sobota, 2 marca 2013

trzydzieści sześć ♥


Dercy włączyła sobie po południu laptopa. Oglądała wszystko z zaciekawieniem. Były zdjęcia z ciąży, ze szpitala i jej pierwsze dni życia. Uśmiechnęła się do ekranu i dotknęła delikatnie w miejscu jej rączki. Przewijała dalej, były zdjęcia wszystkich razem i we trójkę. Zobaczyła zdjęcie Lou całującego swoją byłą, zamknęła szybko laptopa i odsunęła go od siebie. Smutna położyła się na łóżko. Jak się okazało przez przypadek ustawiła zdjęcie na tapetę.
- Idę zobaczyć co z Dercy i przy okazji wezmę laptopa. Długo na tt nie siedziałam.- wstała i poszła do pokoju obok. Dercy spała lekkim snem, chwyciła laptopa i odpaliła. Zdziwiła się patrząc na tapetę. Weszła do pokoju.
- Ee... Louis, co to ma znaczyć?
- Ale co? – nie wiedział o co chodzi.
- To. – pokazała mu laptopa.
- Ee... nie wiem, jak to się stało...- podrapał się po głowie.
- Mhm... – prychnęła
- Nie wierzysz mi?
- Wierzę...- przeglądała stronę. Nie znalazła nic ciekawego poza jednym. „Louis, tęsknię za Tobą i nadal cię kocham...” Eleonor. Mel otworzyła szeroko buzię.
- Co się stało? – Lou akurat wychodził. Przeczytała głośno wypowiedź El i wyminęła go. - no i co?
- Ona Cię nadal kocha, co znaczy, że będzie się chciała spotkać...
- Taak, skaczę z radości. – zironizował– ona chce nas skłócić jednym głupim „kocham Cię”
- Ale obiecaj, że nas nie zostawisz.- spojrzała szklanymi oczami.
- Skarbie, przecież to jasne. Ciągle ci o tym przypominam, że was kocham
- Wiem, Louis, wiem. Jestem tylko cholernie zazdrosna.
- Kładź się zazdrośnico.
- Dobrze tato. – zaśmiała się i poszła do pokoju, Lou poszedł do Dercy.
- Dercy, kochanie. Śpisz?
- Jus nie.- podniosła się delikatnie z potarganymi włoskami i śladami poduszki odbitej na policzku.
- Dobrze... oglądałaś zdjęcia prawda?
- Em...- zmieszała się trochę. – a cio?
- Ustawiłaś tatusiowi zdjęcie.
- Pseplasam... nie wiedziałam.- spuściła główkę.
Marcelina źle się czuła, więc się położyła, ale Der nie dała jej długo poleżeć.
- Pójdziemy na spacel? – zapytała nagle.
- Jasne, ubierz się. – zeskoczyła z kolan Lou i pobiegła do pokoju. Założyła czarne rurki a na koszulkę luźną bluzę.
- Mamo, gdzie moje butki?
- Pod łóżkiem. – pobiegła z powrotem i założyła białe wysokie adidasy.
– Jezuu… jestem chora.
- Pójdziemy sami. Ty masz leżeć.
- Ale... – próbowała protestować.
- Żadnego „ale”- pocałował ją w policzek i wstał. Założyła ręce w geście urazy
- No już. Jesteś chora, niegdzie nie wychodzisz.- założył buty i bluzę. Westchnęła głęboko i schowała twarz w poduszkę.
– Niedługo wrócimy.- wyszedł a Mel włączyła znów komputer ciekawa czy coś się dzieje. Wyszli z domu, Dercy chwyciła jego dłoń. Na tt fanki Eleonor ją zaatakowały. Szybko zamknęła laptopa I położyła, zakrywając cała pościelą. Łzy cisnęły jej się do oczu. Louis nieświadomy, że jego dziewczyna cierpi chodził z małą po parku. Dercy skakała po prawie każdej kałuży i wchodziła na każdy schodek. Wrócili dwie godziny później
- Kąpiemy się Skarbku.
- Sybko,sybko – zaśmiała się i uniosła rączki do góry aby zdjął jej bluzę. Ściągnął sweterek i połaskotał ją w brzuch.
- Nie łaskoc! – śmiała się i skuliła.
- Idź do łazienki, zaraz cię wykąpiemy.
- Idę! – pobiegła do łazienki podśpiewując coś pod nosem. Louis poszedł do Mel, spała lekko ze śladami łez na policzkach. Scałował je, obudziła się.
- Jak spacer?
- Dobrze... płakałaś?
- Fanki Eleonor mają problem, zresztą przeczytaj na tt. Znowu zostałam poniżona.- wydmuchała nos i z powrotem ułożyła się na poduszce.
- Fajnie.- wyjął telefon i wybrał numer.
- Gdzie Ty znowu dzwonisz? – połączył się i wyszedł.
- Louis, skarbie? Jednak zdecydowałeś się do mnie wrócić? Bardzo mądry wybór – odebrała Eleonor.
- Masz coś z głową? Zdradziłaś mnie a po dwóch latach znowu istnieję?!
- Oj, no kochanie. Przypomnij sobie wszystkie nasze wspólne chwile. Ta szmata Ci ich nie zastąpi. – zaśmiała się kpiąco.
- Ten laluś Cię zostawił czy kasy za mało daje? I nie nazywaj jej tak nigdy więcej, rozumiesz?!
- Taa... kasy ma więcej niż Ty. W ogóle jak mogłam kochać się w takim kretynie. Pozdrów tą swoją. Ciao.- rozłączyła się.
Wybuchł śmiechem, chciał już udać, że wraca a potem ją ośmieszyć, ale pomyślał, że teraz się odczepi.
- Tatusiu? Idziesz?- podbiegła do niego Dercy w samych majteczkach.
- Golasek mój. – zaśmiał się i wziął ją na ręce.
- Nie jestem golaskiem...
- Nie, krasnoludek na moich rączkach siedzi w samych majtkach.
- Klasnoludeek. – wymachiwała wesoło rączkami. Wszedł z nią do łazienki i napuścił wody do wanny.
- Będzie kompu-kompu.- uśmiechnęła się i patrzyła na wodę. Zdjął jej ciuszek i wsadził do wanny. Zaczęła chlapać radośnie. Wrzucił jej kilka zabawek i wyszedł do Mel. Pochylił się na łóżkiem i musnął jej usta. Trochę zdezorientowana otworzyła oczy.
- Gdzie Der?
- W wannie.- zamknął jej usta kolejnym pocałunkiem. Rozchyliła usta i go pogłębiła. Położyła rękę na jego szyi. Takie czułości trwały pół godziny.
- Idź i zabierz ją, bo woda pewnie już zimna. – zaśmiała się cicho.
- Wychodzimy szkrabie.
- I jak było na spacerku ?-Mel spytała, gdy mała już w piżamce weszła do sypialni
- Siupel! Biegałam po wszystkich kałuzaach. – biegała po pokoju udając, że wskakuje do kałuż. – a potem ganiałam gołębie!
- To fajnie, ale teraz trzeba już iść spać...
- Ale ja nie cie jescee.
- Ale jutro nie będziesz spała, bo lubisz patrzeć na chmurki jak lecimy
- Do domku?
- Do domku. – wtuliła się w mamę. Mel położyła ją na sobie i kołysała delikatnie.
- Pić..- powiedziała cicho nie otwierając oczu.
- Mleko czy soczek?
- Mleko.- Mel wysłała sms Lou, żeby przyniósł butelkę ciepłego mleka. Przyszedł po chwili, wzięła od niego i przystawiła jej do buzi. Piła wolno a po kilku łykach odepchnęła butelkę i ponownie przytuliła do swojej mamy. Przykryła ją na sobie kocem i chwyciła za książkę. Dercy po kilku minutach zasnęła. Louis w tym czasie wziął szybki prysznic i narzucił na siebie dresy, luźną koszulkę do spania. Najciszej jak mógł wszedł do pokoju i też poszedł spać.
Następnego dnia Dercy była ze swoją babcią a Mel siedziała na łóżku z Lou.
- Wiesz co? Jak się tak czasem zastanawiam, czemu Ty ze mną jesteś... tyle ładnych, mądrych dziewczyn na świecie.
- Bo Cię kocham. Serce nie sługa.
- Ja Ciebie też kocham, ale Twoje serce jest głupie.- zaśmiała się cicho.
- Nie obrażaj mojego serca. Dobrze wybrało.
- Co do urody na pewno nie...
- Trzymajcie mnie bo padnę na głupotę...- wziął ją siłą do lustra - co tu jest brzydkie?
- Wszystko.
- Tak masz rację, jesteś okropna. Nie mogę patrzeć. To koniec. – powiedział z ironią i położył się na łóżko - koniec?
Analizowała każde jego słowo ze łzami w oczach.
- 50 razy dziennie mówię Ci, że Cię kocham... a Ty bierzesz mnie za płytkiego durnia.
- Wiem, że mnie kochasz... i nie biorę Cię za takiego.
- Zawsze jak pytasz czemu z Tobą jestem, to po mojej odpowiedzi słyszę tylko Twoją samokrytykę...
- Przepraszam.- powiedziała cicho i usiadła pod ścianą
- Jedyne co w Tobie jest złe to, to, że jesteś za chuda
- Akurat. – wstała i podciągnęła spodnie.
- Spodnie w najmniejszym rozmiarze jej spadają a mimo to się kłóci…
- Gdzie najmniejszym? – spojrzała na niego.
- Widziałem Twój rozmiar.. – wstał i wyszedł. Poszła za nim.
- Louis… ech…  gdzie idziesz?
- Przejść się, wrócę później. – założył buty i wyszedł. Marcelina zeszła na dół do Małej i swojego brata
– Co robicie?
- Lysujemy
- Oo super. Co narysowaliście?
- To jeśtem ja, Ti i tatuś. - pokazała po kolei.
- Śliczniee, powiesimy to na lodówce w domku..
- Supeel.
Uśmiechnęła się i poszła do kuchni do swojej mamy
- Cześć mamo
- Heej. Jak tam?
- Wszystko okej, a u Was jak? - siadła przy stole.
- Coś mi nie wygląda na okej, ale uznajmy że ci wierze...
- Yhym... to co tam u Was? Opowiadaj.
- A co tu opowiadać... zamieszanie było przed weselem, bo były małe spięcia... ale już ok., pełen luz
- Spięcia? - marszczy brwi.
- No taak. Ale już dobrze.
- To dobrze. - uśmiecha się delikatnie.
- A gdzie ten Twój kochaś?
- Emm... poszedł się przejść...
- Jeszcze się zgubi...
- Może nie.
- Ja tam bym się nie zdziwiła.. - zaśmiała się cicho
- Poszedł na własną odpowiedzialność.
- Mocno się skłóciliście.? - spojrzałam na nią przenikającym wzrokiem
 - Nie pokłóciliśmy się.
- Ani trochę.. - zmarszczyła brwi. - i dlatego wyszedł trzaskając drzwiami..
- Ech.. przeciąg?
- Ty przeciąg to Ty masz.. ale w głowie. piękna pogoda dzisiaj.
- Niezwykła .. - podparła się rękoma.
- Nie wykręcaj się przeciągiem. znowu zaczęłaś coś narzekać na swoje ciało? - spojrzała na nią wymownie
- Nie. - schowała twarz w dłoniach.
- Nie, wcale.
- Ugh ..
- Trzymaj się go. Skoro jesteście razem już dwa lata...
- Ale ja nie chcę go opuszczać..
- Więc nie zmarnuj tego przez swoje urojone kompleksy - oparła głowę o stół.
- No skoro chce być z taką wariatką jak Ty, to korzystaj. - zaśmiała się cicho
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Powiedział, że to koniec, ale to nie prawda, tak?
- Powiedział to ze śmiechem czy powagą?
- No raczej wtedy śmiesznie nie było.
- To się bój..
- C-c-o? - podniosła wzrok na nią.
- No skoro nie wybuchł po tym śmiechem..
Wybiegła szybko z kuchni i w pośpiechu nałożyła buty.
- Ej, a Ty gdzie?
Nie odpowiedziała tylko wybiegła z domu, zalana łzami. Lou chodził, nawet nie wiedząc gdzie, z kapturem na głowie. Oczy zakrył grzywką. Cały czas biegła w stronę parku. Nagle wpadła na Louisa, nie rozpoznała go.
- Prze-przepraszam.
- Ej co jest? Czemu płaczesz?
- Louis? - ociera łzy z twarzy.
- A gdzie tam. Ma klona w Polsce..- zaśmiał się cicho
- To koniec? - patrzyła na niego.
- Co?- spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami a potem się odwrócił i zanim ruszył powiedział tylko - Jeśli chcesz..
– Nie! To Ty tak powiedziałeś..
- Czy naprawdę aż tak źle akcentuję ironię? - zatrzymał się w pół kroku.
- Ja tam nie wiem, ale dziwnie to zabrzmiało.
- Jak miało zabrzmieć? 50 razy dziennie mówię Ci, że Cię kocham, że jesteś śliczna, cudowna, mądra.. od dwóch lat to robię.. a Tobie nadal nie mogę przegadać.
Założyła kaptur i spuściła głowę. - Przepraszam.
- Ech.. - powoli ruszył z miejsca wlokąc się strasznie
- Louis? - podniosła na niego wzrok. Włożył tylko ręce do kieszeni opuszczając głowę w dół
- Kocham Cię. - szepnęła i odeszła w stronę parku. Poszedł w przeciwną stronę klnąc pod nosem. Usiadła na ławce i podkuliła nogi. Lou idąc znów minął dziewczyny, o których opowiadała Mel
- Co już bez dziewczyny? Zerwij z nią, nie jest Ciebie warta. - śmiały się kpiąco.
- Znajdźcie se chłopaka a potem radźcie innym. Jak już poznacie, dajcie znać. Złożę im kondolencje..
- Phi. Gdybyś zobaczył jak ona wyglądała w podstawówce to byś jej nie tknął.
- Zazdrosne, bo bije was urodą na kolana?- pokiwał głową z dezaprobatą. - nie dość, że spierdoliłyście jej życie to jeszcze wam mało?
- Urodą? Proszę Cię.. Gdzie tam widzisz urodę? - zaśmiały się.
- Spytajcie swoje lusterka. Uups, przepraszam, nawet szkła bym nie skazywał na wasz widok. Czymś jeszcze się pochwalicie?
- Lou.. nie ma sensu. - znikąd pojawiła się Mel.
- Nie, nie.. ja chętnie posłucham. Wiesz, nie codzień spotykam się z żywymi lalkami barbie, to emocjonujące przeżycie. - udał ekscytację.
- Proszę, proszę. Przyszła ofiara losu.
- Gdybyś była chłopakiem.. - warknął na nią groźnie
- To co?
- Już byś nie żyła kochanie. Ale ponieważ jeszcze nie wiem, kim.. lub czym Ty dokładnie jesteś, więc życzę połamania nóg w życiu.. dosłownie. i pamiętaj o wiadomości o chłopaku.. naprawdę już mi go szkoda
- Tak, idź z tą dziwką. - zamachnęła włosami. Chwycił ją mocno za miejsce między łokciem a ramieniem.
- To, że nie mogę Cię uderzyć działa na Twoją korzyść.. ale nazwij ją tak jeszcze raz..
- Louis.. - Mel ciągnęła go za rękę, co chwilę ocierając łzy.
- Zrób to jeszcze raz a obiecuję, że Cię zniszczę nawet Cię nie dotykając..- wydusił przez zęby i puścił widząc łzy u swojej „ofiary”. Marcelina oddychała głęboko ciągnąc go za rękę. Wziął ją sobie na ręce i skierował się w stronę parku do ławki Ona wtuliła się w niego mocno i cicho łkała.
- Nie płacz.. przez takie suki nie warto nawet jednej łezki wylać. - pogładził ją po plecach chodząc z nią na rękach
- Nie mogę tu przyjeżdżać..
- Możesz i będziesz.. to Ci zagwarantuję
– Przepraszam Louis i dziękuję.
- Za co? - wtulił twarz w jej szyję.
- Za to, że jesteś, pomagasz mi a przepraszam, że musisz to wszystko ze mną przechodzić.
- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek Cię obrażał skarbie.
- Kocham Cię.
- Uspokój się już.- chodził z nią po parku jak z dzieckiem kołysząc nią lekko. 

6 komentarzy:

  1. Rozdział świetny. Genialnie ukazałaś jak takie dziewczyny mogą zniszczyć komuś życie... Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne jak zwykle i czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cuuudny < 33Kocham to!
    Zostałaś nominowana do Liebster Award!
    http://dreams-do-not-even-dreamed.blogspot.com/p/liebster-award_3.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny i zgadzam się z Eternal_Hope

    Zostałaś nominowana do Liebster Award!
    http://dreams-do-not-even-dreamed.blogspot.com/p/liebster-award_3.html

    OdpowiedzUsuń