czwartek, 26 grudnia 2013

"Czy ta sadzawka jest głęboka?", czyli sakramentalne "Tak..."

-Boże, a jeśli ona odwoła ślub?
-Louis...
-Lub ja zesztywnieję przed ołtarzem i nie wykrztuszę z siebie słowa?
-Louis...
-A jeśli nadepnę jej na suknię?
-Lou...
-Spieprzę pierwszy taniec...co ja gadam, ja z kościoła nie wyjdę!
-LOOOOOOUIS!!
-No co?!
Huk. Louis runął na ziemię.
-No właśnie to. Sznurówka ci się rozwiązała...
-Nie mogłeś mówić wcześniej?!
-A kiedy, jak kłapiesz tym dziobem bez przerwy?! Czy ty w ogóle oddychasz?
-Chyba nie...jestem zdenerwowany, Harry!
-Dlatego próbujesz udusić swoją gumową kaczkę?
Loczek parsknął śmiechem widząc żółtą kaczuszkę w dłoni przyjaciela. Śmiał się za długo, bo zaraz nią oberwał.
-Oww! Lou!
-Czy ta sadzawka jest głęboka?
-Jaka sadzawka?
-Ta za oknem...
-Chyba nie...
-Czyli jak wyskoczę, to nie utonę?
-Louis! Bądź mężczyzną!
-Jestem!
-To załóż spodnie...
Tommo spojrzał w dół i pisnął. Stał w okularach, białej koszuli, bokserkach i czarnych skarpetkach.
-Nie patrz!
-Louis, niejednokrotnie widziałem cię tak, jak cię Bóg stworzył, a ty teraz cnotkę zgrywasz?
-Ugh...

***
-A jeśli On odwoła ślub?
-Mel...
-Lub ja zesztywnieję przed ołtarzem i nie wykrztuszę słowa?
-Mel...
-Lub jeśli nadepnę sobie na suknię?
-MARCELINA!
-No co?!
-Przestań chodzić w tą i z powrotem, próbuję Ci suknię zapiąć!
-Ale...
-Wydrążysz tu tunel w podłodze. Uspokój się.
-Jula, denerwuję się, no!
-No tak, przecież wychodzić za faceta, którego zobaczysz pierwszy raz w życiu, bo rodzice obiecali twoją rękę jakiemuś grubemu, bogatemu gburowi, by spłacić swoje długi.
-Co ty bredzisz?
-To ty bredzisz. Wychodzi za Louisa. L-O-U-I-S. Mówi ci to coś? Masz z nim dziecko, więc się opanuj. Dzisiaj będzie pięknie, bo to wszystko, co obiecujecie sobie każdego dnia, dziś przysięgniecie Bogu na oczach najbliższych. Ciesz się tym.
-Może masz rację...
-Mam.
-Jula?
-Tak?
-Ta sadzawka jest głęboka?
-Zaraz cię wyrzucę przez okno i sprawdzisz.
-A...
-Zamknij dziób, zaraz robimy ci fryzurkę.

***
-No Louis! Dziś twój ostatni dzień wolności! Jak się czujesz?
Zayn zadowolony zamknął za sobą drzwi pokoju pana młodego i doszedł do Louisa i Hazzy.
-Wolności?
-No tak...ślub to dla faceta koniec. Wyrok sądu najwyższego.
-Boże...

Źrenice Louisa się rozszerzyły, a Hazza westchnął coś w stylu "dzięki, Zayn..."
-To koniec...ona mnie zakuje w kajdanki i wpakuje do piwnicy...
Malik wybuchł śmiechem.
-Oj tak...będzie mi Cię brakowało, LouLou...
I sekundę później Harry próbował odciągnąć Louisa od okna, przez które ten chciał uciec, krzycząc "Ja nie chcę! Puść mnie, Puść mnie, Puszczaj!". Zayn zwijał się ze śmiechu.

***
Niall się nudził. ewidentnie się nudził, stojąc w kościele, czekając na Louisa. Połowa gości już zasiadła w swoich ławkach i czekali na państwo młodych i księdza. Horan, jako drużba miał elegancki garnitur i białą różę wpiętą w kieszonkę marynarki na piersi.
-Ej, śpiewamy coś?
Cisza. Niall zaczął pykać ustami jak osioł ze Shreka w sławnym momencie podróży ze Shrekiem i Fioną. Tyle, że zamiast "daleko jeszcze?" on pytał "śpiewamy coś?". Usiadł na krześle Louisa przed ołtarzem i oparł brodę na dłoni. W jego główce zrodził się pomysł godny tylko Nialla.


I can't let her go
she's all I see.
she dances for me! ohh!
she's what I want
she's in my dreams!
the way she moves so beautiful!


W kościele rozbrzmiał śmiech. Tak w ogóle można? Rodzina Marceliny z pewnością pokochała Nialla w tym momencie.

I can't let her go
she's all I see.
she dances for me! ohh!
she's what I want
she's in my dreams!
the way she moves so beautiful!
OhhOhhOhhOhh!
OhhOhhOhhOhh!
OhhOhhOhhOhh!
OhhOhhOhhOhh!


Zgromadzeni goście zaczęli klaskać w rytm piosenki disco polo a Niall wstał i śpiewał dalej.

I just can't help it when I look into her eyes
see my reflection, as she looks right back at me
Her loves so true, I know her heart would never lie
I'm her protection, she is all that I need
She pulls me close, and I don't want to get away
I taste her lips and, slowly I surrender
This magic moment is the place I want to stay
With just one kiss we'll, make it last forever
Oh, I love her yeah yeah
I want her yeah yeah
Now here we go


-I wszyscy razem!

I can't let her go
she's all I see.
she dances for me! ohh!
she's what I want
she's in my dreams!
the way she moves so beautiful!


I Tak oto Niall Horan rozbujał gości angielską wersją polskiej piosenki. Rozbujał mury kościoła.

***
Justin w towarzystwie ochrony dostał się na dworek, w którym Mel i Louis przygotowywali się do ślubu. Elegancko urany przekroczył mury budynku i wszedł do środka. Darcy podbiegła do niego cała w skowronkach.
-Ceeeeeeeeeeść!
-Cześć ślicznotko. Co tu sama robisz?
-Szukam swojego misia, był tutaj...
-Chodź, pomożemy.
-Zgoda. Justiś?
-Tak?
-Ślicznie wyglądas.
Bieber uśmiechnął się i złapał ją za rączkę.
-Ty również. To co? Dzisiaj jesteśmy razem?
-Taaak.!


***
Louis siedział w kącie tuląc do siebie maskotkę, a Harry stał i masował swoje skronie.
-Okej, Louis...Skąd.Wziąłeś.Tego.Misia?
-Darcy mi dała.
-Dała?
-Zwinąłem, gdy poszła do łazienki.
-Louis...
-Boję się...
-Wstań.
Tomlinson się podniósł, poczekał sekundę...i zaczął panikować. Niemal biegał po ścianach, wymieniając, co może być nie tak, jak powinno. Harry się wściekł, zatrzymał go i spoliczkował. Louis spojrzał na niego z wyrzutem...i mu oddał. Harry więc oddał mu za oddanie, a Louis oddał oddanie za jego oddanie. Krótko mówiąc, stali i się nawzajem policzkowali.
-Oww, skończ!
-Ty skończ pierwszy!
-Kurde, Tomlinson, policzek mnie boli!
Styles złapał nadgarstek przyjaciela i potrząsnął jego ciałem.
-Ogarnij się! Zaraz jedziemy do kościoła.
Dobrze, że Harry zakluczył drzwi i schował klucz.


***
-Okej, skończyłam!
Jula klasnęła w dłonie.
-Pokaż się, zrobimy Ci zdjęcie, grubasku.
-Jestem w ciąży, a nie gruba!
-Oj tam.
-Eh...

Marcelina po prostu spojrzała za siebie na Julę, a ona zrobiła jej zdjęcie.

***
Louis wszedł lekko spanikowany do kaplicy, w której...no właśnie.
Niall śpiewał, goście śpiewali i nie była to raczej pieśń kościelna .Zayn stanął obok Louisa i gwizdnął.
-Więc tak wyglądają te chrześcijańskie msze? Jak tak, to ja chyba zmienię religię...
Mulat oberwał kuksańca w brzuch i Louis poszedł do ołtarza. Rozbrzmiał marsz weselny i w drzwiach kaplicy pojawiła się Marcelina. I z Louisa zeszło całe napięcie. Z tą kobietą chce spędzić resztę życia. Z całą pewnością.

***

~Marcelino i Louisie:
Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
-Tak.
-Tak.
~Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia?
-Tak.

-Tak.
~Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?

-Tak.
-Tak.
-Cio to znacy "po katolićku"?
Cała uwaga skupiła się na zaciekawionej Darcy i dziewczynka uśmiechnęła się uroczo do rodziców.
~Podajcie sobie, proszę, prawe dłonie i powtórzcie słowa przysięgi małżeńskiej.
Więc Louis powtórzył. A właściwie powiedział to sam.
-Ja Louis biorę sobie Ciebie Marcelinę za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
I niepotrzebne były im przysięgi opowiadające o ich poznaniu. Wystarczyło, że spojrzeli sobie w oczy i widzieli w nich bezgraniczną miłość.
-Ja Marcelina biorę sobie Ciebie Louisa za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Następnie Harry nie może znaleźć obrączek i Louis znowu zaczął panikować. Jednak Marcelina zacieśniła uścisk na dłoni męża i to go uspokoiło. Styles w końcu wyjął pudełeczko i Louis wyjął mniejszą obrączkę.
-Kochanie przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
I Potem Marcelina wyjęła większą obrączkę i spojrzała głęboko w oczy ukochanego. Była wzruszona. I on też.
-Kochanie przyjmij tą obrączkę jako znak mojej miłości i wierności,w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
~Marcelino, Louisie. Ogłaszam Was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
I Louis Pocałował swoją żonę i ten pocałunek wyraził całe szczęście i miłość i oddanie. Goście zaczęli klaskać, a Niall...jak to Niall.
-Dobra, zbierać się, jestem głodny. Na salę marsz!
Para Młoda się roześmiała i jako małżeństwo opuścili progi kaplicy.

***
Pierwszy taniec pary młodej był czymś wyjątkowym.
A reszta wesela wymknęła się trochę spod kontroli, bo Niall zeżarł większość indyka, Darcy i Justin szaleli po torcie czekoladowym, Harry się upił i spał pod stołem, Jula nie mogła go znaleźć, Zayn  wpadł w kąt z ciastami, Megan się z niego śmiała, Liam trochę nie nadążał za swoją tancerką, a Danielle oddalała wódkę od swojego ukochanego. Potem było jeszcze gorzej, bo Harry się znalazł i razem z Niallem, lukrowym Zaynem i Liamem weszli na scenę i Niall założył czapkę z kurczakiem na głowę. Na sali rozbrzmiały polskie "Kaczuchy" śpiewane z dość dziwnym akcentem, a braki były nadrabiane "lalala".

Wesele było cudowne. Bezdyskusyjnie najlepszy dzień w życiu Louisa i Marceliny. Początek ich małżeńskiego, cudownego życia.


Marcelina Tomlinson


Louis Tomlinson


Darcy Tomlinson



Harry Styles




Jula Musiał


Niall Horan


Vanessa Beckett


Zayn Malik


Megan Parker


Liam Payne


Danielle Peazer







Justin Bieber





niedziela, 22 grudnia 2013

Merry Christmas! poprawka!

Czy ktoś jeszcze odwiedza tego bloga?
Bo mamy niespodziankę!

23.12.2013 lub 2
5.12.2013 pojawi się świąteczna niespodzianka!

otóż,wyjawimy Wam "Zaginiony rozdział". :)

kto czeka? Xx.





TE ŚWIĘTA BYŁY DLA MNIE TAK ZJ*$%#@,ŻE NIE MAM SIŁY NA PISANIE CZEGOKOLWIEK.
JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ,KIEDY POJAWI SIĘ TEN ROZDZIAŁ,ORAZ INNE OPOWIADANIA,ZAPRASZAM NA ASK'A!

http://ask.fm/MalikowaElli

piątek, 26 kwietnia 2013

Epilog ♥

~muzyka~
Londyn, 05.12.2024r.


Mamo i Tato. 
To już dzisiaj, kończę pełne 20 lat. Ostatnie 5 lat były dla mnie strasznie trudne. Z resztą nie tylko dla mnie. Tommi jakoś się trzyma, ale jeszcze się nie pogodził z tym, co się stało. Staram się być dla niego wsparciem, powoli przynosi to skutki. Młody znowu otwiera się na świat. Przełom nastąpił chyba w dniu jego 17 urodzin, gdy was odwiedziliśmy. Nie było to dla niego łatwe spotkanie, ciągle wmawiał sobie przecież, ze to nieprawda, że jesteście i za chwilę wejdziecie frontowymi drzwiami i swoim ciepłym uśmiechem sprawicie, że wszystkie zmartwienia odejdą w kąt. Szczerze mówiąc, chciałabym, żeby tak było. Tommi jednak powoli przyjmuje do wiadomości, że mimo, iż nas zostawiliście, nadal jesteście z nami. Tato, będziesz z niego zadowolony, chodzi na lekcje śpiewu, chce zostać piosenkarzem. Mówi ciągle, że robi to dla Ciebie, że nie pozwoli światu zapomnieć o Tomlinsonach. Zawsze gdy to mówi, przyjmuje taki akcent... tak jakbyś Ty do mnie mówił… nigdy nie potrafię się wtedy powstrzymać i przytulam się do niego mocno, przypominając sobie, jak opowiadałeś mi bajki, jak tym głosem uspokajałeś mnie, gdy nie mogłam zasnąć. Ten aksamitny ton, zawsze pełen troski i miłości… ile bym dała, by znów móc go usłyszeć... dlaczego Cię tu nie ma co? Dlaczego nie wpadniesz do mojego pokoju krzycząc głośno, że idziemy na spacer? Że coś ugotujemy, upieczemy ciasteczka... wiesz, jakie to dziwne uczucie? Miałam dość tego głosu przez pewien okres w moim życiu, bo mówił mi, co mam robić a czego nie. A teraz za tym tęsknię. Rozumiesz? Tak bardzo chciałabym, żebyś znowu nakrzyczał na mnie, że za dużo czasu spędzam przed komputerem, że wymykam się w nocy z domu... tęsknię za tęczówkami w kolorze oceanu, za, jak to lubiłeś nazywać, artystycznym nieładem na głowie... za tym ciepłym uśmiechem, który zawsze poprawiał mi humor. Za ojcowskimi radami, dniami taty i córki... ile bym dała, żebyś znowu zabrał mnie na kręgle i dał mi wygrać, żeby dać mi buziaka. Tak, pamiętasz? Te nasze zakłady. Przegrany daje buziaka zwycięscy... chcę jeszcze poczuć ciepło twoich ust na moim policzku... chcę, żebyś zakręcił mnie wokół siebie jak małą dziewczynkę, byś przytulił na dobranoc…  

Mamo, pamiętasz jeszcze jak mówiłaś, że nauczysz mnie jeździć na koniach, bym zdobywała nagrody? To Tobie dedykuję moje wszystkie medale i puchary, bo poszła w Twoje ślady. Kocham te stworzenia... Ty mnie tym zaraziłaś. Jeżdżę w Twoim stroju jeździeckim. Mamuś, nawet nie wiesz, jak ja Cię potrzebuję… Ty jedna wiedziałaś, gdy miałam problemy, potrafiłaś jednym uściskiem i ciepłym spojrzeniem zmusić mnie, bym Ci je wyjawiła. Siedziałaś ze mną po nocach, gdy miałam złamane serce, gdy tak po prostu musiałam się wypłakać. A teraz co? Kto mnie przytuli? Wiesz, jak chciałabym znowu usłyszeć jak mówisz do mnie „ córeczka mamusi” ? Codziennie siedzę wieczorem w twoim swetrze, który jest już cały mokry od moich łez. Nie wypiorę go, gdybym to zrobiła, straciłabym Cię na zawsze, a tak wierzę, że jest ze mną choć cząstka Ciebie. Śpię na Twojej poduszce, mocno wtulona. To takie trudne, gdy wstaję rano i chcę iść do waszej sypialni, wdrapać się na łóżko i obudzić Was swoim skakaniem i śmiechem, gdy łaskotałam piórkiem tatusia w nos, a on go tak zabawnie marszczył. Wstaje i uświadamiam sobie, że jestem przecież w sypialni, ale Was już w niej nie ma... czasami mam ochotę krzyknąć „ koniec zabawy, poddaję się, mamusiu, tatusiu, wyjdźcie.” Mieliście mnie nigdy nie zostawiać, do cholery jasnej, czemu to zrobiliście?! Dlaczego złamaliście obietnicę?! Tato, czemu to nie Ty uczysz teraz Tommiego jeździć samochodem? Dlaczego zostawiłeś własnego syna, on jest teraz w trudnym wieku, wiesz, jak potrzebuje ojca?!  Pamiętam Wasze rozmowy o tym, jak postępować z uczuciami dziewczyny, jak pokazywać, co ma się w sercu… a teraz co? Zakochał się, a nie wiem, czy to jest właśnie to. Nie wiem tego, bo mieliście o tym jeszcze porozmawiać! Znalazł swoją miłość... mimo młodego wieku ją znalazł... jak go teraz z nią widzę, to tak jakbym widziała Ciebie. Ile razy widziałam szczęśliwą mamę, gdy przyniosłeś jej kwiaty, pocałowałeś, przytuliłeś... byłam wtedy taka dumna, że mam rodziców, którzy darzą się tak ogromnym uczuciem... myślicie pewnie, że przecież jestem dorosła, nie potrzebuję już rodziców, przecież sama jestem mamą... a wiesz Tato, jak bardzo chcę Was teraz przy sobie. Tatusiu słyszysz? Chcę Was tutaj... nie tylko ja. Nie ma dnia, by Harry Cię tatusiu nie odwiedzał.. co dzień z jedną, czerwoną różą chodzi do Ciebie i opowiada co się działo. Co dzień od dnia jego „powrotu do rzeczywistości”. Było mu tak ciężko po Twoim odejściu, że wpadł w głęboką depresję. Na początku nie dał tego po sobie poznać, ale gdy ciocia Jula znalazła go w łazience z żelaznym ostrzem w ręku i czerwoną plamą na koszulce, wydało się. Wybuchł wtedy płaczem, że On tak nie potrafi, że nie chce się już bawić, że masz wejść, nazwać go swoim kochanym loczkiem i zamknąć w swoich ramionach, bo tylko w nich czuje się naprawdę bezpieczny. On chce powrotu swojego brata, o czym świadczą nieprzespane nocy, pełne łez. Razem z Tobą odeszła cząstka Jego... Liam rozwiązał zespół. Próbowali bez Ciebie, ale gdy któryś miał zaśpiewać Twoją solówkę... najpierw miał to robić Zayn. Gdy przyszła na to pora, po prostu zastygł w świetle reflektorów. Potem przejął je Niall. Serce zaczęło mu bić z taką siłą, że był potrzebny lekarz. Swoich sił próbował i sam Payne… Melodia płynęła, zazwyczaj wypełniona już Twoim idealnie delikatnym wokalem, a on... upuścił mikrofon, który z echem upadł na czarny podest, zaraz obok niego pojawiło się kilka łez... i tak po prostu zszedł ze sceny... nie zdołali Cię zastąpić, więc One Direction przestało udzielać się w świecie. Zespół pozostał w sercach Directionerek na całym świecie i istnieje tam do dziś. Fanki wspierają teraz Tommiego. Ma Twoją barwę głosu, wiesz Tatusiu? Mieliśmy stworzyć duet, ale ja oddałam się jeździectwu. Nienawidzę tego, że z każdym dniem staje się do Ciebie coraz bardziej podobny... wiecznie uśmiechnięty, w dobrym nastroju... znaczy, taki był, zanim zamknął się w sobie. Ale pracujemy nad tym wspólnie, jak zawsze mówiłeś. Trzymamy się razem i dzięki walce, co dzień jest coraz lepiej. Pewnie chcesz wiedzieć, co słychać u chłopaków. Mike ma teraz 17 lat, przystojny synek tatusia Malika. Megan spełniła swoje marzenie, ma z Zaynem gromadkę dzieci, 3 trzy dziewczynki i czterech chłopców. Mają wesoło w domu, muszę przyznać. Lily i Selena odziedziczyły urodę i po Danielle, a charakter po Liamie. Niall i Vanessa, prócz Waszego chrześniaka, mają od trzech lat śliczną dziewczynkę. Słodka blondynka i pięknymi niebieskimi oczkami. Fajny prezent Vanessa mu sprawiła na 35 urodziny. Harry i Jula ... niestety nie udało im się, mimo wielu prób, Jula nie mogła zajść w ciążę. Gdy jeszcze byłeś, adoptowali 3-miesięcznego chłopczyka. Wiesz też, że spełniło się marzenie Stylesa, przechodzeń na ulicy powiedział mu, że maluch jest do niego podobny. Faktycznie, jakimś zrządzeniem losu, chłopiec ma kręcone włosy i zielone oczy! Może tak miało być? Może wybłagał u Boga odrobinę litości? Harry jest wspaniałym ojcem, tak jak zawsze mówiłeś. Mamusiu, pamiętasz, jak mówiłaś, że spotkam swojego księcia z bajki, tak jak Ty poznałaś tatę?  Mój Książe był ze mną praktycznie od 2-go roku życia. Nasza przyjaźń stopniowo zamieniała się w uczucie, które potem rozkwitało, by wydać piękny kwiat, który ludzie nazywają miłością. Tak tatusiu, Zayn jest Twoim zięciem. Ten mały Zayn, z którym bawiłam się w piaskownicy, potem wymykałam się z domu na randki z nim... a pamiętasz, jak raz wyskoczyłam jak zwykle przez okno i wpadłam prosto w Twoje ramiona? Albo jak nie powiedziałam Ci, że idę do kina, tylko skłamałam, że uczę się z koleżanką? Narobiłeś mi za karę takiego obciachu na sali, że do tej pory, gdy kupuję bilety, widzę nasze wspólne zdjęcie, które zrobili nam, by nigdy, przenigdy nie wpuszczano nas do tego kina... chyba czas opowiedzieć Wam o Waszych wnukach. Louis to śliczny mały brunecik o brązowych oczach. Marcelinka natomiast jest śniadą szatynką o błękitnych tęczówkach. W ogóle nie wyglądają jak rodzeństwo, ale kochają się jak mało kto. Na pewno nie uszło Waszej uwadze, że wymieniłam Wasze imiona... nasze dzieci nazwaliśmy po dziadkach. Zayn to wymyślił, nie ja. 

Spotkamy się jeszcze prawda? Zaczekacie na mnie i Tommiego.  Zobaczymy się tam, po drugiej stronie, gdzie życie pozbawione jest wszelkich trosk i problemów. Tam znowu będziemy jedną, wielką, szczęśliwą rodziną. 
Kocham Was. 

Dercy. 

Odłożywszy biały pergamin, schowany w śnieżną kopertę, ujęła długopis i podpisała
”Kochanym rodzicom, 05.12.2024”.  Godzinę później była już przy swoich rodzicach. Usiadła na zimnej ławce, ułożyła dwie, splecione ze sobą róże na marmurowym nagrobku. Starannie musnęła opuszkami palców „Zmarli rodzice Louis i Marcelina Tomlinson. Zginęli śmiercią tragiczną”  i przed oczami znowu stanęły jej te widoki. Ten moment, gdy patrzyła, jak jej ukochanego ojca zapinają w czarny, foliowy worek, bo nie potrafiła tego inaczej nazwać. Chwilę potem to samo spotkało jej mamę. Dokładnie pamiętała wygląd zmasakrowanego auta. Widok krwi swoich rodziców. Tekst sms’a, którego Mel nie zdążyła wysłać.
”Córuś, jesteśmy już blisko, będziemy w domu za jakieś pół godziny. Kochamy Was skarby.x”
Oni wciąż przy nich byli. Dercy siedziała teraz i cicho łkała, jakby bała się, że kogoś obudzi. Lou i Mel stali zaś obok i ocierali jej te łzy ciepłym wiatrem. Czuła ich.
- Kocham Was. Dziękuje, że jesteście.. dziękuję, że ja jestem.. - wyszeptała cicho, ucałowała zdjęcia na nagrobku  i z siłą na kolejny dzień, ruszyła do domu. Domu przepełnionego ich obecnością.

Louis Tomlinson zmarł śmiercią tragiczną wraz ze swoją żoną Marceliną Tomlinson.W dniu wypadku miał 36 lata,jego małżonka-31.Ich dzieci- 15-letnia Dercy i 12-letni Tommi byli w tym czasie pod opieką Harrego Stylesa.Małżeństwo wracało samochodem marki BMW do domu..nie dotarli.Samochód wpadł w poślizg,po czym dwa razy dachował.Louis-kierowca-zmarł w skutek silnego uderzenia i zmiażdżenia klatki piersiowej.Jego żona zginęła podczas pierwszej pomocy,z relacji ratownika jej serce przestało bić,gdy dowiedziała się,że Louis nie żyje.Dercy przypadkowo widziała jak jej rodzice są zabierani.. tego widoku nie zapomni do końca życia.Harry też nie.


PODZIĘKOWANIA
Przede wszystkim dziękujemy za 386 opublikowanych komentarzy i 16,369 wyświetleń. To nasz powód do dumy :*
Historia składająca się z 41 rozdziałów...dla nas wspaniała historia. To nasze pierwsze wspólne opowiadanie...przerodziło się w wiele innych (zakładka u góry). Bardzo ważne opowiadanie, bo przez nie narodziła się nasza przyjaźń. Nasza pasja do pisania i miłość do One Direction...to nas połączyło.
Bardzo dziękujemy, że czytałyście, wspierałyście i czekałyście na kolejne rozdziały. 
Coś jeszcze?

Massive thank you. x

czwartek, 18 kwietnia 2013

czterdzieści jeden ♥

W kolejnych dniach wszystko szybko się potoczyło.Mel o mało nie zginęła.Jak?Jedna z jej oprawczyń odnalazła ją w szpitalu i zaczęła dusić poduszką.Cudem ją odratowano.Co potem? Harry i Jula w Paryżu spotkali pewną dziewczynę,która poinformowała ich o niebezpieczeństwie jakie grozi Tomlinsonom.Dercy o mało nie została podpalona..Jak?Niall zostawił ją na chwilę w spacerówce przed wyjściem.. gdy wrócił wózek płonął.Dzięki szybkiej reakcji blondyna,Dercy nie stało się nic poważnego.Zostali w Irlandii. Marcelina w tym czasie miała..a może o tym opowiemy.
Przenieśmy się do dnia, w którym Mel wróciła z Lou do domu.Od razu zakluczyła drzwi.To był pierwszy sygnał,że te wydarzenia zostawiły uszczerbek na jej psychice. Na chwilę zamknęła się w łazience,by obmyć twarz i sie ogarnąć.Co było potem?Lou usłyszał tylko krzyki i hałas.Co się stało,spytacie?Mel dostała ataku paniki.Stanęła w lustrze i za sobą zobaczyła te dziewczyny.Potem uderzyła z całej siły w gładką powierzchnię przeźroczystego szkła tłukąc je na setki kawałeczków.Nie pomagało to,że Tomlinson dowalał się do drzwi krzycząc by otworzyła.Zmiotła wszystko z półek i wpadła w głośny płacz.To był pierwszy taki przypadek. Drugi natomiast jeszcze tego samego dnia.Gdy przyszli do nich Hazza i Julka.Poszła tylko umyć ręce.. a potem jej przyjaciele usłyszeli to samo co rano jej narzeczony.Jak oparzeni wbiegli na górę.Gdy już wszystko ucichło zapukali.
-Mel otwórz..
-nie mogę..
-czemu?
-nie mogę..się..podnieść..-wykrztusiła i straciła przytomność.czy żyje?żyje.W następnych tygodniach złapano dziewczyny,które jej zagrażały,Dercy wróciła do rodziców.Zayn poznał w szpitalu pielęgniarkę Megan.Patrząc na jego urok nie bawili się długo,to była miłość od pierwszego wejrzenia.Pojawił się jednak problem..Kate,była Malika..zaszła w ciąże.Myślał,że będzie weekendowym tatusiem,alimenty i tyle,ale wyznała mu, że ma nowotwór złośliwy i nie przeżyje porodu.czekało go trudne zadanie,bo musiał porozmawiać ze swoją obecną dziewczyną.Megan jednak zareagowała nie tak,jak się spodziewał.Oznajmiła,że mu pomoże i nawet adoptuje malca.I tak się stało,mały Justin był naprawdę słodki i mega podobny do taty.Miał nawet swój sposób na ojca.Już w pierwszych dniach w domu płakał,gdy Zayn był gdzie indziej a gdy już do niego przyszedł to leżał spokojny,na swój sposób uśmiechnięty i wesoło gaworzył mały cwaniak.
Marcelina i Louis..Trzy miesiące po tym,jak Zayn został tatą..zostali małżeństwem.

Z tym też było coś zabawnego,otóż Dercy weszła z telefonem Lou do salonu
-tatiiiiiiii...?
-słucham.
-dlacego.mi.nie.powiedziałes.zie mas.numer.do.Justina?
-jakiego?
-Biebela..
-i co w związku ztym?
-toooooo,żeeee zaprosis go na twój ślub z mamusią..
-nie,skarbie,nie zaproszę.
-tak.
-nie.
-tak.
-nie.
-tati?
-słucham?
-ZAPLOŚ JUSTINA NA ŚLUB.!
-Nie,Dercy..
-...
-Dercy,czemu ty tak nabierasz powietrza w us..
-AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA.!!!! CHCIE JUSTISIA NA WESIELU,CHCIE JUSTISIA NA WESIELU,CHCIE JUSTISIAAAAAA!
-DOBRAAAAA!ech..dawaj ten telefon.
-Justiiiiiiiiiiiś.!-z piskiem podała mu komórkę i oczywiście siedziała dopóki nie usłyszała,że go zaprasza no i że Bieber się zgadza.No i się pojawił.Odpicowany,garniturek,włosy cudnie ułożone,ten chłopięcy błysk w brązowych oczkach..Der aż zaparło dech w piersi.-puscaaaaaaj,Justiś przysedł.!-wyrwała się swojemu  ojcu na weselu i podbiegła do niego.-Justiiiiiiiś.!
-Dercyyy!mała spryciulo,słyszałem jak pilnujesz tatusia,żeby mnie zaprosił.-ze śmiechem wziął ją do siebie na ręce i tak byli razem całe wesele.Obu im odwaliło po czekoladzie i biegali po sali gdy już znacznie opustoszała koło 5 nad ranem.Noc poslubna wyglądała inaczej niż powinna,bo Mel miała w sobie małego Tommiego Tomlinsona.siódmy miesiąc ciąży.Potem wyjechali na podróż poślubną,a Dercy została z Biebsem.Pokochała go jak swoich czterech wujków i już nie pozwoliła mu na wyjazd,musiał..sie przeprowadzić.!ze stanów do Londynu,bez żartów,przy pożegnaniu nie chciała go puścić i płakała tak głośno,że musiał zostać.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

czterdzieści ♥


Jula miała tego dnia także urodziny.Od Mel mimo tego wszystkiego dostała swój prezent-wymarzone buty.ze szczęścia wyskoczyła na korytarz szpitala i zaczęła "tańczyć".Potem zabrał ją Hazz na lotnisko.
-gdzie lecimy.?
- niespodzianka.- wyszczerzył się.
- wszystko niespodzianka, niespodzianka.
- będziemy to zobaczysz. Co tam u Mel.? Bo gadałem tylko z Lou..
- wydaje mi się, że lepie. Już się nawet uśmiecha.
- już coś.. jeśli Niall wróci zanim oni .. dojdą do zdrowia, zabieramy Dercy do siebie.
- jasne.. ale mówię ci, taką miłość jaką Lou darzy Mel, to mało.. opowiadał mi dziś, że nigdy jej nie zostawi, nawet jak ona go nie będzie chciała i w ogóle..
- przywiązał się chłopak. Już od początku tak było. Oni do siebie garnęli nawet jak Lou był jeszcze z Eleonor..
- oni są dla siebie stworzeni i już.
- też tak sądzę.. dwa debile cieszące się każdą chwilą życia.. związek idealny. Ale ja też spotkałem swoją wariatkę.
- tak.. nie ma to jak wylecieć na środek korytarza szpitalnego i tańczyć taniec radości.- zaśmiała się.
-no widzisz. Angielski ujeżdżacz krów i tancerka szpitalna.. taa, to jest to. – wybuchli oboje śmiechem.- teraz się zrelaksuj, jeszcze chwila i będziemy na miejscu.
- gdzie my w ogóle lecimy.?
- Francja skarbie.! – wyszczerzył się a ona otworzyła szeroko oczy
- fffracja.?
- ścigają cię tam listem gończym.?- zaśmiał się z jej reakcji
- debil.- walnęła go w ramię
- weeeź, żartowałem no.
- no i co my skarbie będziemy tam robić.?
- winnice, kanał La Manche i zwiedzanie Paryża.
- i to wszystko w pół dnia.?
- Noo… w sumie to nie. Zostajemy tu na noc i wracamy jutro wieczorem.
- ja nie mam ciuchów..
- pomyślałem. Byłem w twoim domu i zabrałem ubrania, buty i inne potrzebne rzeczy. Too dzisiaj Paryż, jutro winnice i kanał.
- widzę, że wszystko zaplanowane.
- urodziny mojego skarba. Musiałem być wszystkiego pewien.
- słodziak.- zaśmiała się. On połozył się głową na jej kolana i splótł ich dłonie. Nachyliła się i musnęła jego usta potem złapała jego twarz w dłonie i uniosła do góry. Podniósł się do pozycji siedzącej i pogłębił znacznie pocałunek. Włożyła język do jego ust i gładziła nim jego podniebienie.
- kocham Cię..- szepnął jej na ucho, gdy się od siebie oderwali.- chcę, żeby kiedyś ktoś powiedział o mojej miłości do Ciebie to, co ty powiedziałaś o Lou.
- też cię kocham skarbie.- położył się znów i tak leżał, trzymając ją za rękę, całą drogę do Paryża. W głowie układał sobie cały plan niespodzianki. Na lotnisku, którym okazał się być dach hotelu, wyszli z samolotu i skierowali się do pokoju.
- po co taki drogi.? Wystarczyło by łóżko i łazienka.- rozejrzała się po luksusowym pokoju.
- weź idź. Zasługujesz na najlepsze.- podczas gdy ona położyła się na miękkie łóżko, on zdjął koszulkę z rana i, ukazując swój zadbany szesciopak, szukał swojej ulubionej białej. Po chwili zrezygnował i w samych spodniach położył się na swoją dziewczynę i musnął jej szyję. Zaśmiała się, gdyż ma tam łaskotki
- wiem, psuję romantyczną chwilę..
- oj tam, masz uroczy śmiech. – splótł palce ich dłoni po obu stronach jej głowy
- no i co teraz.? – zasmiała się cicho i spojrzała w jego piękne, zielone tęczówki.
- co chcesz, to Twoje urodziny..
- idziemy na miasto.!
- już nigdy nie dam ci w takiej sytuacji wyboru.. – wstał wolno i ubrał koszulkę i czarną marynarkę.
- oj kochanie, będzie jeszcze milion innych okazji.-wygładziła spódniczkę, założyła buty i kurtkę. W łazience poprawiła włosy i makijaż. Wyszli, cały czas mając splecione ręce.Tak chodzili z dwie godziny.
- jesteś zły.?  Jakoś się nie odzywasz..
- oj tam. –zauważył, że się ściemnia więc pociągnął ją w stronę wieży Eiffla. Gdy już byli na górze, rozejrzała się zauroczona widokiem i oparła o barierkę. Hazz objął ją od tyłu, wyciągnął z kieszeni pudełeczko, odwrócił ją przodem do siebie i je otworzył. Jej oczy natychmiast przysłoniła wilgotna osłona z łez.
- myślę, że to ze szczęścia. – zaśmiał się cicho i nałożył jej na palec  srebrny pierścionek.

Kiwnęła głową i przytuliła się do niego. Otulił ją ramionami i pocałował w głowę. Dał znać i zaraz rozbrzmiała romantyczna muzyka.
- można panią prosić.?
- ależ oczywiście proszę pana. – uśmiechnęła się uroczo. On splótł ich palce jednej dłoni, a drugą położył na jej talii. Chwilę później najzwyczajniej w świecie, zawiesiła my ręce na szyję, opierając głowę o jego ramię a on objął ją nisko na plecach. Kołysali się wolno w rytm ballady miłosnej.
- dziękuję, że cię mam.. przy Tobie czuję się bezpieczna.. ja.. ja cię naprawdę kocham..
- ja ciebie tez kocham.- odchylił ją delikatnie od siebie, nachylił do niej i pocałował ją czule. W tym pocałunku było tyle szczerości, ciepła, namiętności.. był inny, niż poprzednie. Miał w sobie coś magicznego. Zaczął padać deszcz, spełniło się odwieczne marzenie Harrego o pocałunku w deszczu z osobą, którą naprawdę kocha.
- chodź, bo mi się przeziębisz skarbie.
- jak sobie życzysz. – wtuliła się w niego i szybkim krokiem ruszyli do hotelu.
- zapraszam – pociągnął ją do pokoju, w którym było jacuzzi, wszędzie poustawiane świece, do tego fontanna z czekoladą i truskawki.
- rozpieszczasz mnie..
- oj cicho. To twoje urodziny.



_________________________________________________________________________________
Od autorek:
dziękujemy za czytanie naszego bloga,jednej z historii,która zrodziła się w dwóch świrniętych głowach xD
historia powoli dobiega końca,dziękujemy wszystkim.i tym,którzy są z nami od początku Powodzenia Dercy,tym,którzy są tu od nie dawna.. wszystkim,którzy weszli na takeyouwith-me.blogspot.com
Zapraszamy do odwiedzenia zakładki "pytania do bohaterów"
zapraszamy na nasze pozostałe blogi:


:)
jeszcze raz dzięki


kochani jesteście <3

sobota, 23 marca 2013

trzydzieści dziewięć ♥


- Otworzyła drzwi i zaatakowała nożem, ale jej wypadł. Chwyciła za kamień, uderzyła raz, drugi...wyciągnęła mnie z auta i potem już robiła co chciała…
Wszystkiemu przysłuchiwali się chłopcy, prócz Nialla.
- Niall nie może wrócić z Dercy do Londynu...w ogóle do UK. Ona jej coś zrobi...powiedziała, że jeśli ja nie zginę to Dercy...-rozpłakała się a Louis gdy to usłyszał spadł z krzesła. W oczach miał przerażenie. Serce za szybko biło, zaczął się dusić. Hazz zaraz padł do niego na kolana i uniósł jego ręce w górę.
- Hej, kotek, oddychaj. No już. Głęboko. Louis! Słyszysz mnie? Lou!- trzasnął go w plecy i szatyn zaraz odzyskał powietrze w płucach.- już lepiej Skarbku?
-...
- Louis? Hej...Tomlinson!
- Przytul mnie...-wyszeptał w końcu zalewając się gorzkimi łzami. Stylesowi serce pękało na milion kawałeczków widząc tak przyjaciela. Zamknął go w swoich ciepłych ramionach i chłopak tak zasnął. Na zimnej podłodze, wtulony w swojego kumpla...nie. Swojego brata. Nie spał długo, to wszystko znowu stanęło mu przed oczami. Z prędkością grubo ponad 180 km/h pojechał na policję z nagraniami. Policjantowi opowiadał wszystko po kolei, pokazując filmy i nóż, który w końcu znalazł.
- One tu są dwie…
- Jak to dwie?
- Spiszemy zeznania pańskiej przyjaciółki. Kiedy to się wydarzyło?
- Narzeczonej...-burknął do siebie-koło 12…
- Jest 16...mogą być teraz w samolocie.
- Dercy...-otworzył szerzej oczy z przerażenia.-nasza córka, mówiłem panu.
- Nie zatrzymamy samolotu…przykro mi.
- No dobrze...będzie pan dzwonił?
- Oczywiście.
- Dziękuję. -i wyszedł. W samochodzie zadzwonił do Nialla i objaśnił całą sytuację. Kiedy Mel zasnęła Jula poszła do Harrego i mocno się przytuliła.
- Dlaczego ona? Nie dość jej los doświadczył? -zaczęła cicho łkać w jego koszulkę. On tylko gładził jej plecy, tuląc blondynkę do siebie. Sam nie wiedział, dlaczego wszystkie nieszczęścia spadają właśnie na Tomlinsonów. Lou od powrotu siedział w kącie. Zamknął się w sobie, nie rozmawiał i patrzył w jeden punkt. Mel już obudzona patrzyła na niego leżąc na boku. Siedział po turecku, wyprany z uczuć.
- Skarbie, co jest? -te słowa szatyna rozbiły się o ścianę przerywając głuchą ciszę. Wszyscy skupili wzrok na niej a ona płakała coraz głośniej. Podszedł do niej szybko, nachylił się i wyszeptał, że wszystko będzie dobrze, ale ona potrzebowała tylko jego uścisku. To też zrobiła. Zalana łzami wtuliła się w jego ciało unosząc się lekko, a on zaraz ją chwycił, odciążając swoją ukochaną od niepotrzebnego ciężaru. Ten widok wszystkich ścisnął za serce. Nikt nie mógł pojąć bólu, jaki teraz odczuwali.
- Dercy bezpieczna?
- One tam są…ale Niall na nic nie pozwoli.
Louis po raz kolejny uświadomił sobie, jak wielkim uczuciem darzy swoją narzeczoną. Wszedł lekarz by sprawdzić jej stan. Odsunął bluzkę w górę, zsunął spodnie i obejrzał rany. Hazz i Jula mieli okazję zobaczyć, jak jest zmasakrowana. Potem wyszli.
- Lou, powiedz, że to minie.
- Oczywiście, że minie kochanie.-pogładził ją po włosach starając się by jego uśmiech był jak najmniej wymuszany.
- Nie rób tego. Taki uśmiech jest gorszy niż miliony łez…
- Rozumiem...-kiwnął głową i delikatnie ją pocałował. Chciała więcej, ale gdy tylko przycisnęła usta mocniej zasyczała. Odsunął się i wrócił do lekkich muśnięć. Potem zaczął szukać nie obolałych miejsc na jej ciele. Całował szyję, mały fragment na ramieniu, zgięciu ręki i po lewej stronie żeber.
- Kocham cię…
- Miałem ci zapewnić bezpieczeństwo, a ZNOWU jesteś przeze mnie w szpitalu.
- To nie twoja wina. Może na prawdę w oczach fanów na to zasłużyłam?
- Żaden szanujący się fan tak nie sądzi. Żaden normalny człowiek nie pragnie śmierci drugiego…
- Czemu ja?
- Prześpij się…
- Nie mogę. Ciągle to widzę. Nie dam rady...-wypuściła kilka łez a on chwycił jej dłoń i zaczął śpiewać starą piosenkę Justina Biebera sprzed 4 lat, mówiącej o wspólnym pokonywaniu przeszkód...zasnęła.
Dercy po drzemce wzięła misia i smoczek, i podeszła do Nialla z wyciągniętymi raczkami.
- Opkaaa Niall…
- Już biorę.-chwycił ją na ręce- mała, nie możemy wrócić do Londynu…
- Cemu? A mamusia i tatuś?- popatrzyła na niego ze smutkiem.
- Nie możemy wrócić, tam grozi ci niebezpieczeństwo…
- A mamusi tes?
- ,Mamusia…jest w...szpitalu…
- Cio? Ja cie do mamy!
- Nie możesz. Jeśli coś ci się stanie, będzie jeszcze gorzej.
- Ale…a…-wybuchła głośnym płaczem i mocno do niego przytuliła.
- Skarbie, nie płacz...będziemy na ciebie uważać, a tatuś na mamę.
- Ale mamusia nie umze?
- Nawet tak nie mów.-kołysał ją uspokajająco a ona znów włożyła smoczek w buźkę i przymknęła oczka. A gdyby była świadoma, co stanie się jej…

sobota, 16 marca 2013

trzydzieści osiem ♥


Kilka miesięcy później rozpętało się piekło. A zapowiadało się tak dobrze...
Niall zabrał Dercy do Irlandii. Mała nie chciała go puszczać samego, więc udało się namówić Mel. Para Tomlinson poszła do centrum rozrywek wodnych, gdzie mieli stawić czoło... rekinowi. Kolejna fantazja Lou. Ale gdyby wiedział, co się stanie, nigdy by do tego nie dopuścił…
Przebrani w pianki czekali na wejście do basenu z drapieżnikiem. Rekin był łagodny, a oni byli pod opieką, więc teoretycznie nie miało im się nic stać… TEORETYCZNIE. Wystarczyło, że Lou na chwilę poszedł do ich opiekuna, ustalić co i jak.. potem usłyszał krzyk ,plusk wody i trzaśnięcie drzwiami... to co zobaczył sekundę później zaparło mu dech w piersiach ,sparaliżowało...na zawsze zapisało się w jego pamięci. Marcelina została wepchnięta do basenu. Ona sama w jednym basenie z krwiożerczym drapieżcą...w ułamek sekundy był już przy basenie, wraz z ochroniarzami i wytrenowanymi opiekunami. Dziewczyna nie mogła się wynurzyć, strach ją obezwładnił. Widziała wszystko… zbliżającą się do niej bestię, szpiczasty nos, ogromne ciało, płetwy... zęby... Rekin całe szczęście faktycznie był bardzo łagodny, przeżyła. Uratowali ją ratownicy ,miała liczne poranienia ale tylko dlatego, że rekin otarł się o nią parę razy .Zaledwie sekunda dłużej... poczułby jej krew…
W szoku wypluła resztki wody z buzi i spojrzała na wszystkich... na wystraszoną twarz Louisa...na przerażenie w jego oczach. Wybuchła głośnym płaczem .To nie był koniec. Lou po wszystkim zabrał ją do samochodu i poszedł by zobaczyć nagrania z kamer... gdy wrócił zobaczył półprzytomną Mel na parkingu obok samochodu. Podbiegł go niej szybko i kucnął.
- Mel, skarbie, słyszysz?- położył jej głowę na swoich kolanach
- Louis? Ona...ona... -wysapała z trudem próbując otworzyć oczy. Lou zadzwonił po karetkę
- Kto kochanie? -patrzył na nią z przerażeniem, po raz kolejny dziś ,drżącą ręką gładził jej włosy wyglądała strasznie, blada, cała w szoku, siniaki, rozcięta warga.
- Nie wiem... nie pamiętam…
- Już... cichutko…
- Sprawdź brzuch... zobacz czy krwawi- Mel miała operację, krew w tym przypadku oznaczała zerwanie żyły ,którą ostatnio jej operowali. Przeraził się jeszcze bardziej… plama…czerwona…krew…
Karetka zabrała ją do szpitala. Lou wsiadł w samochód i pojechał za nimi. Nie zauważył kamienia i scyzoryka z wysuniętym ostrzem pod siedzeniem pasażera.
- Louis Tomlison ,trafiła tu moja narzeczona ,atak rekina, pobicie… gdzie ona jest?
- Sala numer 6.-od razu do niej poszedł. Odwróciła do niej zaszklone oczy i wskazała skinieniem głowy, żeby się nachylił.
- Zabrała...pierś.. cionek…
- Skarbie, ważne, że tobie się nic nie stało. Mówiła coś?
- Że to...nie koniec...-łzy spływały jej po policzkach.
- Właśnie, że koniec...-wyszedł na korytarz i zadzwonił do Hazzy.
~rozmowa telefoniczna z "Loczuuuuś <33"~
- No co tam?
- Centrum rozrywki wodnej. Idź do kierownictwa i żądaj kopii nagrania z wypadkiem z rekinem oraz z parkingu przy rzędzie 13. Zagróź, że ich pozwę za najmniejsze słowa oporów…
- Jaki wypadek? Co jest?
- Ktoś wepchnął Mel do basenu z rekinem ,licząc na jej śmierć, ukradł pierścionek zaręczynowy, pobił RUSZ DUPĘ I ZAŁATW MI TE NAGRANIA.TA GNOJÓWA CHCE MI ZABIĆ DZIEWCZYNĘ!
- Jasne.

~sala szpitalna Marceliny~
- To moja wina... zachciało mi się drapieżników…przepraszam...-zapłakany przytulił się do jej ręki, gdy zsunęła maskę tlenową. Miał ją ciągle przed oczami...zdaną na rekina.- Boże, gdyby on nie był…-z przerażania stracił na chwilę oddech.
- Louis…-wyszeptała i zamknęła powieki.
- Mówiła coś? Widziałaś ją?
- Psychofanka... nie mogę sobie przypomnieć twarzy, mówiła, że rozwalam One Direction…-odchyliła głowę od niego. To go zabolało. Nie sądził, że przez karierę może stracić najbliższą mu osobę. Wyszedł na korytarz, usiadł i zakrył twarz. Chwycił się za głowę i zaczął cicho płakać .Jula weszła szybkim krokiem do szpitala. Zauważyła go przed salą. Kucnęła przy nim i położyła dłoń na jego kolanie.
- Lou? Co z Mel?
- Ona chciała mi ją zabić...mogłem patrzeć, jak moją ukochaną dziewczynkę pożera jeden z największych drapieżników świata, rozumiesz? Moja mała, kochana dziewczynka...-jąkał się przez głośny płacz, drżąc na całym ciele. Juls rozejrzała się za pielęgniarką i poprosiła o coś na uspokojenie.
- A jak się czuje?
- Jest w szoku... JAK MOŻNA CHCIEĆ ZABIĆ CZŁOWIEKA PRZEZ JAKIEŚ CHORE WYOBRAŻENIA O ZESPOLE? JA SIĘ PYTAM JAK?! -nie kontrolował się już... wybuchł jeszcze głośniejszym płaczem.
- Louis.. uspokój się. Jak ona będzie wiedziała, że płaczesz to jeszcze bardziej się załamie.
- A co ja mam kurwa robić?! To mnie będzie w snach prześladować! Co byś zrobiła, gdyby to Harrego ktoś wrzucił do basenu z rekinem w porze obiadowej? Nie spocznę dopóki ta dziwka nie spojrzy mi w twarz.
- Spokój! Ogarnij się.-wstała i cicho weszła do sali i chwyciła ją za dłoń.
- Jak się czujesz kochanie?
- Ona zostawiła w aucie nóż...nie użyła go, użyła kamienia…ale nóż też był...-patrzyła sztywno w sufit a Juli na samą myśl i jej widok poleciały łzy.

sobota, 9 marca 2013

trzydzieści siedem ♥


Przed wejściem na lotnisko główne w Londynie czekał na wesołą rodzinkę Zayn. Mała od razu odskoczyła od Marceliny do niego.
- Zieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeejn!- wykrzyknęła radośnie i wtuliła się mocno w jego ciało.
- Cześć ślicznotko. Ojej...
- Udusie cie z miłości...-schowała twarz w zagłębienie jego szyi ze szklanymi oczkami.
- Z takiej przyczyny mogę zostać uduszony. -pocałował ją w główkę, którą potem ułożyła na jego ramieniu roniąc pojedynczą łezkę. Gdy usłyszał pociągnięcie noskiem od razu odchylił ją lekko - płaczesz?
- Oj skarbie...- Louis do niej podszedł.
- Bo go nie było! I Liasia... i Najla..i Hallego tes nie!- wtuliła się znów w bruneta, a ten objął ją ramionami i podał Louisowi kluczyki. Dercy w czasie drogi zasnęła, ale tak wtulona, że nawet gdyby Zayn nie chciał, musiałby ją trzymać.
- W nocy spała godzinę, ale i tak przytulała komórkę ze zdjęciem Nialla, czaisz?
- Nie chcę wiedzieć, co się działo,g dy byliśmy w trasie..- schował małą w swoją kurtkę.-ale mam zajęcie na.. ile ona zwykle śpi?
- Długo teraz nie pośpi, później poprzytula się do reszty i dopiero wtedy zaśnie spokojnie..
 Harry dostał minizawału, gdy zobaczył Der ,a gdy się już opanował pocałował ja lekko w główkę wywołując cichy śmiech reszty. Mała godzinę później zaczęła się przebudzać w ramionach Zayna. W salonie siedzieli wszyscy prócz Mel i Lou, którzy odpoczywali w sypialni.
- Chłopaki! -wykrzyknęła radośnie.
- Dercy! -wydarli się chórem ze śmiechem. Zeskoczyła z kolan mulata i poszła najpierw do Nialla, mimo tego, że był najdalej.
- Hahahha! Jestem najlepszy!
Po chwili przeszła do siedzącego obok Hazzy
- Słyszałem, że królewna nie spała w Polsce...nieładnie kochanie.
- Nie mogłam śpać, wies? Tęskniłam...-wyszeptała mu do ucha i po kilku minutach poszła do Liama. tam również chwilę posiedziała.- Idziemy na dwól? Plosie, plosie, ploooooosie!
Niall wstał i ją ubrał a Hazz zrobił słodkie oczka i wyciągnął ręce do Zayna.
- Nawet o tym nie myśl. Haha
- Oj no plooooosie..
- Nie działa.-wstał i zarzucił na siebie kurtkę.
- Buuuu! Coś mi się należy dupku!
- Rusz dupę z kanapy leniu!
- Dobra...-leniwie wstał. I tak nie dał mu spokoju. Gdy Der biegła do placu zabaw a Liam i Niall szli spokojnie za nią, loczek wskoczył Malikowi na plecy.
- Złaź...-ze śmiechem kręcił się w kółko.
- Nie.
- O co Ci chodzi Styles?
- Nudzi mi się... a kiedyś tak z Lou robiliśmy.
- Nie przejmuj się…
- „Nie przejmuj się..” łatwo powiedzieć.- ogarnął się i poszedł do Dercy. Zayn chwycił Liama na ławce i obgadali zachowanie Hazzy. Doszli do wniosku, że trzeba pogadać z Lou.
- Z drugiej strony...-Liam zaczął się zastanawiać.- wiesz w jakiej sytuacji oni są.. z Mel dzieje się coś nie dobrego. Widziałeś, jak ona wygląda?
- Nie..
- Chuda jak patyk, blada...
- Nie zmuszę go do wyboru między przyjacielem a dziewczyną..
- Nie może wybierać, jasne? Musi jakoś dla wszystkich znaleźć czas.
- Louis sobie rozpieścił Harrego no to teraz są efekty..
- O czym plotkujecie? -Niall usiadł i położył nogi na kolana Liama.
- Nie za wygodnie? -zaśmiał się- o Mel...
- Też cię kocham. Ooo... o moim przeciwieństwie.
- To znaczy?
- No ja z lodówki nie wychodzę, a ją mdli na widok jedzenia.
- Kto ci tak powiedział?
- No Louis..
- Ale... wyczuwam dwutygodniowy powrót Larrego.
- Tak.-zaśmiali się wszyscy.
Po powrocie do domu Dercy pomagała mamie przygotowywać kanapki, a Hazz podsłuchał rozmowę chłopaków z Louisem.
- Ja sobie zdaję sprawę, że go to najbardziej dotyka, ale..- Loczek przerwał mu w połowie zdania wchodząc z założonymi rękami- siema!
- Lepszych tematów nie macie?
- A ten jakoś wyszedł..
- Super. Może do gazety to sprzedaj co? „wielki Harry Styles tęskni za przyjaciółmi”-zironizował.
- Och Harry.. aż tak bardzo ci źle?
Pokręcił głową i wyszedł, jak kazała mu jego natura. Trzasnął drzwiami pokoju gościnnego i usiadł na łóżku ze łzami w oczach
- Wszystko się wali- Lou po kilku minutach poszedł do niego- Harry, przepraszam.
- Robicie ze mnie dzieciaka, którego trzeba pilnować ,to ma by fair?
- Jakiego dzieciaka? Hazz, mówiłem, że nie poświęcam ci tyle czasu..
- Od dwóch lat oswajam się z myślą, że masz rodzinę.. że ja nie jestem w twoim centrum zainteresowania, ale KURWA NIE POTRAFIĘ!
- Czemu mi o tym nie mówiłeś?- usiadł na łóżku i niepewnie objął go ramieniem.
- Co? Tak się do ciebie przywiązałem, że mam w głowie burzę. Już jako 18-latek ją miałem, myślałem, że to przejdzie, jak założymy rodziny i się tego pozbędę..
- Przepraszam..- Lou uronił kilka łez.- ja tego nie ogarniam. Wy, TY, zespół, wyjazdy, fanki, Mel i Dercy..
- Dlaczego zachowuję się jak homoseksualista? Robiliśmy ten twój test, ale ja znowu nabieram tych chorych podejrzeń..
- No już.. jesteś z Julą?
- Niby tak, ale co z tego? Przez trzy lata dużo się zmieniło.. jestem idiotą..
- Nie jesteś idiotą, czemu tak myślisz?
- Bo tak. Trudno, pójdę, znajdę jakiegoś geja i przekonam się, kim ja właściwie jestem..
- Harry..- Louis złapał go za nadgarstki
- Nie Louis. Jeśli muszę się przelizać z facetem, żeby potwierdzić, że nie lecę znów na własnego kumpla, to ja to zrobię!- wydarł się i wyszedł z pokoju, jednak po chwili wrócił, zalany łzami i zsunął się po drzwiach..
- C ja robię...-podkulił nogi jak małe dziecko bojące się burzy .Lou do niego podszedł.
- Harry..
- Idź. zostaw mnie, chcę być sam.. -wysyczał zakrywając mokrą twarz.
- Dlaczego? Kiedyś mówiliśmy sobie wszystko..
Harry przeczesał palcami loki i przeniósł na niego wzrok.. wzrok pełen bólu, cierpienia i wewnętrznego rozdarcia. Po policzkach spływały mu łzy, jedna po drugiej.. Lou też już płakał. Usiadł obok niego i przytulił. Ku zdziwieniu nie został odepchnięty.. Styles wtulił się w niego mocno .tego potrzebował. Tylko w ramionach Lou czuł się bezpiecznie.
- Zróbmy coś, by było jak dawniej.. no już.-pogładził jego plecy, gdy brunet jeszcze zacieśnił uścisk- przepraszam, jestem idiotą.. -Loczek pokiwał głową zgadzając się.- zgoda?
- Nie.
- Nie?
- A zlobis mi budyń?
- Zrobię.-zaśmiał się ocierając łzy.

sobota, 2 marca 2013

trzydzieści sześć ♥


Dercy włączyła sobie po południu laptopa. Oglądała wszystko z zaciekawieniem. Były zdjęcia z ciąży, ze szpitala i jej pierwsze dni życia. Uśmiechnęła się do ekranu i dotknęła delikatnie w miejscu jej rączki. Przewijała dalej, były zdjęcia wszystkich razem i we trójkę. Zobaczyła zdjęcie Lou całującego swoją byłą, zamknęła szybko laptopa i odsunęła go od siebie. Smutna położyła się na łóżko. Jak się okazało przez przypadek ustawiła zdjęcie na tapetę.
- Idę zobaczyć co z Dercy i przy okazji wezmę laptopa. Długo na tt nie siedziałam.- wstała i poszła do pokoju obok. Dercy spała lekkim snem, chwyciła laptopa i odpaliła. Zdziwiła się patrząc na tapetę. Weszła do pokoju.
- Ee... Louis, co to ma znaczyć?
- Ale co? – nie wiedział o co chodzi.
- To. – pokazała mu laptopa.
- Ee... nie wiem, jak to się stało...- podrapał się po głowie.
- Mhm... – prychnęła
- Nie wierzysz mi?
- Wierzę...- przeglądała stronę. Nie znalazła nic ciekawego poza jednym. „Louis, tęsknię za Tobą i nadal cię kocham...” Eleonor. Mel otworzyła szeroko buzię.
- Co się stało? – Lou akurat wychodził. Przeczytała głośno wypowiedź El i wyminęła go. - no i co?
- Ona Cię nadal kocha, co znaczy, że będzie się chciała spotkać...
- Taak, skaczę z radości. – zironizował– ona chce nas skłócić jednym głupim „kocham Cię”
- Ale obiecaj, że nas nie zostawisz.- spojrzała szklanymi oczami.
- Skarbie, przecież to jasne. Ciągle ci o tym przypominam, że was kocham
- Wiem, Louis, wiem. Jestem tylko cholernie zazdrosna.
- Kładź się zazdrośnico.
- Dobrze tato. – zaśmiała się i poszła do pokoju, Lou poszedł do Dercy.
- Dercy, kochanie. Śpisz?
- Jus nie.- podniosła się delikatnie z potarganymi włoskami i śladami poduszki odbitej na policzku.
- Dobrze... oglądałaś zdjęcia prawda?
- Em...- zmieszała się trochę. – a cio?
- Ustawiłaś tatusiowi zdjęcie.
- Pseplasam... nie wiedziałam.- spuściła główkę.
Marcelina źle się czuła, więc się położyła, ale Der nie dała jej długo poleżeć.
- Pójdziemy na spacel? – zapytała nagle.
- Jasne, ubierz się. – zeskoczyła z kolan Lou i pobiegła do pokoju. Założyła czarne rurki a na koszulkę luźną bluzę.
- Mamo, gdzie moje butki?
- Pod łóżkiem. – pobiegła z powrotem i założyła białe wysokie adidasy.
– Jezuu… jestem chora.
- Pójdziemy sami. Ty masz leżeć.
- Ale... – próbowała protestować.
- Żadnego „ale”- pocałował ją w policzek i wstał. Założyła ręce w geście urazy
- No już. Jesteś chora, niegdzie nie wychodzisz.- założył buty i bluzę. Westchnęła głęboko i schowała twarz w poduszkę.
– Niedługo wrócimy.- wyszedł a Mel włączyła znów komputer ciekawa czy coś się dzieje. Wyszli z domu, Dercy chwyciła jego dłoń. Na tt fanki Eleonor ją zaatakowały. Szybko zamknęła laptopa I położyła, zakrywając cała pościelą. Łzy cisnęły jej się do oczu. Louis nieświadomy, że jego dziewczyna cierpi chodził z małą po parku. Dercy skakała po prawie każdej kałuży i wchodziła na każdy schodek. Wrócili dwie godziny później
- Kąpiemy się Skarbku.
- Sybko,sybko – zaśmiała się i uniosła rączki do góry aby zdjął jej bluzę. Ściągnął sweterek i połaskotał ją w brzuch.
- Nie łaskoc! – śmiała się i skuliła.
- Idź do łazienki, zaraz cię wykąpiemy.
- Idę! – pobiegła do łazienki podśpiewując coś pod nosem. Louis poszedł do Mel, spała lekko ze śladami łez na policzkach. Scałował je, obudziła się.
- Jak spacer?
- Dobrze... płakałaś?
- Fanki Eleonor mają problem, zresztą przeczytaj na tt. Znowu zostałam poniżona.- wydmuchała nos i z powrotem ułożyła się na poduszce.
- Fajnie.- wyjął telefon i wybrał numer.
- Gdzie Ty znowu dzwonisz? – połączył się i wyszedł.
- Louis, skarbie? Jednak zdecydowałeś się do mnie wrócić? Bardzo mądry wybór – odebrała Eleonor.
- Masz coś z głową? Zdradziłaś mnie a po dwóch latach znowu istnieję?!
- Oj, no kochanie. Przypomnij sobie wszystkie nasze wspólne chwile. Ta szmata Ci ich nie zastąpi. – zaśmiała się kpiąco.
- Ten laluś Cię zostawił czy kasy za mało daje? I nie nazywaj jej tak nigdy więcej, rozumiesz?!
- Taa... kasy ma więcej niż Ty. W ogóle jak mogłam kochać się w takim kretynie. Pozdrów tą swoją. Ciao.- rozłączyła się.
Wybuchł śmiechem, chciał już udać, że wraca a potem ją ośmieszyć, ale pomyślał, że teraz się odczepi.
- Tatusiu? Idziesz?- podbiegła do niego Dercy w samych majteczkach.
- Golasek mój. – zaśmiał się i wziął ją na ręce.
- Nie jestem golaskiem...
- Nie, krasnoludek na moich rączkach siedzi w samych majtkach.
- Klasnoludeek. – wymachiwała wesoło rączkami. Wszedł z nią do łazienki i napuścił wody do wanny.
- Będzie kompu-kompu.- uśmiechnęła się i patrzyła na wodę. Zdjął jej ciuszek i wsadził do wanny. Zaczęła chlapać radośnie. Wrzucił jej kilka zabawek i wyszedł do Mel. Pochylił się na łóżkiem i musnął jej usta. Trochę zdezorientowana otworzyła oczy.
- Gdzie Der?
- W wannie.- zamknął jej usta kolejnym pocałunkiem. Rozchyliła usta i go pogłębiła. Położyła rękę na jego szyi. Takie czułości trwały pół godziny.
- Idź i zabierz ją, bo woda pewnie już zimna. – zaśmiała się cicho.
- Wychodzimy szkrabie.
- I jak było na spacerku ?-Mel spytała, gdy mała już w piżamce weszła do sypialni
- Siupel! Biegałam po wszystkich kałuzaach. – biegała po pokoju udając, że wskakuje do kałuż. – a potem ganiałam gołębie!
- To fajnie, ale teraz trzeba już iść spać...
- Ale ja nie cie jescee.
- Ale jutro nie będziesz spała, bo lubisz patrzeć na chmurki jak lecimy
- Do domku?
- Do domku. – wtuliła się w mamę. Mel położyła ją na sobie i kołysała delikatnie.
- Pić..- powiedziała cicho nie otwierając oczu.
- Mleko czy soczek?
- Mleko.- Mel wysłała sms Lou, żeby przyniósł butelkę ciepłego mleka. Przyszedł po chwili, wzięła od niego i przystawiła jej do buzi. Piła wolno a po kilku łykach odepchnęła butelkę i ponownie przytuliła do swojej mamy. Przykryła ją na sobie kocem i chwyciła za książkę. Dercy po kilku minutach zasnęła. Louis w tym czasie wziął szybki prysznic i narzucił na siebie dresy, luźną koszulkę do spania. Najciszej jak mógł wszedł do pokoju i też poszedł spać.
Następnego dnia Dercy była ze swoją babcią a Mel siedziała na łóżku z Lou.
- Wiesz co? Jak się tak czasem zastanawiam, czemu Ty ze mną jesteś... tyle ładnych, mądrych dziewczyn na świecie.
- Bo Cię kocham. Serce nie sługa.
- Ja Ciebie też kocham, ale Twoje serce jest głupie.- zaśmiała się cicho.
- Nie obrażaj mojego serca. Dobrze wybrało.
- Co do urody na pewno nie...
- Trzymajcie mnie bo padnę na głupotę...- wziął ją siłą do lustra - co tu jest brzydkie?
- Wszystko.
- Tak masz rację, jesteś okropna. Nie mogę patrzeć. To koniec. – powiedział z ironią i położył się na łóżko - koniec?
Analizowała każde jego słowo ze łzami w oczach.
- 50 razy dziennie mówię Ci, że Cię kocham... a Ty bierzesz mnie za płytkiego durnia.
- Wiem, że mnie kochasz... i nie biorę Cię za takiego.
- Zawsze jak pytasz czemu z Tobą jestem, to po mojej odpowiedzi słyszę tylko Twoją samokrytykę...
- Przepraszam.- powiedziała cicho i usiadła pod ścianą
- Jedyne co w Tobie jest złe to, to, że jesteś za chuda
- Akurat. – wstała i podciągnęła spodnie.
- Spodnie w najmniejszym rozmiarze jej spadają a mimo to się kłóci…
- Gdzie najmniejszym? – spojrzała na niego.
- Widziałem Twój rozmiar.. – wstał i wyszedł. Poszła za nim.
- Louis… ech…  gdzie idziesz?
- Przejść się, wrócę później. – założył buty i wyszedł. Marcelina zeszła na dół do Małej i swojego brata
– Co robicie?
- Lysujemy
- Oo super. Co narysowaliście?
- To jeśtem ja, Ti i tatuś. - pokazała po kolei.
- Śliczniee, powiesimy to na lodówce w domku..
- Supeel.
Uśmiechnęła się i poszła do kuchni do swojej mamy
- Cześć mamo
- Heej. Jak tam?
- Wszystko okej, a u Was jak? - siadła przy stole.
- Coś mi nie wygląda na okej, ale uznajmy że ci wierze...
- Yhym... to co tam u Was? Opowiadaj.
- A co tu opowiadać... zamieszanie było przed weselem, bo były małe spięcia... ale już ok., pełen luz
- Spięcia? - marszczy brwi.
- No taak. Ale już dobrze.
- To dobrze. - uśmiecha się delikatnie.
- A gdzie ten Twój kochaś?
- Emm... poszedł się przejść...
- Jeszcze się zgubi...
- Może nie.
- Ja tam bym się nie zdziwiła.. - zaśmiała się cicho
- Poszedł na własną odpowiedzialność.
- Mocno się skłóciliście.? - spojrzałam na nią przenikającym wzrokiem
 - Nie pokłóciliśmy się.
- Ani trochę.. - zmarszczyła brwi. - i dlatego wyszedł trzaskając drzwiami..
- Ech.. przeciąg?
- Ty przeciąg to Ty masz.. ale w głowie. piękna pogoda dzisiaj.
- Niezwykła .. - podparła się rękoma.
- Nie wykręcaj się przeciągiem. znowu zaczęłaś coś narzekać na swoje ciało? - spojrzała na nią wymownie
- Nie. - schowała twarz w dłoniach.
- Nie, wcale.
- Ugh ..
- Trzymaj się go. Skoro jesteście razem już dwa lata...
- Ale ja nie chcę go opuszczać..
- Więc nie zmarnuj tego przez swoje urojone kompleksy - oparła głowę o stół.
- No skoro chce być z taką wariatką jak Ty, to korzystaj. - zaśmiała się cicho
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Powiedział, że to koniec, ale to nie prawda, tak?
- Powiedział to ze śmiechem czy powagą?
- No raczej wtedy śmiesznie nie było.
- To się bój..
- C-c-o? - podniosła wzrok na nią.
- No skoro nie wybuchł po tym śmiechem..
Wybiegła szybko z kuchni i w pośpiechu nałożyła buty.
- Ej, a Ty gdzie?
Nie odpowiedziała tylko wybiegła z domu, zalana łzami. Lou chodził, nawet nie wiedząc gdzie, z kapturem na głowie. Oczy zakrył grzywką. Cały czas biegła w stronę parku. Nagle wpadła na Louisa, nie rozpoznała go.
- Prze-przepraszam.
- Ej co jest? Czemu płaczesz?
- Louis? - ociera łzy z twarzy.
- A gdzie tam. Ma klona w Polsce..- zaśmiał się cicho
- To koniec? - patrzyła na niego.
- Co?- spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami a potem się odwrócił i zanim ruszył powiedział tylko - Jeśli chcesz..
– Nie! To Ty tak powiedziałeś..
- Czy naprawdę aż tak źle akcentuję ironię? - zatrzymał się w pół kroku.
- Ja tam nie wiem, ale dziwnie to zabrzmiało.
- Jak miało zabrzmieć? 50 razy dziennie mówię Ci, że Cię kocham, że jesteś śliczna, cudowna, mądra.. od dwóch lat to robię.. a Tobie nadal nie mogę przegadać.
Założyła kaptur i spuściła głowę. - Przepraszam.
- Ech.. - powoli ruszył z miejsca wlokąc się strasznie
- Louis? - podniosła na niego wzrok. Włożył tylko ręce do kieszeni opuszczając głowę w dół
- Kocham Cię. - szepnęła i odeszła w stronę parku. Poszedł w przeciwną stronę klnąc pod nosem. Usiadła na ławce i podkuliła nogi. Lou idąc znów minął dziewczyny, o których opowiadała Mel
- Co już bez dziewczyny? Zerwij z nią, nie jest Ciebie warta. - śmiały się kpiąco.
- Znajdźcie se chłopaka a potem radźcie innym. Jak już poznacie, dajcie znać. Złożę im kondolencje..
- Phi. Gdybyś zobaczył jak ona wyglądała w podstawówce to byś jej nie tknął.
- Zazdrosne, bo bije was urodą na kolana?- pokiwał głową z dezaprobatą. - nie dość, że spierdoliłyście jej życie to jeszcze wam mało?
- Urodą? Proszę Cię.. Gdzie tam widzisz urodę? - zaśmiały się.
- Spytajcie swoje lusterka. Uups, przepraszam, nawet szkła bym nie skazywał na wasz widok. Czymś jeszcze się pochwalicie?
- Lou.. nie ma sensu. - znikąd pojawiła się Mel.
- Nie, nie.. ja chętnie posłucham. Wiesz, nie codzień spotykam się z żywymi lalkami barbie, to emocjonujące przeżycie. - udał ekscytację.
- Proszę, proszę. Przyszła ofiara losu.
- Gdybyś była chłopakiem.. - warknął na nią groźnie
- To co?
- Już byś nie żyła kochanie. Ale ponieważ jeszcze nie wiem, kim.. lub czym Ty dokładnie jesteś, więc życzę połamania nóg w życiu.. dosłownie. i pamiętaj o wiadomości o chłopaku.. naprawdę już mi go szkoda
- Tak, idź z tą dziwką. - zamachnęła włosami. Chwycił ją mocno za miejsce między łokciem a ramieniem.
- To, że nie mogę Cię uderzyć działa na Twoją korzyść.. ale nazwij ją tak jeszcze raz..
- Louis.. - Mel ciągnęła go za rękę, co chwilę ocierając łzy.
- Zrób to jeszcze raz a obiecuję, że Cię zniszczę nawet Cię nie dotykając..- wydusił przez zęby i puścił widząc łzy u swojej „ofiary”. Marcelina oddychała głęboko ciągnąc go za rękę. Wziął ją sobie na ręce i skierował się w stronę parku do ławki Ona wtuliła się w niego mocno i cicho łkała.
- Nie płacz.. przez takie suki nie warto nawet jednej łezki wylać. - pogładził ją po plecach chodząc z nią na rękach
- Nie mogę tu przyjeżdżać..
- Możesz i będziesz.. to Ci zagwarantuję
– Przepraszam Louis i dziękuję.
- Za co? - wtulił twarz w jej szyję.
- Za to, że jesteś, pomagasz mi a przepraszam, że musisz to wszystko ze mną przechodzić.
- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek Cię obrażał skarbie.
- Kocham Cię.
- Uspokój się już.- chodził z nią po parku jak z dzieckiem kołysząc nią lekko.