Dercy włączyła sobie po południu laptopa. Oglądała wszystko
z zaciekawieniem. Były zdjęcia z ciąży, ze szpitala i jej pierwsze dni życia.
Uśmiechnęła się do ekranu i dotknęła delikatnie w miejscu jej rączki.
Przewijała dalej, były zdjęcia wszystkich razem i we trójkę. Zobaczyła zdjęcie
Lou całującego swoją byłą, zamknęła szybko laptopa i odsunęła go od siebie.
Smutna położyła się na łóżko. Jak się okazało przez przypadek ustawiła zdjęcie
na tapetę. 
- Idę zobaczyć co z Dercy i przy okazji wezmę laptopa. Długo
na tt nie siedziałam.- wstała i poszła do pokoju obok. Dercy spała lekkim snem,
chwyciła laptopa i odpaliła. Zdziwiła się patrząc na tapetę. Weszła do pokoju.
- Ee... Louis, co to ma znaczyć? 
- Ale co? – nie wiedział o co chodzi. 
- To. – pokazała mu laptopa. 
- Ee... nie wiem, jak to się stało...- podrapał się po
głowie. 
- Mhm... – prychnęła 
- Nie wierzysz mi? 
- Wierzę...- przeglądała stronę. Nie znalazła nic ciekawego
poza jednym. „Louis, tęsknię za Tobą i nadal cię kocham...” Eleonor. Mel
otworzyła szeroko buzię. 
- Co się stało? – Lou akurat wychodził. Przeczytała głośno
wypowiedź El i wyminęła go. - no i co?
- Ona Cię nadal kocha, co znaczy, że będzie się chciała
spotkać... 
- Taak, skaczę z radości. – zironizował– ona chce nas
skłócić jednym głupim „kocham Cię”
- Ale obiecaj, że nas nie zostawisz.- spojrzała szklanymi
oczami. 
- Skarbie, przecież to jasne. Ciągle ci o tym przypominam,
że was kocham 
- Wiem, Louis, wiem. Jestem tylko cholernie zazdrosna. 
- Kładź się zazdrośnico. 
- Dobrze tato. – zaśmiała się i poszła do pokoju, Lou
poszedł do Dercy. 
- Dercy, kochanie. Śpisz? 
- Jus nie.- podniosła się delikatnie z potarganymi włoskami
i śladami poduszki odbitej na policzku. 
- Dobrze... oglądałaś zdjęcia prawda? 
- Em...- zmieszała się trochę. – a cio? 
- Ustawiłaś tatusiowi zdjęcie. 
- Pseplasam... nie wiedziałam.- spuściła główkę. 
Marcelina źle się czuła, więc się położyła, ale Der nie dała
jej długo poleżeć.
- Pójdziemy na spacel? – zapytała nagle. 
- Jasne, ubierz się. – zeskoczyła z kolan Lou i pobiegła do
pokoju. Założyła czarne rurki a na koszulkę luźną bluzę. 
- Mamo, gdzie moje butki? 
- Pod łóżkiem. – pobiegła z powrotem i założyła białe
wysokie adidasy.
– Jezuu… jestem chora. 
- Pójdziemy sami. Ty masz leżeć. 
- Ale... – próbowała protestować. 
- Żadnego „ale”- pocałował ją w policzek i wstał. Założyła
ręce w geście urazy
- No już. Jesteś chora, niegdzie nie wychodzisz.- założył
buty i bluzę. Westchnęła głęboko i schowała twarz w poduszkę. 
– Niedługo wrócimy.- wyszedł a Mel włączyła znów komputer
ciekawa czy coś się dzieje. Wyszli z domu, Dercy chwyciła jego dłoń. Na tt
fanki Eleonor ją zaatakowały. Szybko zamknęła laptopa I położyła, zakrywając
cała pościelą. Łzy cisnęły jej się do oczu. Louis nieświadomy, że jego
dziewczyna cierpi chodził z małą po parku. Dercy skakała po prawie każdej
kałuży i wchodziła na każdy schodek. Wrócili dwie godziny później 
- Kąpiemy się Skarbku. 
- Sybko,sybko – zaśmiała się i uniosła rączki do góry aby
zdjął jej bluzę. Ściągnął sweterek i połaskotał ją w brzuch. 
- Nie łaskoc! – śmiała się i skuliła. 
- Idź do łazienki, zaraz cię wykąpiemy. 
- Idę! – pobiegła do łazienki podśpiewując coś pod nosem.
Louis poszedł do Mel, spała lekko ze śladami łez na policzkach. Scałował je,
obudziła się. 
- Jak spacer? 
- Dobrze... płakałaś? 
- Fanki Eleonor mają problem, zresztą przeczytaj na tt.
Znowu zostałam poniżona.- wydmuchała nos i z powrotem ułożyła się na poduszce. 
- Fajnie.- wyjął telefon i wybrał numer.
- Gdzie Ty znowu dzwonisz? – połączył się i wyszedł. 
- Louis, skarbie? Jednak zdecydowałeś się do mnie wrócić? Bardzo
mądry wybór – odebrała Eleonor. 
- Masz coś z głową? Zdradziłaś mnie a po dwóch latach znowu
istnieję?! 
- Oj, no kochanie. Przypomnij sobie wszystkie nasze wspólne
chwile. Ta szmata Ci ich nie zastąpi. – zaśmiała się kpiąco. 
- Ten laluś Cię zostawił czy kasy za mało daje? I nie
nazywaj jej tak nigdy więcej, rozumiesz?! 
- Taa... kasy ma więcej niż Ty. W ogóle jak mogłam kochać
się w takim kretynie. Pozdrów tą swoją. Ciao.- rozłączyła się. 
Wybuchł śmiechem, chciał już udać, że wraca a potem ją
ośmieszyć, ale pomyślał, że teraz się odczepi. 
- Tatusiu? Idziesz?- podbiegła do niego Dercy w samych
majteczkach. 
- Golasek mój. – zaśmiał się i wziął ją na ręce. 
- Nie jestem golaskiem... 
- Nie, krasnoludek na moich rączkach siedzi w samych
majtkach. 
- Klasnoludeek. – wymachiwała wesoło rączkami. Wszedł z nią
do łazienki i napuścił wody do wanny. 
- Będzie kompu-kompu.- uśmiechnęła się i patrzyła na wodę.
Zdjął jej ciuszek i wsadził do wanny. Zaczęła chlapać radośnie. Wrzucił jej
kilka zabawek i wyszedł do Mel. Pochylił się na łóżkiem i musnął jej usta.
Trochę zdezorientowana otworzyła oczy. 
- Gdzie Der? 
- W wannie.- zamknął jej usta kolejnym pocałunkiem.
Rozchyliła usta i go pogłębiła. Położyła rękę na jego szyi. Takie czułości
trwały pół godziny. 
- Idź i zabierz ją, bo woda pewnie już zimna. – zaśmiała się
cicho. 
- Wychodzimy szkrabie.
- I jak było na spacerku ?-Mel spytała, gdy mała już w
piżamce weszła do sypialni 
- Siupel! Biegałam po wszystkich kałuzaach. – biegała po
pokoju udając, że wskakuje do kałuż. – a potem ganiałam gołębie! 
- To fajnie, ale teraz trzeba już iść spać... 
- Ale ja nie cie jescee. 
- Ale jutro nie będziesz spała, bo lubisz patrzeć na chmurki
jak lecimy 
- Do domku? 
- Do domku. – wtuliła się w mamę. Mel położyła ją na sobie i
kołysała delikatnie. 
- Pić..- powiedziała cicho nie otwierając oczu. 
- Mleko czy soczek? 
- Mleko.- Mel wysłała sms Lou, żeby przyniósł butelkę
ciepłego mleka. Przyszedł po chwili, wzięła od niego i przystawiła jej do buzi.
Piła wolno a po kilku łykach odepchnęła butelkę i ponownie przytuliła do swojej
mamy. Przykryła ją na sobie kocem i chwyciła za książkę. Dercy po kilku
minutach zasnęła. Louis w tym czasie wziął szybki prysznic i narzucił na siebie
dresy, luźną koszulkę do spania. Najciszej jak mógł wszedł do pokoju i też poszedł
spać. 
Następnego dnia Dercy była ze swoją babcią a Mel siedziała
na łóżku z Lou.
- Wiesz co? Jak się tak czasem zastanawiam, czemu Ty ze mną
jesteś... tyle ładnych, mądrych dziewczyn na świecie. 
- Bo Cię kocham. Serce nie sługa. 
- Ja Ciebie też kocham, ale Twoje serce jest głupie.-
zaśmiała się cicho. 
- Nie obrażaj mojego serca. Dobrze wybrało. 
- Co do urody na pewno nie... 
- Trzymajcie mnie bo padnę na głupotę...- wziął ją siłą do
lustra - co tu jest brzydkie? 
- Wszystko. 
- Tak masz rację, jesteś okropna. Nie mogę patrzeć. To
koniec. – powiedział z ironią i położył się na łóżko - koniec?
Analizowała każde jego słowo ze łzami w oczach. 
- 50 razy dziennie mówię Ci, że Cię kocham... a Ty bierzesz
mnie za płytkiego durnia. 
- Wiem, że mnie kochasz... i nie biorę Cię za takiego. 
- Zawsze jak pytasz czemu z Tobą jestem, to po mojej
odpowiedzi słyszę tylko Twoją samokrytykę... 
- Przepraszam.- powiedziała cicho i usiadła pod ścianą 
- Jedyne co w Tobie jest złe to, to, że jesteś za chuda 
- Akurat. – wstała i podciągnęła spodnie. 
- Spodnie w najmniejszym rozmiarze jej spadają a mimo to się
kłóci… 
- Gdzie najmniejszym? – spojrzała na niego.
- Widziałem Twój rozmiar.. – wstał i wyszedł. Poszła za nim.
- Louis… ech…  gdzie
idziesz? 
- Przejść się, wrócę później. – założył buty i wyszedł. Marcelina
zeszła na dół do Małej i swojego brata 
– Co robicie? 
- Lysujemy 
- Oo super. Co narysowaliście? 
- To jeśtem ja, Ti i tatuś. - pokazała po kolei. 
- Śliczniee, powiesimy to na lodówce w domku.. 
- Supeel. 
Uśmiechnęła się i poszła do kuchni do swojej mamy 
- Cześć mamo 
- Heej. Jak tam? 
- Wszystko okej, a u Was jak? - siadła przy stole. 
- Coś mi nie wygląda na okej, ale uznajmy że ci wierze... 
- Yhym... to co tam u Was? Opowiadaj. 
- A co tu opowiadać... zamieszanie było przed weselem, bo
były małe spięcia... ale już ok., pełen luz 
- Spięcia? - marszczy brwi.
- No taak. Ale już dobrze. 
- To dobrze. - uśmiecha się delikatnie. 
- A gdzie ten Twój kochaś? 
- Emm... poszedł się przejść... 
- Jeszcze się zgubi... 
- Może nie. 
- Ja tam bym się nie zdziwiła.. - zaśmiała się cicho 
- Poszedł na własną odpowiedzialność. 
- Mocno się skłóciliście.? - spojrzałam na nią przenikającym
wzrokiem
 - Nie pokłóciliśmy
się. 
- Ani trochę.. - zmarszczyła brwi. - i dlatego wyszedł
trzaskając drzwiami.. 
- Ech.. przeciąg? 
- Ty przeciąg to Ty masz.. ale w głowie. piękna pogoda
dzisiaj. 
- Niezwykła .. - podparła się rękoma.
- Nie wykręcaj się przeciągiem. znowu zaczęłaś coś narzekać
na swoje ciało? - spojrzała na nią wymownie 
- Nie. - schowała twarz w dłoniach. 
- Nie, wcale. 
- Ugh .. 
- Trzymaj się go. Skoro jesteście razem już dwa lata... 
- Ale ja nie chcę go opuszczać.. 
- Więc nie zmarnuj tego przez swoje urojone kompleksy - oparła
głowę o stół. 
- No skoro chce być z taką wariatką jak Ty, to korzystaj. -
zaśmiała się cicho 
Uśmiechnęła się delikatnie. 
- Powiedział, że to koniec, ale to nie prawda, tak? 
- Powiedział to ze śmiechem czy powagą? 
- No raczej wtedy śmiesznie nie było. 
- To się bój.. 
- C-c-o? - podniosła wzrok na nią. 
- No skoro nie wybuchł po tym śmiechem.. 
Wybiegła szybko z kuchni i w pośpiechu nałożyła buty. 
- Ej, a Ty gdzie? 
Nie odpowiedziała tylko wybiegła z domu, zalana łzami. Lou
chodził, nawet nie wiedząc gdzie, z kapturem na głowie. Oczy zakrył grzywką.
Cały czas biegła w stronę parku. Nagle wpadła na Louisa, nie rozpoznała go.
- Prze-przepraszam.
- Ej co jest? Czemu płaczesz? 
- Louis? - ociera łzy z twarzy. 
- A gdzie tam. Ma klona w Polsce..- zaśmiał się cicho 
- To koniec? - patrzyła na niego. 
- Co?- spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami a potem
się odwrócił i zanim ruszył powiedział tylko - Jeśli chcesz.. 
– Nie! To Ty tak powiedziałeś.. 
- Czy naprawdę aż tak źle akcentuję ironię? - zatrzymał się
w pół kroku.
- Ja tam nie wiem, ale dziwnie to zabrzmiało. 
- Jak miało zabrzmieć? 50 razy dziennie mówię Ci, że Cię
kocham, że jesteś śliczna, cudowna, mądra.. od dwóch lat to robię.. a Tobie
nadal nie mogę przegadać. 
Założyła kaptur i spuściła głowę. - Przepraszam. 
- Ech.. - powoli ruszył z miejsca wlokąc się strasznie 
- Louis? - podniosła na niego wzrok. Włożył tylko ręce do
kieszeni opuszczając głowę w dół 
- Kocham Cię. - szepnęła i odeszła w stronę parku. Poszedł w
przeciwną stronę klnąc pod nosem. Usiadła na ławce i podkuliła nogi. Lou idąc
znów minął dziewczyny, o których opowiadała Mel 
- Co już bez dziewczyny? Zerwij z nią, nie jest Ciebie
warta. - śmiały się kpiąco. 
- Znajdźcie se chłopaka a potem radźcie innym. Jak już
poznacie, dajcie znać. Złożę im kondolencje.. 
- Phi. Gdybyś zobaczył jak ona wyglądała w podstawówce to
byś jej nie tknął. 
- Zazdrosne, bo bije was urodą na kolana?- pokiwał głową z
dezaprobatą. - nie dość, że spierdoliłyście jej życie to jeszcze wam mało? 
- Urodą? Proszę Cię.. Gdzie tam widzisz urodę? - zaśmiały
się. 
- Spytajcie swoje lusterka. Uups, przepraszam, nawet szkła
bym nie skazywał na wasz widok. Czymś jeszcze się pochwalicie? 
- Lou.. nie ma sensu. - znikąd pojawiła się Mel. 
- Nie, nie.. ja chętnie posłucham. Wiesz, nie codzień
spotykam się z żywymi lalkami barbie, to emocjonujące przeżycie. - udał
ekscytację. 
- Proszę, proszę. Przyszła ofiara losu. 
- Gdybyś była chłopakiem.. - warknął na nią groźnie 
- To co? 
- Już byś nie żyła kochanie. Ale ponieważ jeszcze nie wiem,
kim.. lub czym Ty dokładnie jesteś, więc życzę połamania nóg w życiu.. dosłownie.
i pamiętaj o wiadomości o chłopaku.. naprawdę już mi go szkoda 
- Tak, idź z tą dziwką. - zamachnęła włosami. Chwycił ją
mocno za miejsce między łokciem a ramieniem. 
- To, że nie mogę Cię uderzyć działa na Twoją korzyść.. ale
nazwij ją tak jeszcze raz.. 
- Louis.. - Mel ciągnęła go za rękę, co chwilę ocierając łzy.
- Zrób to jeszcze raz a obiecuję, że Cię zniszczę nawet Cię
nie dotykając..- wydusił przez zęby i puścił widząc łzy u swojej „ofiary”.
Marcelina oddychała głęboko ciągnąc go za rękę. Wziął ją sobie na ręce i
skierował się w stronę parku do ławki Ona wtuliła się w niego mocno i cicho
łkała. 
- Nie płacz.. przez takie suki nie warto nawet jednej łezki
wylać. - pogładził ją po plecach chodząc z nią na rękach 
- Nie mogę tu przyjeżdżać.. 
- Możesz i będziesz.. to Ci zagwarantuję 
– Przepraszam Louis i dziękuję. 
- Za co? - wtulił twarz w jej szyję. 
- Za to, że jesteś, pomagasz mi a przepraszam, że musisz to
wszystko ze mną przechodzić. 
- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek Cię obrażał skarbie. 
- Kocham Cię. 
- Uspokój się już.- chodził z nią po parku jak z dzieckiem
kołysząc nią lekko. 
 



 
Rozdział świetny. Genialnie ukazałaś jak takie dziewczyny mogą zniszczyć komuś życie... Czekam na next!
OdpowiedzUsuńCudowne jak zwykle i czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńCuuudny < 33Kocham to!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award!
http://dreams-do-not-even-dreamed.blogspot.com/p/liebster-award_3.html
Nie bierzemy udziału w Liebster Award :)
UsuńGenialny i zgadzam się z Eternal_Hope
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award!
http://dreams-do-not-even-dreamed.blogspot.com/p/liebster-award_3.html
Nie bierzemy udziału w Liebster Award :)
Usuń