwierając oczu.
- Jestem totalnym idiotą i muszę o Ciebie walczyć.
- Louis.. jesteś idiotą..- uśmiechnęła się niezauważalnie.
- Wiem .. muszę Ci pomóc.
- W czym?
- Doktor mówił, że możliwe, że wpadłaś w anoreksję. A to wszystko prze mnie.
- Nie przez Ciebie..
- Przeze mnie. Ja to wiem. Przepraszam.
- Tomlinson, nic nie wiesz, a się udzielasz. To nie jest Twoja wina.
- To powiedz mi to o czym nie wiem .
- Mam tak od ciąży.. niezauważalnie zmniejszałam swoje porcje jedzenia..
Dlatego myślisz, że to przez to, że mamy problemy..
- Nie chcę już problemów, rozumiesz?
- Ale.. myślisz, że ja chce?
- Na pewno nie chcesz, nikt ich nie chce.
- Tylko.. nie chciałam się ciąć.. chciałam Cię sprowokować..
- Chodź tu. - wyciągnął ręce.
Wstała powoli i przytuliła niepewnie swojego chłopaka.
- Przepraszam, na prawdę przepraszam. Jestem egoistą i idiotą.
- Nie żądam od Ciebie za dużo uwagi.. i robię rzeczy, których nie powinnam ze względu na Twoją sławę.. - zaczęła płakać
- Moja kariera i sława nie powinna być w naszym życiu prywatnym. ja za mało poświęcam Ci czasu.
- Lou wyrzuciłam Cię za drzwi w deszczu zapominając że mogą zrobić Ci zdjęcie i niewiadomo co wymyślić..
- Ja wiem, że to był żart Kochanie. zachowujmy się normalnie .
- No jakoś specjalnie sie nie uśmiałeś.
- Przepraszam. wiem, że zawsze się śmiałem. wczoraj.. nie wiem co ze mną się działo.
- Wczoraj? to już.. już jest kolejny dzień? - odsunęła się od niego gwałtownie
- tak Skarbie. -odgarnął jej grzywkę z twarzy.
- Ake.. przecież.. ugh.. - opadła na łóżko
- Zawołam już lekarza i przyniosę wodę. -pocałował ją delikatnie w czoło i wyszedł.
- Nie! Lou!
- Co jest? - stanął w drzwiach i się odwrócił.
- chodź tu natychmiast. Myślisz, że wciśniesz mi kit, że będziesz mi poświęcał więcej czasu a potem sobie wyjdziesz? O nie staruszku, zostajesz tu, choćbym Cię miała jakąś chorobą załatwić. - pociągnęła go za rękę, że wylądował na niej.
Przeturlał się tak, że ona leżała na nim i zaczął muskać jej usta.
- Tak lepiej. - zaśmiała się delikatnie i wplotła palce w jego włosy.
- Jesteś cała rozpalona wiesz? - dotknął jej czoła.
- to przy Tobie. oparła głowę o jego klatkę piersiową.
- O Jezu.. - zdołała tylko powiedzieć i straciła przytomność
- Meeel! -położył  ją na łóżko .
- Phils!
Krzyczał na cały dom strasznie roztrzęsiony.
- Co się stało? - wbiegł do pokoju
- Straciła przytomność, nie wiem..
- Odsuń się od niej! - podbiegł do łóżka i sprawdził puls.

__________________________________________________________________
jak zauważyłyście rozdziały teraz będą dodawane w soboty, a nie w piątki.
zapraszamy do czytania. :*