sobota, 27 października 2012

osiemnaście. ♥


Po powrocie z plaży, Louis pomógł się przebrać małej i poszedł do Mel, która akurat zdejmowała górę stroju kąpielowego. Zaszedł ją od tyłu i objął.
- Mrr… - zaśmiał się i splótł dłonie na jej brzuchu.
- Louis, nie jestem ubrana…
- Ale mi to nie przeszkadza...- musnął jej szyję, pierwszy raz i drugi.
- Ale mi tak. - założyła na siebie stanik.
- I tak byśmy tego nie zrobili, bo masz karę.
- Ja? Chyba ty.
- A czemu?- położył jej ręce na biodrach.
- bo tak. Zbiłeś mi nos. ? zaśmiała się i zadrżała lekko z zimna, więc poszedł z nią w ramionach i otulił swoją bluzą. Przywarli do siebie, gdy weszła Dercy.
- Co lobicie?
- Przytulamy się. Chcesz w środeczek? - wziął ją na ręce, na co zaklaskała wesoło.
- Robimy ciasteczka?
- Ciasteeeecka!
- To jazda do kuchni.- wszyscy poszli.
Przygotowanie masy skończyło się tym, że Dercy miała całe rączki i policzki w cieście, a Lou zbite jajko na głowie.
- I do piekarnika. A wy do mycia, już!- pogoniła ich do łazienki. Dercy po kąpieli otrzymała koszulkę Lou na siebie. Dziewczyny postanowiły zrobić mały żarcik Louisowi, więc gdy skończył kąpiel, Mel weszła do łazienki i zawiązała mu oczy.
- Ej co jest? - zaczął się odwracać wokół siebie.
- Dercy śpi, zabawimy się? - omamiła go pocałunkami składanymi na plecy, zaczął cicho mruczeć, już nieźle rozgrzany. Wyprowadziła go z łazienki, otworzyła drzwi domku i wystawiła na deszcz, dla ochłody. Dercy zaczęła się śmiać. Gdyby Mel wiedziała, co się potem stanie, na pewno nie wpadłaby na ten pomysł. Po kilku minutach otworzyła drzwi. Louis wszedł nawet na nią nie patrząc. Myślała, że chce się tylko zemścić, udając złego, ale po godzinie już wiedziała, że jest na nią więcej niż zły, że jest wkurwiony.
- Długo się będziesz wkurzał? To był żart, tak?- nic, cisza. -  mam tego dość. Proszę bardzo, bądź sobie wkurzony, mam to gdzieś! - zrzuciła z siebie jego bluzę i mimo deszczu wybiegła z domku, na plażę. Siedziała patrząc na niespokojne wody jeziora, silnie prowadzone przez wiatr. Nawet nie poczuła, kiedy łzy zaczęły się mieszać z kroplami lodowatego deszczu tworząc mieszankę zimnego bólu. Zaczęła drżeć, ale się nie ugięła. Do domu wróciła o północy. Wyglądała okropnie, łzy rozmazały jej cały makijaż i zostawiły czerwone opuchnięcia pod oczami. Włosy zaplątane w każdą stronę ociekały wodą.
- Mogłabym się pociąć, a ty być się nie odezwał prawda?! - Louis popatrzył na nią smutno. - tak myślałam. - wyszła do łazienki, ogarnęła się i wróciła.- śpię z Dercy, albo na kanapie... albo nawet na plaży. Byleby z dala od ciebie! - wysyczała oschle i wyszła. Położyła się na kanapie, ale praktycznie w ogóle nie spała, tylko płakała. Która godzina? Niewiele po północy. Dercy spała spokojnie, zupełnie nieświadoma co dzieje się w domku. Louis? On leżał, zastanawiając się, co się z nim stało. Dlaczego zareagował tak, a nie inaczej.. dlaczego zareagował jak nie on.. natomiast Mel.. Marcelina przeżywała wewnętrzne rozdarcie. Leżała na kanapie pod cienkim kocem, narażona na potworny chłód, bezlitośnie owiewający jej, jeszcze mokre ciało. „Co się z nim dzieje? Nigdy się tak nie zachowywał?” to były jej myśli. Ale była jeszcze jedna.. jedna, najgorsza, jaka mogła wpaść jej do głowy. Ostatecznie to zrobiła. Wstała, skierowała się do łazienki i podkasała rękaw lewej ręki. Nikt nie dowie się, skąd wzięła żyletkę. Długo patrzyła na lśniący przedmiot, jakby miała nadzieję, że ktoś napisał jej na nim odpowiedź na całe zło. Ponieważ jej nie znalazła, zbliżyła prawą rękę do lewego nadgarstka. „Teraz” powiedziała sobie w myślach i zanurzyła srebrne ostrze, dzieląc je zaledwie o milimetr, a nawet mniej od żył. Poczuła ulgę, jakby wszystkie problemy uciekły z niej razem z czerwoną cieczą, zalewającą jej śnieżnobiałą skórę. Na chwilę zatopiła się w tym widoku, to było dla niej czymś pięknym. Kropla za kroplą opuszczała jej ciało, by rozbić się z niemym hukiem o zimne, jasne kafelki. Zasłoniła swoje dzieło i weszła do sypialni, w której leżał Louis. Nawet na niego nie patrząc zdjęła przemoczoną koszulkę i założyła suchą.
- Cięłaś się?
- Nie, sprawdzałam, czy mam błękitną krew. - odparła bez uczuć. Jaka była jego reakcja? Pokręcił tylko głową i położył się na brzuchu, żeby na nią nie patrzeć. A pomyśleć, że to zaczęło się od zwykłego żartu.
I tak trafiamy do punktu wyjścia. Marcelina już nie wiedziała co ze sobą zrobić, zerwała się z miejsca i wyszła na zewnątrz. Już nie padało. Ostatkami sił, wybrała numer do Harrego.
- Mógłbyś po mnie przyjechać?- mówiła łamiącym głosem.
- Mel? Zaraz będę. - od razu wyczuł jej płacz. Jechał prawie 200 km/h, więc był szybko.
- Jechałem jak poparzony, co jest Skarbie?
- Louisowi coś odbiło. Najpierw się denerwuje za jakiś głupi żart, a później się nawet nie interesuje, że się cięłam. Spałam na kanapie i spędziłam dwie godziny w ulewie. -zaczęła mu płakać w koszulkę. Zaprowadził ją do auta i ruszył w kierunku domu.
- Cięłaś się?
- Nie wytrzymałam...- podciągnęła rękaw bluzy i spojrzała na świeże rany. Zawiózł ją do domu zespołu 1D. Minęła wszystkich w salonie i pobiegła do pokoju loczka. Harry zaś wrócił do domku letniego, spakował rzeczy Dercy, cicho, nie budząc dziewczynki, włożył ją w fotelik w swoim aucie. Teraz czekało go najgorsze.. poszedł do pokoju, w którym leżał szatyn z zamiarem takiego ochrzanu, którego Louis zapamięta do końca swojego życia.


piątek, 19 października 2012

siedemnaście ..


Spakowani i pełni energii wyjechali nad jeziorko. Zakwaterowali się w pokoju, przebrali w stroje kąpielowe i ruszyli na plażę.
rozłożyli się na brzegu, Dercy od razu pobiegła do wody, a Mel położyła się wygodnie na ręczniku z książką.
- Dercy nie tak daleko!
patrzy cały czas na małą a ręką gładził nogę Mel
- nie rób tak, bo nie mogę się skupić na książce - zaśmiała się delikatnie
- oj tam.. Dercy, Kochanie chodź tu.
- njee, nie cie. - dalej pluska się w wodzie.
- to nie chodź daleko. co tam ciekawego czytasz?
- jakieś miłosne bzdety. ona ucieka, on jedzie za nią, godzą się i wszystko jest ok, oczywiście ich rodzice nie zgadzają się na ten związek, ale po dłuuugim czasie ich akceptują.
no proszę.. żaden facet nie pojechałby przez pół świata za dziewczyną. pewnie już po tygodniu znalazłby sobie inną.
- a ja? jechałem za Tobą.
- bo Ty to jakiś dziwny jesteś kotek - zaśmiała się.
Uśmiechnął się szeroko i patrzył w stronę Darcy, która siedziała na brzegu i bawiła się mokrym piaskiem.
- ehh.. znudziła mi się ta książka.  co robimy.?
- chodźmy do Dercy.
Pomógł jej wstać.
poszli do małej
- jezuu, zimna woda, dobra, przeżyję, ale dalej już nie idę
- Jak tam Dercy?
Kucnął przy małej.
- siuuupel.! - młoda zaczęła uderzać w wodę i pluskać, tak, że ochlapała szatyna
- Osz Ty.
Mówi ze śmiechem i bierze ją na ręce i idzie dalej.
Mel wzięła aparat i zaczęła im robić zdjęcia.
Sadza sobie Małą na ramiona i idzie tak, że on jest już do szyji .
- hah, Lou wracaj, wywalisz się jeszcze..
Zdejął ją sobie z ramion i zanurzył jej nóżki.
Dercy zaczyna energicznie przebierać nogami rozpryskując przy tym wodę.
- Fajnie Księżniczko?
- tylko sie nie psiewluć.! - zachichotała weseło.
- Nie przewrócę, nie bój się.,
Mel wróciła na ręcznik, zdjęcia zrobione komórką wrzuciła na tweetera, a potem oglądała fotki z aparatu
- Wracamy do mamusi?
- mhmm.
Wybiega z wody zanurzając przy tym Małą do połowy tułowia .
- no mała, połóż się chwilkę, musisz się wygrzać
Dercy siada na koc okrywając niezdarnie ręcznikiem.
ze śmiechem patrzy jak przykryła się cała ręcznikiem i położyła.
- pomóc Ci.?
- njee, ja tak chcie.
- dobrze.
Uśmiecha się w stronę Lou.
- Ty nie jesteś posmarowana, a później mi będziesz jęczeć. - wziął krem, usiadł na niej delikatnie i zaczął ją masować mleczkiem do opalania
- no weź mnie tak normalnie smaruj.
- to znaczy.?
- bo mnie tak dotykasz, że mam dreszcze.
- nic nie poradzę kochanie - robił to jeszcze delikatniej
- o to mi chodziło. - szepnął jej do ucha lekko wiercąc się na jej plecach.
- no, ej.. - uśmiecha się.
- no co.?- przygryza jej płatek ucha
Zaśmiała się.
- Boli..
- boleć to Cię może nosek, po dzisiejszym. a teraz się nie wierć, próbuję Cię ochronić przed oparzeniem
- coś długo to robisz, a ja nie mogę oddychać.
- nie możesz oddychać.? hmm.. czemuż to.? - schylił się znowu do niej na tyle, żeby czuła jego oddech na swoim policzku.
- bo mnie gnieciesz .
Dercy wykorzystała moment i usiadła na plecach Louisa .
- no wiesz.? aż taki ciężki nie jestem. - zaśmiał się z małej siedzącej na nim
Młoda delikatnie klepała go w plecy rączkami.
Louis zszedł i szepnął coś do niej. Dercy się zaśmiała i podeszła do swojej mamy.
- maaamuś, wstań na chwilkę.
- już Kochanie.
Louis szybko wział ją na ręce i wbiegł do wody. a mała stała na brzegu z jej komórką w ręku i śmiała się głośno
- Louis! Głupku, puszczaj .
- nazwij mnie tak jeszcze raz, a Cię tu zostawię.
- Przepraszam, Skarbie mój najdroższy .
Uśmiecha się.
- lepiej. no skoro mam Cię puścić.. - powoli osłabia uścisk

- niee. Proszę, nie.
- no zaprowadzę Cię na brzeg, spokojnie. – wyszli,  Dercy nie mogła zasnąć, więc Lou włożył ją do wózka i chodził po plaży, dopóki nie odpłynęła do krainy snu. Postawił wózek blisko ręcznika i położył się do Mel. Ułożyła się na jego brzuchu i wtulona, po chwili, sama zasnęła. Dwulatka obudziła się dwie godziny później, leżała spokojnie bawiąc się zabawkami. Wychyliła się chwilę potem i z uśmiechem szczęśliwej dziewczynki spojrzała na rodziców.
- telaś to siem wyspałam.
- to do brze skarbie. Nie zimno ci.?
-mhmm... - Dercy przykryła się szczelnie kocykiem i zaczęła się bawić swoim misiem.
Uśmiechnął się do niej ciepło.
Mel zaczęła się wiercić niespokojnie.
- Kochanie, obudź się..
Delikatnie ją szturcha.
wstała gwałtownie, rozejrzała się dookoła i uspokajając oddech położyła się jeszcze na chwilę.
- Co jest Skarbie?
spojrzał na nią z niepokojem.
ic. zbieramy się.? - podeszła do Dercy bawiącej się spokojnie
- Wieczorem mi opowiesz- szepnął jej do ucha i zbierał rzeczy.
- ale.. ech.. Dercy jesteś głodna.?
- tiaak .
mała wstaje z koca .
- to chodź, idziemy już do domku. - chwyciła za wózek. - pomóc Ci.?
- nie, poradzę sobie.
uśmiecha się i bierze wszystkie rzeczy.
-to co zjecie.? - spytała gdy już byli w domu
- ja ciem kanapki. z sinką.
- ale masz jazdę na tą szynkę. to po tatusiu. - zaśmiała się głośno. - a Ty.?
- to ja też. ty też masz coś zjeść.
- co.? kto to powiedział.? - przygotowała wszystko i zaniosła do pokoju
Mała wzięła kanapkę i zaczęła z trudem gryźć.
- Ty Też jedz Skarbie.
- nie mam ochoty. idę po herbatę
Louis wzdychnął i pomógł Młodej zjeść kanapkę.
- uh.. najadiam się. - oparła sie o krzesło klepiąc po brzuszku
- Kochanie Ty też coś zjedz .
-no jem przecież. zarąbałam Ci marchewkę. - zaśmiała się popijając herbatę
- Tylko mi się nie odchudzaj.
Pokiwał palcem.
- ee... ale jak tak troszkę to nic się nie stanie tak.? - spojrzała na niego słodko
- nie zgadzam się i już!
powiedział .
dzień minął im całkiem miło, spokojnie..
nikt by nie pomyślał, że jeszcze dzisiaj stanie się coś strasznego.. coś, co rozpocznie burzenie spokojnego życia tej szczęśliwej dotąd rodzinki..





piątek, 12 października 2012

szesnaście. ♥


(!) przeczytaj pod rozdziałem (!)

Dercy wykąpana szybko zasnęła. Mel także już poszła. Lou wariował chwilę z Harrym, gdy usłyszał huk w pokoju Małej.
- Skarbie co się stało?- wbiegł do niej szybko i wziął ją na ręce. Mała zalała się łzami.- boli coś?
- Mhmm. - wtuliła się w niego mocno.
- A gdzie boli? Pokaż tatusiowi.
- Tutaj.- ujęła jego dłoń i skierowała na swoje plecy.
Delikatnie pomasował jej plecki.
- Nie, tatusiu nie, boli.
- Chodź może posmarujemy.
Bierze ją na ręce i niesie do kuchni.
- Nie, będzie bolało, nie ce!- wyrywała mu się na ile mogła.
- Nie będzie bolało Dercy.
Trzyma ją mocno.
- Ehh... Zniowu to siamo, jak nie klopelki to klem.. - założyła rączki
- Kremu nie musisz jeść.
- Oj tato.. psiecieś wiem.
Louis się uśmiecha i woła Mel.
- Hmm? Co Wy znowu jej zrobiliście?- bierze od niego małą.
- Śpadłam z łóźka.
- Boli Cię coś? Jak to się stało?
- Bolą mnie plećki, juś tloszkę mniej. Nje fjem. -smuci się.
- Oj... Chyba nic jej nie dałeś przeciwbólowego prawda?- spojrzała na Lou.
- Jeszcze nie, chciałem posmarować.
- Nie żartuj. Kotek, leki dla Małej są w naszym pokoju... Pamiętasz? Chowamy je tam odkąd Niall wypił syrop na kaszel bo myślał, że to sok. I po tym jak Harry zjadł jej tabletki antyalergiczne jak cukierki.
- Aj, no zapomniałem. Chodźmy lepiej już się położyć.
Idą do ich sypialni.
- Dercy, boli Cię jeszcze.? - spytała kładąc ją do ich łóżka.
- Już plawie nie.
Wchodzi niezdarnie pod kołdrę.
- Jakby bolało to powiedz. Lou skocz tylko po jej butelkę, ostatnio sporo pije w nocy.
- Okej.
Poszedł do kuchni i wrócił z butelką.
- Dobranoc Skarbie.
- Kocham Waś.
- A siku zrobione? Bo jak tu zostanie niespodzianka rano to tatuś sprząta. - zaśmiała się.
- Nie źlobione ale nie chcie mi się wsatwać..
Cichutko wzdycha.
- Ja Cię nie zmuszam, tatuś jutro ładnie wszystko wypierze i powiesi w suszarce. - patrzy na minę Louisa i powstrzymuje się od śmiechu.
- Skarbie, chodź zrobimy siuisu.
Patrzy na Dercy.
- Njeee. - chowa głowę w poduszkę.
- Kochanie, proszę Cię. Jak nie zrobisz siusiu to opóźni się wyjazd i nie pokąpiesz się.
- Haha, szantażujesz własną córkę? Oj nieładnie Tomlinson. - Mel śmiała się w najlepsze, a Mała uparcie trzymała się poduszki.
- Nie szantażuję, tylko stwierdzam fakty. Chodź tu Szkrabie.
Bierze ją na ręce i kręci w kółko .
- Nie wierzę, że Ci uległa. - wydęła usta w dzióbek i założyła ręce na piersi.
Dał jej szybkiego całusa w usta i wyszli do łazienki. Wrócili po chwili. Lou z wielkim bananem na twarzy bo uniknął prania, a Dercy już przysypiająca. Położył ją delikatnie po środku i przykrył ich trójkę kołdrą.
- Dobrze, że mamy duże łóżko.. Pamiętam jak spaliśmy tu w szóstkę.. - zaczęła wspominać, gdy Mała już spała.
- Oo.. to było szalone.
Zaśmiał się .
- Szalone? Przestań. szalone było to, jak spaliśmy spici na trawniku sąsiadów. - zaśmiał się cicho.
- Kocham Cię wiesz?
- Mówisz mi to kilka razy dziennie. Nie da się zapomnieć. I pomyśleć, że gdyby nie to, że zwinęłam tą czapkę to nadal siedziałabym w Polsce szalejąc za pewnym zespołem i śniła o jednym z jego członków..
- To dobrze, że mówię czy źle? - uśmiech - czy ten pewien członek ma na imię Louis?
- Dobrze. Nie, Zayn mnie nawiedzał w snach - spojrzała na jego reakcję.
Otworzył szeroko oczy.
- A żebyś tylko wiedział, co się działo.. - przygryzła dolną wargę zachowując powagę.
Lou trochę zbladł.
- Chyba nie chcę wiedzieć.
- Haha, żartowałam.
- No weź.
Ułożył głowę na poduszce.
- Tak naprawdę to śnił mi się Niall.. wiesz, blondynek, niebieskie oczy.
- No wiadomo.
Uśmiechnął się lekko.
- No po prostu nie mogę z Twojej miny wiesz?
- Której miny?
Robił różne, śmieszne miny.
-Pfhhaa.. raczej z tej, jak aż bledniesz z zazdrości.
Wzdechnął cicho.
- Przecież doskonale wiesz, że od 15 roku życia mam bzika na Twoim punkcie idioto. brązowe włosy ułożone w lekki nieład, błękitne hipnotyzujące oczy, piękny uśmiech.. ach.. - rozmarzyła się.
- Dobra skończ bo się zarumienię.
- Ach no i jeszcze kolorowe spodnie, i te szelki.. matkoo.. - zaczęła mu robić na złość.
- Gdyby nie Dercy rzuciłbym się na Ciebie.
- Ta Twoja opiekuńczość, zachowanie w stosunku do fanów, ten śmiech, no i głoś w solówkach.. mm.. - zamruczała cicho.
Przeszedł na jej stronę łóżka i położył się na niej.
- No i co teraz Marchewkowcu? Ach no i zapomniałam o ustach, jak się ogląda wywiady, albo na koncercie i jest takie zbliżenie na Twoją twarzyczkę.
- Mam Cię stąd zrzucić?
- Leżysz na mnie, więc to ja Ciebie mogę zrzucić. No ja bym wymieniała dalej, ale robisz się niespokojny.- spojrzała w dół ze śmiechem
Chwycił jej twarz w swoje dłonie i pocałował namiętnie.
- Złaź ze mnie. Jesteś ciężki
- Dawaj buziola.
- Tak tak, chciało by się. - wytknęła mu język.
- Chcę , chcę .
- Pomarzyć można. no już zmykaj na swoją stronę łóżka.
- Dawaj buziola…
Zrobił słodkie oczka.
- Idź.. te słodkie oczka Ci nie pomogą.
- No weź daj .
- Daj, to chiński sprzedawca jaj. Idźkaj.
- Nigdzie nie idę bez buziola.
Położył na niej poduszkę i ułożył się wygodnie.
- To śpij, tylko jutro nie narzekaj na bóle.
- Foch.
Wstał z niej i położył się na swojej połowie.
- Dobra, ale jutro nie zakładam bikini - odwraca się na bok.
- Echh.. dobra nie ma focha.
Uśmiecha się . Podbiega to niego szybko, daje mu całusa w policzek i wraca.
- Dobranoc Kochanie .
- Branoc
~ rano ~
Louisa obudziło dźganie w plecy.
- Hmm? Co jest? Dercy?
- Tatusiu, tatusiu. Jedziemy juś?
- Jezu… która godzina?
- 6 rano.- wchodzi Marcelina. - Spałeś w ogóle? Wyglądasz jak po niezłej imprezie.
- Spałem.
- To wstawaj, migiem  - podeszła i nachyliła się nad jego twarzą.
- Pięć minut, okej?
Nie otwiera oczu .
- Nie, już.
- Yh.. no dobra.
Podniósł się.
- Aauaa!- niechcący zderzyli się głowami.
- Przepraszam Skarbie.
Całuje ją w głowę .
- Z głową okej, Jezu nie czuję nosa. - chwyciła się za noc i odchyliła głowę w górę.
Pobiegł do kuchni i przyniósł jej lód.
- Połóż się Skarbie .
- Oj no bez przesady, najwyżej go złamałam - zaśmiała się lekko.
- Wszystko moja wina.
Pomaga się jej położyć i delikatnie przykłada jej lód do nosa.
- Powiedz tak jeszcze raz, a oberwiesz tym lodem.
- Dobrze, boli jeszcze?
- Przeżyję. dobra trzeba się zbierać.- wstała, lekko ją zachwiało i skierowała się do drzwi.
- Wracaj i leż, ja wszystko przygotuje i będziemy jechać.
- Louis, nie traktuj mnie jak dziecko. Nie masz aż tak twardej głowy, żeby wstrząsu mózgu dostała - uśmiechnęła się i pomrugała chwilę, żeby odzyskać ostrość obrazu.
- Jak mówię żebyś się położyła to się połóż.
- Nie i nie dyskutuj ze mną.
Wziął ją na ręce i położył na łóżku. Przyłożył lód.
- Jesteś wredny wiesz? - znowu zamrugała.
- Nie jestem wredny, tylko się martwię. Dercy, Kochanie pilnuj żeby mamusia nie wstawała a ja zrobię śniadanie.
- Tak jest panie tatusiu! - mała zabawnie zasalutowała.

__________________________________________________________________

Pod ostatnim rozdziałem bardzo nam się nie spodobało, że w ciągu godziny czy dwóch z sześciu komentarzy zrobiło się piętnaście. Co więcej zostały one dodawane co minutę, nawet mniej. Dla nas nie ma sensu aby jedna osoba dawała dziewięć komentarzy. Możemy dodawać rozdziały nawet jak są trzy, ale szczere. Bardzo prosimy aby sytuacja się nie powtórzyła, bo możemy nawet zawiesić bloga.

 Rozdziały od dziś będą dodawane co tydzień, w piątki.
Zapraszamy do czytania i komentowania. :*





piątek, 5 października 2012

piętnaście. ♥


 "no kiedyś weźmiemy ślub prawda?"


- Tak, weźmiemy.-zacisnęła oczy. 
- Chodźmy do domu, położysz się.- objął ją mocno i poszli wolno do domu.
~Dom~
Louis położył się z Mel na kanapie w salonie i przykrył ich kocem. 
- Śpij Skarbie...
- Ale zostań, chcę Cię zobaczyć jak się.. - i zasnęła.
Zaśmiał się cicho i patrzył jak śpi. Obudziła się jednak po chwili prawie spadając z kanapy.
- Skarbie uważaj troszkę.- uśmiechnął się ciepło w jej stronę.
- Matko... Louis, jeden Ty mi wystarczysz.
- Tak wiem Słonko, śpij.
Pocałował ją we włosy.
- Co do wesela to chcesz cichy ślub?
- Obojętnie byle z Tobą.
- Nie, chcę duuuży. Dla rodziny przyjaciół i w ogóle.. 
- Dobrze, będzie duży.- uśmiecha się.
- A suknia? Krótka czy długa?
- Długa Kochanie, ale wybierzesz tą która będzie Ci się podobała.
- Jezu.. jak zwykłe lody mogą tak działać?
- Zjadłaś wszystkie koniakowe, które były w pucharku plus rumowe. A masz słabą głowę.
- Ale bez przesady... Tak dla pewności po naszym pokoju nie chodzi jednorożec prawda?
- Nie chodzi Skarbie. Śpij proszę.
- Okej- wtula się w niego mocno a on obejmuje ją ręką.
- Cześć.Ledwo popołudnie a wy już śpicie?- wszedł Harry
- Ciii...
- Co jest?
- Aj, najadła się lodów z alkoholem.
- I tak ją wzięło? A te żelki?
- Niestety... Chciała żelki za to, że nie zabierze Dercy i nie wyjadą.- szepcze i szczerzy się.
- Łatwo ją przekupić... Czyli, że zostaje?
- Tak, ale nie tylko żelki. Kochamy się przecież, nie? 
- Powiedziała to po lodach czy przed?
- Przed, Debilu.
Śmieje się cicho.
- Aaa... No to wtedy ok Bo jakby to powiedziała po to... na wiele byś liczyć nie mógł - zaczął się lać.
- Cicho bądź. Powiedz lepiej gdzie Dercy?
- Poszła z Liamem i Dan na zakupy. Więc macie cały dzień bez dziecka. Widzę, że go zbytnio nie wykorzystasz - wybuchł znowu śmiechem, trochę ciszej.
- Już wykorzystałem. -wypiął mu język - i weź już siedź cicho.
- Co robiliście?- usiadł zaciekawiony
- Nie Twoja sprawa, okej?- zaśmiał się cicho
- No mów.. widziałem wasze zdjęcia. opanowały już Tweetera. Zdradzasz mnie a nawet nie podzielisz się informacjami - założył ręce.
- Oj no, wyjdź obudzisz ją.
Przytulił ją mocniej do siebie.
- Jaki troskliwy.. i tak by pewnie mnie nie skojarzyła - wyszczerzył się
- Ej no, foch . 
Obrócił się w jej stronę .
- No co ja mogę... gościu, odpaść po lodach. To brzmi komicznie w co dopiero to zobaczyć.
Nie odezwał się. Zasnął razem z nią .
- Lou.. Lou obudź się.. - zaczęła go szturchać i delikatnie całować po twarzy.
- Co? Co jest?
Otworzył powoli oczy .
- Nic.. nudziłam się. - uśmiechnęła się ciepło. - nigdy więcej nie pozwól mi jeść czegokolwiek z alkoholem w środku.
- Oczywiście.
Całuje ją namiętnie.
- A i.. zapomnij o tym jednorożcu.. - zaśmiała się
- Jasne. Gdzie jest Dercy? Stęskniłem się za nią.
- Mnie się pytasz? Nawet nie jestem pewna czy jesteśmy w domu..
- W domu, w domu Słońce. Z tego co mówił Harry to jest z Liamem i Dan na zakupach.
- Mhmm... dobrze. kiepsko by było, gdyby mnie zobaczyła w takim stanie. Trzeba zabronić sprzedaży tych lodów..
- Ja Ci zabraniam tam chodzić. - zaśmiał się - mam pomysł.. 
- Jaki? 
- Pojedziemy na weekend nad jezioro. Dzwonię do Paula.- bez czekania na odpowiedź wybrał numer do Paula, przedstawił mu plan i całą sytuację. O dziwo się zgodził. 
- Ja się utopię.. 
- Nie będzie źle.. 
W tym momencie weszli Liam, Dan i Dercy. 
- Der, idziemy się spakować. Jedziemy nad jezioro.. 
- Cio? Siuuuuuuupel! - zaczęła ze szczęścia biegać po całym domu i słuch po niej zaginął. Mel przywitała się z wszystkimi. 
- Dercy? Żyjesz?- na to zawołanie Mała weszła i usiadła na pupie na ziemi. 
- Źmęciłam się.- otarła czółko wzdychając głęboko. Mel ją zabrała i zaczęły się pakować w jej pokoiku. Marcelina podczas szukania odpowiednich rzeczy znalazła coś dziwnego. 
- Der, co to za pierścionek? 
- Ee.. to nie mój.
_________________________________________________________________________
siemka, siemka. :D
witam z nowym rozdziałem. co prawda nie było baaardzo dużo komentarzy, wiemy, że stać Was na więcej!
Magda, Debilu szczególna dedykacja dla Ciebie bo straaasznie nie mogłaś się doczekać. :*

Nita.