(!) przeczytaj pod rozdziałem (!)
Dercy
wykąpana szybko zasnęła. Mel także już poszła. Lou wariował chwilę z Harrym,
gdy usłyszał huk w pokoju Małej.
- Skarbie
co się stało?- wbiegł do niej szybko i wziął ją na ręce. Mała zalała się
łzami.- boli coś?
- Mhmm. -
wtuliła się w niego mocno.
- A gdzie
boli? Pokaż tatusiowi.
- Tutaj.-
ujęła jego dłoń i skierowała na swoje plecy.
Delikatnie
pomasował jej plecki.
- Nie,
tatusiu nie, boli.
- Chodź
może posmarujemy.
Bierze ją
na ręce i niesie do kuchni.
- Nie,
będzie bolało, nie ce!- wyrywała mu się na ile mogła.
- Nie
będzie bolało Dercy.
Trzyma ją
mocno.
-
Ehh... Zniowu to siamo, jak nie klopelki to klem.. - założyła rączki
- Kremu
nie musisz jeść.
- Oj
tato.. psiecieś wiem.
Louis się
uśmiecha i woła Mel.
- Hmm? Co
Wy znowu jej zrobiliście?- bierze od niego małą.
- Śpadłam
z łóźka.
- Boli
Cię coś? Jak to się stało?
- Bolą
mnie plećki, juś tloszkę mniej. Nje fjem. -smuci się.
- Oj...
Chyba nic jej nie dałeś przeciwbólowego prawda?- spojrzała na Lou.
- Jeszcze
nie, chciałem posmarować.
- Nie
żartuj. Kotek, leki dla Małej są w naszym pokoju... Pamiętasz? Chowamy je tam
odkąd Niall wypił syrop na kaszel bo myślał, że to sok. I po tym jak Harry
zjadł jej tabletki antyalergiczne jak cukierki.
- Aj, no
zapomniałem. Chodźmy lepiej już się położyć.
Idą do
ich sypialni.
- Dercy,
boli Cię jeszcze.? - spytała kładąc ją do ich łóżka.
- Już
plawie nie.
Wchodzi
niezdarnie pod kołdrę.
- Jakby
bolało to powiedz. Lou skocz tylko po jej butelkę, ostatnio sporo pije w nocy.
- Okej.
Poszedł
do kuchni i wrócił z butelką.
-
Dobranoc Skarbie.
- Kocham
Waś.
- A siku
zrobione? Bo jak tu zostanie niespodzianka rano to tatuś sprząta. - zaśmiała
się.
- Nie
źlobione ale nie chcie mi się wsatwać..
Cichutko
wzdycha.
- Ja Cię
nie zmuszam, tatuś jutro ładnie wszystko wypierze i powiesi w suszarce. -
patrzy na minę Louisa i powstrzymuje się od śmiechu.
-
Skarbie, chodź zrobimy siuisu.
Patrzy na
Dercy.
- Njeee.
- chowa głowę w poduszkę.
-
Kochanie, proszę Cię. Jak nie zrobisz siusiu to opóźni się wyjazd i nie
pokąpiesz się.
- Haha,
szantażujesz własną córkę? Oj nieładnie Tomlinson. - Mel śmiała się w
najlepsze, a Mała uparcie trzymała się poduszki.
- Nie
szantażuję, tylko stwierdzam fakty. Chodź tu Szkrabie.
Bierze ją
na ręce i kręci w kółko .
- Nie
wierzę, że Ci uległa. - wydęła usta w dzióbek i założyła ręce na piersi.
Dał jej
szybkiego całusa w usta i wyszli do łazienki. Wrócili po chwili. Lou z wielkim
bananem na twarzy bo uniknął prania, a Dercy już przysypiająca. Położył ją
delikatnie po środku i przykrył ich trójkę kołdrą.
- Dobrze,
że mamy duże łóżko.. Pamiętam jak spaliśmy tu w szóstkę.. - zaczęła wspominać,
gdy Mała już spała.
- Oo.. to
było szalone.
Zaśmiał
się .
-
Szalone? Przestań. szalone było to, jak spaliśmy spici na trawniku sąsiadów. - zaśmiał
się cicho.
- Kocham
Cię wiesz?
- Mówisz
mi to kilka razy dziennie. Nie da się zapomnieć. I pomyśleć, że gdyby nie to,
że zwinęłam tą czapkę to nadal siedziałabym w Polsce szalejąc za pewnym
zespołem i śniła o jednym z jego członków..
- To
dobrze, że mówię czy źle? - uśmiech - czy ten pewien członek ma na imię Louis?
- Dobrze.
Nie, Zayn mnie nawiedzał w snach - spojrzała na jego reakcję.
Otworzył
szeroko oczy.
- A żebyś
tylko wiedział, co się działo.. - przygryzła dolną wargę zachowując powagę.
Lou
trochę zbladł.
- Chyba
nie chcę wiedzieć.
- Haha,
żartowałam.
- No weź.
Ułożył
głowę na poduszce.
- Tak
naprawdę to śnił mi się Niall.. wiesz, blondynek, niebieskie oczy.
- No
wiadomo.
Uśmiechnął
się lekko.
- No po
prostu nie mogę z Twojej miny wiesz?
- Której
miny?
Robił
różne, śmieszne miny.
-Pfhhaa..
raczej z tej, jak aż bledniesz z zazdrości.
Wzdechnął
cicho.
- Przecież
doskonale wiesz, że od 15 roku życia mam bzika na Twoim punkcie idioto. brązowe
włosy ułożone w lekki nieład, błękitne hipnotyzujące oczy, piękny uśmiech..
ach.. - rozmarzyła się.
- Dobra
skończ bo się zarumienię.
- Ach no
i jeszcze kolorowe spodnie, i te szelki.. matkoo.. - zaczęła mu robić na złość.
- Gdyby
nie Dercy rzuciłbym się na Ciebie.
- Ta
Twoja opiekuńczość, zachowanie w stosunku do fanów, ten śmiech, no i głoś w
solówkach.. mm.. - zamruczała cicho.
Przeszedł
na jej stronę łóżka i położył się na niej.
- No i co
teraz Marchewkowcu? Ach no i zapomniałam o ustach, jak się ogląda wywiady, albo
na koncercie i jest takie zbliżenie na Twoją twarzyczkę.
- Mam Cię
stąd zrzucić?
- Leżysz
na mnie, więc to ja Ciebie mogę zrzucić. No ja bym wymieniała dalej, ale robisz
się niespokojny.- spojrzała w dół ze śmiechem
Chwycił
jej twarz w swoje dłonie i pocałował namiętnie.
- Złaź ze
mnie. Jesteś ciężki
- Dawaj
buziola.
- Tak
tak, chciało by się. - wytknęła mu język.
- Chcę ,
chcę .
- Pomarzyć
można. no już zmykaj na swoją stronę łóżka.
- Dawaj
buziola…
Zrobił
słodkie oczka.
- Idź..
te słodkie oczka Ci nie pomogą.
- No weź
daj .
- Daj, to
chiński sprzedawca jaj. Idźkaj.
- Nigdzie
nie idę bez buziola.
Położył
na niej poduszkę i ułożył się wygodnie.
- To
śpij, tylko jutro nie narzekaj na bóle.
- Foch.
Wstał z
niej i położył się na swojej połowie.
- Dobra,
ale jutro nie zakładam bikini - odwraca się na bok.
- Echh..
dobra nie ma focha.
Uśmiecha
się . Podbiega to niego szybko, daje mu całusa w policzek i wraca.
- Dobranoc
Kochanie .
- Branoc
~ rano ~
Louisa
obudziło dźganie w plecy.
- Hmm? Co
jest? Dercy?
- Tatusiu,
tatusiu. Jedziemy juś?
- Jezu…
która godzina?
- 6
rano.- wchodzi Marcelina. - Spałeś w ogóle? Wyglądasz jak po niezłej imprezie.
- Spałem.
- To
wstawaj, migiem - podeszła i nachyliła
się nad jego twarzą.
- Pięć
minut, okej?
Nie
otwiera oczu .
- Nie,
już.
- Yh.. no
dobra.
Podniósł
się.
- Aauaa!-
niechcący zderzyli się głowami.
- Przepraszam
Skarbie.
Całuje ją
w głowę .
- Z głową
okej, Jezu nie czuję nosa. - chwyciła się za noc i odchyliła głowę w górę.
Pobiegł
do kuchni i przyniósł jej lód.
- Połóż
się Skarbie .
- Oj no
bez przesady, najwyżej go złamałam - zaśmiała się lekko.
- Wszystko
moja wina.
Pomaga
się jej położyć i delikatnie przykłada jej lód do nosa.
- Powiedz
tak jeszcze raz, a oberwiesz tym lodem.
- Dobrze,
boli jeszcze?
- Przeżyję.
dobra trzeba się zbierać.- wstała, lekko ją zachwiało i skierowała się do
drzwi.
- Wracaj
i leż, ja wszystko przygotuje i będziemy jechać.
- Louis,
nie traktuj mnie jak dziecko. Nie masz aż tak twardej głowy, żeby wstrząsu
mózgu dostała - uśmiechnęła się i pomrugała chwilę, żeby odzyskać ostrość
obrazu.
- Jak
mówię żebyś się położyła to się połóż.
- Nie i
nie dyskutuj ze mną.
Wziął ją
na ręce i położył na łóżku. Przyłożył lód.
- Jesteś
wredny wiesz? - znowu zamrugała.
- Nie
jestem wredny, tylko się martwię. Dercy, Kochanie pilnuj żeby mamusia nie
wstawała a ja zrobię śniadanie.
- Tak
jest panie tatusiu! - mała zabawnie zasalutowała.
__________________________________________________________________
Pod
ostatnim rozdziałem bardzo nam się nie spodobało, że w ciągu godziny czy dwóch
z sześciu komentarzy zrobiło się piętnaście. Co więcej zostały one dodawane co
minutę, nawet mniej. Dla nas nie ma sensu aby jedna osoba dawała dziewięć
komentarzy. Możemy dodawać rozdziały nawet jak są trzy, ale szczere. Bardzo
prosimy aby sytuacja się nie powtórzyła, bo możemy nawet zawiesić bloga.
Zapraszamy
do czytania i komentowania. :*
Wooo, zarąbisty rozdział.
OdpowiedzUsuńAle Mel dostała w nosek. :/
Musiało boleć, ale z drugiej strony, było to zabawne.
Czekam na kolejny.
Buziaki. :*
suuuper :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :P
Szkoda jej noska :(
OdpowiedzUsuńWyczekuje już piątku :D
KOCHAM <3
OdpowiedzUsuńSupeerr rozdział pisz dalej <3
OdpowiedzUsuńświetny rozdział <333
OdpowiedzUsuńświetne to jest :D
OdpowiedzUsuńsuuper . ;D
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział. Czekam na kolejny ;3
OdpowiedzUsuń