sobota, 23 lutego 2013

trzydzieści pięć ♥

Tydzień w Polsce zaczął się odbijać na Dercy. Wesele jej wujka, brata Mel- Jacka- minęło, przebiegło tak jak powinno i wszyscy świetnie sie bawili. Dercy spała.. próbowała spać, a Louis i Mel rozmawiali
-Kupimy sobie pianino skarbie.?
-Louis.. zwariowałes.? nie masz na co kasy wydawać.?
-no weeeeź.. czytałem, że potrafisz grać, masz nawet dyplomy..
-stare czasy
-tego się nie zapomina. proooszę. przypomnisz mi jak się gra.
-ech no dobra..idę pogadać z Julą.
Wyszła i zadzwoniła do przyjaciółki
*rozmowa telefoniczna z Julą*
-heeej co tam.?
-Dercy ma Zayna, ja szkołę, a Lou chce pianino.
-czekaj.. wracasz do szkoły.?
-tak. a jak Mrs.Styles.? istnieje jeszcze.?
-a bardzo dobrze..
-ale już .. ten tego.. czy jeszcze podchody.?
-ciii... ten tego.
-aww... ale wy jeszcze nie... to o czym myśle.? bo loczek to wiesz..
-a to już nie twoja sprawa.
-a kiedy zaczęliście.?
-jakiś tydzień temu. jak wyjechaliście.. romantiiico kolacja, świece i w ogóle.. a jak u was.?
-gorzej.. w ogóle nie czuję głodu..
-nie jesz.?skarbie, ty już wyglądasz jak szkielet..
-mdli mnie na widok jedzenia.. i muszę okłamywać Lou..
-nie okłamuj.
-co mam mu powiedzieć.? że chowam jedzenie i jaram do niego mordę, że jem.?
-Mel.. powiedz mu. kończę pa.
-pa

Louis odłożył śpiącą Der i wyszedł do niej.
-no i co tam u Juli.?
-wiedziałeś, że jest z Hazzą.?
-nie..ale było wiadomo, że tak będzie. a ty..?co taka smutna.?coś się stało.?
-nie..ech,tak.. tak naprawdę w tym tygodniu jadłam tylko na weselu..
-że co.?
-no to. nie jadłam a jak mnie widziałeś to potem zamykałam się w łazience i..
-skarbie..- przyciągnął ją do siebie mocno a ona wybuchła płaczem.
-ja przepraszam, wiem, powinnam była powiedzieć.. nie wiem czemu ja mam takie problemy..
-nie płacz.. pójdziemy jutro do lekarza i sprawdzimy co się dzieje mojej kruszynce.-chwycił ją za uda, podniósł do siebie i zaniósł do pustego pokoju.Tam leżąc na łóżku gładził jej plecy, śpiewał cicho piosenki i wertował kazdy milimetr jej twarzy. a ona.? ona uczyła się go od nowa,mimiki jego twarzy, gestów, konturów.. Dercy weszła w rozczochranych włoskach i ze smoczkiem w buźce.
-chodź kotek-Lou poklepał miejsce obok siebie a ona potarła oczka i wdrapała się do nich-coś się ostatnio wyspać nie możesz..
-bo jak śpiem to widziem chłopakóf..
-tak tęsknisz.?
-baldzio..
I tak tłumaczyła się też o 3 w nocy no ale przecież jest dzieckiem,a dzieci muszą spać. Zapłakana chodziła po domu z misiem.Mel zabrała ją do sypialni i położyła obok Louisa. Mała przewracała się z boku na bok, aż prawie wypadła ale złapała za rękę Louisa, który zaraz się obudził.
-kochaniee..?
-hmm.?
-w ogóle nie śpisz.?
-ni..-zaprzeczyła i spuściła główkę
-jejciu.. skarbku. niedługo będziesz z chłopakami.
-das komólke.?
-dam.-sięgnął dłonią do szafki i podał jej telefon.Jakimś cudem weszła w galerię, znalazła zdjęcie

i zasnęła tuląc wyświetlacz do swojego serduszka..





sobota, 16 lutego 2013

trzydzieści cztery ♥


Dziecięca miłość - chapter one <3

Dercy obudziła się, gdy Lou miał ją w nosidełku i wchodził do galerii.
- Wyspany Aniołek?
- Tiaaaak. No mówkaj tatuś dzieeeee....-wzięła wdech.- my idziemy?
- Na zakupy.
- A mamusia?
- Odpoczywa.
- Ach... buuutki!- wydostała się z nosidełka i pobiegła do obuwniczego. Przez pół godziny wybierali buty- Dercy dla siebie, a Lou dla Nialla. Tomlinson wybrał jedne ciemno niebieskie i drugie czarne z językiem z kształcie myszki Miki. Dercy natomiast znalazła białe, wysokie adidaski ze złotym znakiem Nike.
- Na pewno te?
- Tak tatuuuś.
- A mierzyłaś?
- Tak tatuuś. Zialaś.. nieee tatuuuuś.
- Klap na sofę.
- T... dobrze tatuś. - wyszczerzyła ząbki, usiadła ii...się zaczęło.
- I jak Der..- tyle tylko usłyszała. Louis potem gadał swoje a ona zapatrzyła się w chłopczyka siedzącego obok niej. 3-letni mulacik ubrany w biały sweterek z napisem SWAG, czarne rurki z ozdobnym łańcuszkiem i fioletowe tenisówki. Czarne jak heban włosy przykryte czapką, duże, brązowe oczka pod zasłoną długich rzęs. I ten przeuroczy uśmiech...
- Ceeeeść! - odezwała się po chwili pewnie i uroczo.
- Heeej! - znowu to zrobił, znowu się tak słodko uśmiechnął.
- Jestem Dercy.
- Zayn..
Lou parsknął śmiechem i odszedł na chwilę by zadzwonić do Malika.
- Heeej! No co tam?
- Spotkałem Ciebie z przeszłości.
- Gdzie?
- W galerii. Wygląda jak Ty, ma nawet tak samo na imię.
- Mmm... Dercy już zarywa?
- Jestem jej ojcem... jeszcze pytasz?
- No, no.. wcześnie się za to zabiera.
- No skoro wy ją podrywacie to ona też może.
- Co teraz robią?
- Rozmawiaj... ooo dostał już buziaaaka...- rozczulił się a Zayn zaśmiał.
- Podrywać w taki sposób w tym wieku..
- No co?
- Ona ma dwa lata.
- Eeee taam…
- Kończę, idę z Kate do kina.
- Miłej.- zaśmiał się i rozłączył. Potem podszedł do matki chłopca.
- Nie stąd prawda?
- Nie, Londyn. Brat tej słodziary?
- Tata, to moja córka.
- Ooouu... bo.. bo młodo pan wygląda.
- Nie przesadzajmy.
- Jestem starsza więc mogę... to ile masz lat hmm? 17? 18?
- No troszkę więcej. Po 20-stce jestem.
- Żartujesz... żartujesz? Jeeju, wyglądasz jak dzieciak.
- Haha, taak.
- Jestem dyrektorem w szkole średniej, wiem, jak wyglądają nastolatkowie.
- Pani jest dyrektorem?
- A no tak…
- Bo widzi pani, ja mam dosyć młodą narzeczoną i tak wyszło, że Dercy pojawiła się dość wcześnie a ona teraz chciałaby kontynuować naukę..
- Młoda?
- Tak. 17 lat... w tym roku 18.
- Ale macie dziecko...
- Małą chcemy dać do przedszkola.
- Mhmm... no dobrze, widzę, że Zayn polubił małą, więc... niech będzie, niech mi przyśle wszystkie papiery.
- Dziękuję bardzo.
- Ja cię skądś znam...
- A tak. Louis Tomlinson. One Direction
- Nie to nie to.. młody Tomlinson i zawieszenie..
- Jest pani dyrektorem tej szkoły?- zdziwił się.
- Hahah. Taaak.
- No dobrze, to my lecimy. Der żegnaj się.
- Papaaa. -mała cmoknęła policzek Zayna i odeszła... odwracając się w połowie drogi i obdarowując chłopca ostatnim, słodkim spojrzeniem...


sobota, 9 lutego 2013

trzydzieści trzy ♥

Rozdział zawiera treści erotyczne, czytasz na własną odpowiedzialność.! 

Dwa dni później znowu wszedł jej do łazienki. Dercy spała, jej brat Jacek i Mama byli na sali.
Gdy była już w wannie, też do niej wszedł i zbliżył.
-co ty robisz.?
- nudzę się. ale to się zaraz zmieni
-a co zamierzasz robić.?
- a naprzykład.. - położył ręce na jej biodra i wpił się w szyję.
-rozumiem..- odchyliła głowę dając mu pole do popisu. Zjechał ustami na obojczyk,jej dłonie głodziły delikatnie jego plecy, jego dłonie bładziły po jej ciele...
-kocham Cię.
-wiem. inaczej byś mnie już stąd wywaliła. - zaśmiał się cicho i złączył ich usta. Uspał jej czujność i..



A TERAZ GRZECZNE DZIEWCZYNKI ALBO ZJEŻDŻAJĄ DO * ALBO WYŁĄCZAJĄ STRONĘ I IDĄ SPAĆ.!!!!





Uspał jej czujność i bez ostrzerzenia wdarł się w nią dwoma palcami, a drugą dłonią uniemożliwił oderwanie się od niego. Jęknęła mu prosto w usta i wbiła paznokcie w jego plecy na co się uśmiechnął i zaczął poruszać. wykonywał płynne ruchy, przygotowując ją tym na coś większego. Marcelina odpływała cicho szepcząc jego imię. Louisowi było mało, zdecydowanie za mało. Zasłonił jej usta dłonią i wtargnął w nią jednym, szybkim ruchem. Udało mu się, stłumił jej krzyk. Zaczął gwałtownie się w niej rozpychać swoim nabrzmiałym członkiem doprowadzając swoją narzeczoną do szaleństwa. Każdy raz, gdy łączyli się w ten sposób w jedność był chwilą magiczną dla nich obojga, czymś.. czymś wyjątkowym, niepowtarzalnym, za każdym razem innym.. To nie była dla nich czynność potrzebna do rozmnażania się ludzi na świecie.Nie.. Gdy oni to przyżywali.. to był dla ich raj... Poemat.. oni pragnęli siebie nawzajem, wszystkimi zmysłami. Gdy już czuł, że zbliża się chwila uniesienia zwolnił ruchy. Teraz znów skupił się na obrazie swojej ukochanej, wijącej się pod nim w tak przyjemny dla niego posób. Widział zamglone tęczówki.. widział kropelki gorącego potu, łączącego się z wodą w wannie.. widział przyjemność.. widział swojego anioła w ludzkim ciele.
* Tę magiczną chwilę przerwał telefon.
-odbierz.. to pewnie coś ważnego..
- Taaa, Harry się pokłócił z kimś o jakąś głupotę..
-ja nie chcę przerywać, ale to twój przyjaciel..
- ech...- chwycił spodnie i przystawił komórkę do ucha.- no co jest.?
- co tam słychaaaaaaaaać.? - Hazz zabawnie przeciągał literki.
-Em... rozmawiamy..
-A kiedy wracacie.?
-Jutro ślub, potem wizyta w New York i H&M bo Niall chce buty... za jakieś trzy dni.?
-oo.. wracajcie dosyć szybko bo niedługo nagrywamy. Paul nie ustąpi..
-Paul jest tym, o którym chce słyszeć podczas sek. rozmowy.!
-pfhahhaha. przeszkadzam wam w czymś.?
-szczerze czy skłamać.?
-szczerze. na maxa szczerze.
-rozłącz się, ja tu próbuję się kochać ze swoją narzeczoną.!- zaśmiał się i
odłożył telefon.
Hazza oczywiście zamiast się
rozłączyć usiadł wygodnie w fotelu i słuchał co
się dzieje.
po chwili doszedł do
niego Zayn.
Lou i Mel przekonani, że nie są na podsłuchu wrócili do sprawiania sobie przyjemności. dwaj zboczeńcy słuchali i komentowali cichutko wszystko co się działo, a się działo. Marcelina odwdzięczyła się swojemu arzeczonemu tak dobrze, że Zarry nie wyrabiał z jęków swojego kumpla.
-ale wiesz, że on to słucha.? oni. i jak chłopcy, podjaraliście się.?
-mówiłem cioto, żebyś się rozłączył jak odpłynie.!- Zayn się wydarł na Stylesa a para w wannie się zaśmiała.
- i tak już kończyli.. mogłem zadzwonić wcześniej.
-pa.!

rozłączyła się i gdy już wyszli z wody, wytarli się i ubrali wtuliła w ciało swojego chłopaka. Tak po prostu. By czuć jego bliskość...

 

 




sobota, 2 lutego 2013

trzydzieści dwa ♥



„- Dercy dawaj łapkę.- dziewczynka z zaciekawieniem patrzyła na wszystko. Poszli oddać bagaże.
- Ej gdzie Dercy?
- Była obok Ciebie..
- No była.. - rozglądała się.
- No chyba nie zgubiliśmy dziecka. Prawda?
- Kurwa…”



Dercy jak się okazało puściła rękę mamy i znaleźli ją... na taśmie z walizkami. Śmiała się tam słodko z rączkami w górze. Po wylądowaniu w Polsce w trójkę w milczeniu pojechali do domu jej mamy. W milczeniu, bo w samolocie mieli nieprzyjemną sytuację. Lou źle się czuł, ale nie chciał powiedzieć o co chodzi. W łazience wziął z kilkanaście tabletek uspokajających i przeciwbólowych, których ostatnio bierze coraz więcej. Po rozpakowaniu się poszli na spacer. Po drodze spotkali dwie dziewczyny, zdaje się znajome Marceliny.
- No proszę, proszę... kogo tu mamy.
- Louis Tomlinson we własnej osobie. Do tego Marcelina Szczęsna i Dercy Tomlinson. Jakiś problem?- Tommo oddał im sarkazmem za sarkazm. Warto dodać, że Lou powiedział im to PO POLSKU.
- Oo.. jak słodko.. normalnie rzygam..
- Lou chodź stąd.
- Tak, tak. Uciekaj.
- Idziemy, bo mi dziecko straszycie. Konkurs na gargamela już dawno zakończyli ale świetnie byście się nadawały. - pożegnał się i ze śmiechem  (z nich rzecz jasna) chwycił Mel w pasie i z Dercy na rękach od nich odeszli.
- Przebrzydłe szmaty.
- Oj tam. - cmoknął ją a ta się odsunęła.
- Wykorzystałeś sytuacje. Foch.
.- Ojjj tam Skarbie. I Dercy też dostanie buziaka.- uśmiechnął się do niej i ucałował delikatnie w usta. Mała zaśmiała się słodko i objęła jego szyję. Dotarli do domu.
- Idę się wykąpać.- Mel zdjęła buty.
- Emm.. ok.- wymusił uśmiech i zdjął małej kurtkę i buciki. Westchnęła tylko głęboko.
- Dercy, idź do wujka*.. a Ty ze mną.-  wyciągnęła dłoń w jego kierunku
- Po co?
- Boisz się mojej matki. ja idę się kąpać. Albo siedzisz i tu na mnie czekasz..
- Albo wchodzę z Tobą.- zaśmiał się i poszedł za nią.
Pomógł zsunąć jej spodnie i przeniósł ręce na jej tyłek. Jeździł delikatnie po nim.
- O maatkoo..- oddech jej przyspieszył. Drżącą ręką zdjęła mu bluzkę. Zaśmiał się i przełożył włosy na jedną stronę. Muskał zmysłowo jej szyję. Przyparł ją delikatnie do ściany i wpił w jej usta a także położył ręce na jej tyłku i uszczypnął lekko.
- Uwielbiam...
- Wiem.- zaśmiał się i przytulił mocno do siebie.
Ona rozebrała się do końca, on zdjął bokserki i wszedł za nią do kabiny
Namydlili się dokładnie, on wziął słuchawkę, z której lała się woda i dokładnie spłukał jej ciało, dotykając ja wszędzie.
- Juuuż.
- Chwila, jeszcze to.- złożył na jej ustach pocałunek.
- Doobra, wychodzimy.- wyszła i zawiesiła ręcznik na sobie, Lou został i wziął szybko prysznic.
- Mógłbyś?- wyciągnęła w jego stronę szczotkę.
- Mógłbym - chwycił ją i zrobił idealnego kłosa.
- Super. Dziękuję.- uśmiechnęła się, pocałowała go w policzek, zdjęła ręcznik i założyła bieliznę, niebieskie rurki i jego bluzę
- To powiesz mi o co chodzi z tymi dziewczynami?- zasmuciła się trochę i oparła o zlew.
- Dokuczały mi i takie tam..
- To znaczy?- zmarszczył brwi.
- Ośmieszały mnie..
- I moja pewna siebie wariatka się nie odgryzła?
- Wiesz.. kiedyś było inaczej.
- Opowiadaj.- stanął za nią i splótł ręce na jej brzuchu.
- Muszę?- nie odpowiedział tylko oparł głowę o jej i zaczął nią lekko kołysać. Westchnęła głośno- kiedyś było inaczej. Przez tą chorobę i jeszcze astmę byłam traktowana inaczej. Była ze mną tylko Jula. No a potem jeszcze hejty, za to, że jestem Directionerką.
- Niby takie zajebiste, a mina zrzedła jak nas zobaczyły.. nie martw się, niedługo wracamy do Londynu. Tam Cię uwielbiają.
- Cieszę się, że was mam.
- To ja idę oglądać resztę pokoju.- wyszedł a ona wybiegła za nim
- Nie!
- Oj no proszę.
- Nie, nie i jeszcze raz nie.- wyrwała mu z trudem kartki
- Ej.. pamiętnik!- chwycił za jakiś notes. Zeskoczyła mu z pleców i przypatrywała.
- Ej.. to jeszcze ze szpitala.
- Pocytas mi?
- Nie. Tego nie powinno tu być..- zrobił słodkie oczka, dała mu go i wyszła. Pisała pamiętnik każdego dnia w szpitalu leczona na białaczkę.** Czytał z łatwością bo pisała po angielsku.
Wzruszył się czytając. Było mu jej szkoda, że musiała tyle przechodzić, nie mając nikogo…

*Wujek Dercy= brat Mel
**leczona na białaczkę- Marcelina gdy była młodsza, była chora na białaczkę.