Godzinę bo tym, jak Louis o mało nie zszedł z tego świata a zawał po zasłabnięciu Marceliny, siedział na szpitalnym krześle, w białej Sali, gdzie wszystko wydawało się takie ponure i wręcz przytłaczające. Mel obudziła się w karetce, lecz nie odzyskała w pełni sił. Gdy otworzyła powieki, Louis poczuł, jak z jego serca spada ogromny głaz.
- to moja wina, przeprasza. Gdyby nie ja nic by się nie stało. Skarbie, naprawdę, nie wiem co się ze mną działo, ja nie chciałem. Przepraszam, ja..
- wiedz, że jak odzyskam siły to osobiście Cię stłukę.. Zamknij się w końcu, to nie twoja wina. Louis.. naprawdę, przestań już..
- oj tam, kotku.. Śpij.
- nie chcę..
-a zjesz coś.?
- to chyba teraz będzie standardowe pytanie co.? - skrzywiła sie
- Tak bo masz jeść i pić. Jesteś blisko anoreksji.
- jak będziesz się tak codziennie pytał to w nią wpadnę..
- może przywieźć Ci coś z domu? - telefon, laptopa bo chcę ogarnąć twistera, słuchawki i odtwarzacz.
- jakieś ubrania czy coś?
- może.. ale sam wybierz
- dobrze, wybiorę coś. trzymaj się.
pocałował ją w policzek i wyszedł z sali. podczas gdy ona leżała w łóżku szpitalnym z jednym słowem w głowie. : anoreksja.. Louis szybko zabrał potrzebne rzeczy i wrócił do szpitala.
- tak szybko.? przyznaj się, ile jechałeś.? - spojrzała na niego pytającym wzrokiem
- nie dużo.
uśmiechnął się i postawił torbę obok łóżka.
- jak Ty to sobie wyobrażasz.? nie pozwolę Ci spać na krześle..
- Cii..
uśmiechnął się i musnął jej usta. znowu poczuła coś w brzuchu, tylko nie wiedziała czy to motylki.. czy raczej jakaś reakcja na dzień bez jedzenia.
- wszystko w porządku?
- mhmm.. gdzie jest Dercy.?
- z Zaynem i Niallem.
- nie mów jej, że jestem.. tutaj - rozejrzała się i skrzywiła. - jako dziecko widziałam swoją mamę w szpitalu i teraz jestem zrażona do tego miejsca.
- dobrze, nie powiem. idę załatwić coś do jedzenia.
- chyba dla siebie..
- chyba dla Ciebie.
- no Mel przygotuj się, bo tak teraz będzie.. - powiedziała na głos sama do siebie
poszedł do sklepu obok i kupił jogurt i bułkę. wrócił do niej. - naprawdę muszę.? - spojrzała błagającymi oczami
- musisz jeść.
otworzył jogurt i wziął łyżeczke.
- na sam widok robi mi się nie dobrze.. - odwróciła twarz
- pięć łyżek i dwa gryzy bułki, okej?
- ehh.. - odwróciła sie znowu
- jednaa.. – on włożył jej do buzi, a ona od niechcenia zjadła-i co nie jest zły, prawda?
- robię to tylko dlatego, że nie dasz mi inaczej spokoju.
- a ja robię to dla Twojego dobra, teraz będę Cię pilnować. to jest śniadanie. – dał jej drugą łyżeczkę.
- chcesz powiedziec, ze będzie tego wiecej.?
- tak Kochanie.
- o jezu..
- to teraz trzecia..
- dopiero.? - no to teraz gryz bułeczki.
przystawia jej do ust bułkę.
- nie przełknę tego..
- no proszę, jeden gryz .
- nie - była uparta i zasłoniła dłonią buzię.
- Kochanie..
- ymym.. - pokiwała głową na znak prostestu
- dawaaj . dla mnie i Dercy .
-Looooouisss…
- Mel. Proszę..
-niee. – odwróciła się do niego plecami.
-dobrze, dam ci spokój.. do obiadu.- zaśmiał się i odłożył jogurt. – prześpij się.
- nie.
-Mel..
- dobrze. Zasnę, nie obudzę się, nikt mnie nie uratuje, zostaniesz sam, a ja pójdę latać wśród aniołków..
- dobra, nie.! To może pogramy.?
-jasne, chodź tu do mnie.
- nie mogę.
-Louis.!
-doobra. - położył się do niej, a ona w niego wtuliła.
- prawda lub wyzwanie.?
-ty raczej wyzwań nie możesz wykonywać.
- eh.. boisz się i tyle. To co.?
- mam laptopa.- wyciągnął komputer na swoje kolana i odpalił system. - uśmiech do zdjęcia
-niee.- schowała twarz w jego szyję, co wyglądało naprawdę uroczo.
-może być i tak, chociaż wolałbym, żebyś pokazała piękną twarz. – wstawił zdjęcie na twittera
-zwariuję z tobą
-ja zwariowałem na twoim punkcie kotek. – czytał komentarze i nagle- może zrobimy twitcama.?
-rób co chcesz, ja się nie odzywam – wtuliła się w niego z całej siły, jakby go miała zaraz stracić. On uruchomił kamerkę, powiadomił o Tc i po chwili oglądało ich kilka tysięcy dziewczyn. Powitał się z nimi w swoim zwariowanym stylu, trochę opowiadał o tym, gdzie się znajdują i dlaczego a potem zaczął czytać pytania i głośno na nie odpowiadać.
‘jak długo to trwa.?’
-skarbie, to już jakoś dwa lata.? – spojrzał na nią. Ona tylko kiwnęła głową nie patrząc w kamerę.- wstydzioszek.- zaśmiał się -oo to mi się podoba. Pocałujcie się. Skarbie, chyba nie dasz się długo prosić co.? – poruszył brwiami i zbliżył do niej swoją twarz. Ona oczywiście uległa i złączyła ich usta w czułym pocałunku. Chwilę później do przerwania go, zmusił ich ..laptop. Louis złapał go w ostatniej chwili i postawił znów na kolanach.
-no tak.. – odezwała się w końcu.- Louis strasznie wierci się podczas pocałunków, trzeba mu to wybaczyć. Haha.
- a co tu się dzieje? – nieoczekiwanie w Sali pojawił się lekarz.
- bo panie doktorze, ja się lepiej czuję, jak on mnie przytula.
- i co ja mam teraz z wami zrobić.? Hmm.?
- pozwolić mu tutaj zostać.? – Mel użyła swojego uroku, patrząc na doktora swoim dużymi oczami.
- pan Tomlinson lekiem na chorobę.? – zaśmiał się cicho.-no dobrze. Wyłączyć komputerek, odpoczywaj.
- doobranooc.! – powiedzieli obydwoje na jego wyjście i wybuchli śmiechem.
- noo.. leku na chorobę, kocham cię, wiesz.?
- wieem, i ja ciebie też kocham.
- ale pamiętaj o tym. Nawet kiedy ci powiem, ze cię nie kocham, to cię kocham jasne.?
-jasne, jasne. Śpij.
- no więc zasnę, nie..
-skończ już.- zaczął ją kołysać usypiająco.
- nie zasnę.. nie, nie zasnę.. ej, robisz to specjalnie.!
-cii… zmróż oczka i śpij.. – szeptał jej na ucho, co z jego usypiającym tonem powiodło się szybko i zasnęła. Obudziła się pod wieczór, ona nadal leżał obok, ale szykował się do wyjścia.
- zostań..
- na razie nie skarbie – pocałował ją i zszedł z łóżka.
-ale ja cię chcę tutaj.. kochanie, no proszę.. i co ja teraz zrobię.?
-jakoś sobie poradzimy rybko.
-Loooooooouuuuis.. no plooosieeem. – zrobiła smutną minkę, a on pocałował ją krótko i urwał. – ej, noo..! kontynuuj..
- to moja wina, przeprasza. Gdyby nie ja nic by się nie stało. Skarbie, naprawdę, nie wiem co się ze mną działo, ja nie chciałem. Przepraszam, ja..
- wiedz, że jak odzyskam siły to osobiście Cię stłukę.. Zamknij się w końcu, to nie twoja wina. Louis.. naprawdę, przestań już..
- oj tam, kotku.. Śpij.
- nie chcę..
-a zjesz coś.?
- to chyba teraz będzie standardowe pytanie co.? - skrzywiła sie
- Tak bo masz jeść i pić. Jesteś blisko anoreksji.
- jak będziesz się tak codziennie pytał to w nią wpadnę..
- może przywieźć Ci coś z domu? - telefon, laptopa bo chcę ogarnąć twistera, słuchawki i odtwarzacz.
- jakieś ubrania czy coś?
- może.. ale sam wybierz
- dobrze, wybiorę coś. trzymaj się.
pocałował ją w policzek i wyszedł z sali. podczas gdy ona leżała w łóżku szpitalnym z jednym słowem w głowie. : anoreksja.. Louis szybko zabrał potrzebne rzeczy i wrócił do szpitala.
- tak szybko.? przyznaj się, ile jechałeś.? - spojrzała na niego pytającym wzrokiem
- nie dużo.
uśmiechnął się i postawił torbę obok łóżka.
- jak Ty to sobie wyobrażasz.? nie pozwolę Ci spać na krześle..
- Cii..
uśmiechnął się i musnął jej usta. znowu poczuła coś w brzuchu, tylko nie wiedziała czy to motylki.. czy raczej jakaś reakcja na dzień bez jedzenia.
- wszystko w porządku?
- mhmm.. gdzie jest Dercy.?
- z Zaynem i Niallem.
- nie mów jej, że jestem.. tutaj - rozejrzała się i skrzywiła. - jako dziecko widziałam swoją mamę w szpitalu i teraz jestem zrażona do tego miejsca.
- dobrze, nie powiem. idę załatwić coś do jedzenia.
- chyba dla siebie..
- chyba dla Ciebie.
- no Mel przygotuj się, bo tak teraz będzie.. - powiedziała na głos sama do siebie
poszedł do sklepu obok i kupił jogurt i bułkę. wrócił do niej. - naprawdę muszę.? - spojrzała błagającymi oczami
- musisz jeść.
otworzył jogurt i wziął łyżeczke.
- na sam widok robi mi się nie dobrze.. - odwróciła twarz
- pięć łyżek i dwa gryzy bułki, okej?
- ehh.. - odwróciła sie znowu
- jednaa.. – on włożył jej do buzi, a ona od niechcenia zjadła-i co nie jest zły, prawda?
- robię to tylko dlatego, że nie dasz mi inaczej spokoju.
- a ja robię to dla Twojego dobra, teraz będę Cię pilnować. to jest śniadanie. – dał jej drugą łyżeczkę.
- chcesz powiedziec, ze będzie tego wiecej.?
- tak Kochanie.
- o jezu..
- to teraz trzecia..
- dopiero.? - no to teraz gryz bułeczki.
przystawia jej do ust bułkę.
- nie przełknę tego..
- no proszę, jeden gryz .
- nie - była uparta i zasłoniła dłonią buzię.
- Kochanie..
- ymym.. - pokiwała głową na znak prostestu
- dawaaj . dla mnie i Dercy .
-Looooouisss…
- Mel. Proszę..
-niee. – odwróciła się do niego plecami.
-dobrze, dam ci spokój.. do obiadu.- zaśmiał się i odłożył jogurt. – prześpij się.
- nie.
-Mel..
- dobrze. Zasnę, nie obudzę się, nikt mnie nie uratuje, zostaniesz sam, a ja pójdę latać wśród aniołków..
- dobra, nie.! To może pogramy.?
-jasne, chodź tu do mnie.
- nie mogę.
-Louis.!
-doobra. - położył się do niej, a ona w niego wtuliła.
- prawda lub wyzwanie.?
-ty raczej wyzwań nie możesz wykonywać.
- eh.. boisz się i tyle. To co.?
- mam laptopa.- wyciągnął komputer na swoje kolana i odpalił system. - uśmiech do zdjęcia
-niee.- schowała twarz w jego szyję, co wyglądało naprawdę uroczo.
-może być i tak, chociaż wolałbym, żebyś pokazała piękną twarz. – wstawił zdjęcie na twittera
-zwariuję z tobą
-ja zwariowałem na twoim punkcie kotek. – czytał komentarze i nagle- może zrobimy twitcama.?
-rób co chcesz, ja się nie odzywam – wtuliła się w niego z całej siły, jakby go miała zaraz stracić. On uruchomił kamerkę, powiadomił o Tc i po chwili oglądało ich kilka tysięcy dziewczyn. Powitał się z nimi w swoim zwariowanym stylu, trochę opowiadał o tym, gdzie się znajdują i dlaczego a potem zaczął czytać pytania i głośno na nie odpowiadać.
‘jak długo to trwa.?’
-skarbie, to już jakoś dwa lata.? – spojrzał na nią. Ona tylko kiwnęła głową nie patrząc w kamerę.- wstydzioszek.- zaśmiał się -oo to mi się podoba. Pocałujcie się. Skarbie, chyba nie dasz się długo prosić co.? – poruszył brwiami i zbliżył do niej swoją twarz. Ona oczywiście uległa i złączyła ich usta w czułym pocałunku. Chwilę później do przerwania go, zmusił ich ..laptop. Louis złapał go w ostatniej chwili i postawił znów na kolanach.
-no tak.. – odezwała się w końcu.- Louis strasznie wierci się podczas pocałunków, trzeba mu to wybaczyć. Haha.
- a co tu się dzieje? – nieoczekiwanie w Sali pojawił się lekarz.
- bo panie doktorze, ja się lepiej czuję, jak on mnie przytula.
- i co ja mam teraz z wami zrobić.? Hmm.?
- pozwolić mu tutaj zostać.? – Mel użyła swojego uroku, patrząc na doktora swoim dużymi oczami.
- pan Tomlinson lekiem na chorobę.? – zaśmiał się cicho.-no dobrze. Wyłączyć komputerek, odpoczywaj.
- doobranooc.! – powiedzieli obydwoje na jego wyjście i wybuchli śmiechem.
- noo.. leku na chorobę, kocham cię, wiesz.?
- wieem, i ja ciebie też kocham.
- ale pamiętaj o tym. Nawet kiedy ci powiem, ze cię nie kocham, to cię kocham jasne.?
-jasne, jasne. Śpij.
- no więc zasnę, nie..
-skończ już.- zaczął ją kołysać usypiająco.
- nie zasnę.. nie, nie zasnę.. ej, robisz to specjalnie.!
-cii… zmróż oczka i śpij.. – szeptał jej na ucho, co z jego usypiającym tonem powiodło się szybko i zasnęła. Obudziła się pod wieczór, ona nadal leżał obok, ale szykował się do wyjścia.
- zostań..
- na razie nie skarbie – pocałował ją i zszedł z łóżka.
-ale ja cię chcę tutaj.. kochanie, no proszę.. i co ja teraz zrobię.?
-jakoś sobie poradzimy rybko.
-Loooooooouuuuis.. no plooosieeem. – zrobiła smutną minkę, a on pocałował ją krótko i urwał. – ej, noo..! kontynuuj..
-a co mi zrobisz.? – uśmiechnął się zadziornie.
- Tomlinson to, że leżę, nie oznacza, że nie mogę wstać. Lepiej nie..
- co jest.?
- skończ, co zacząłeś.. albo nie. Wezwij lekarza.!- wybiegł i po chwili wrócił z lekarzem.
- coś nie tak.?
- powinnam się czuć, jakby ktoś mi brzuch rozcinał.? – złapała się w miejsce bólu.
- proszę wyjść-pielęgniarka poprosiła Louisa. Czuł mocny ucisk w sercu. patrzył zza szyby jak badają jego ukochaną. Nie chciał na to pozwolić, obiecał sobie kiedyś, że nigdy nie będzie cierpieć, a teraz widzi, jak sens jego życia wije się z bólu, który po krótkiej chwili stał się tak silny, że zaczęła krzyczeć. Podawali jej jakieś środki, ale nic nie zadziałało..
- Tomlinson to, że leżę, nie oznacza, że nie mogę wstać. Lepiej nie..
- co jest.?
- skończ, co zacząłeś.. albo nie. Wezwij lekarza.!- wybiegł i po chwili wrócił z lekarzem.
- coś nie tak.?
- powinnam się czuć, jakby ktoś mi brzuch rozcinał.? – złapała się w miejsce bólu.
- proszę wyjść-pielęgniarka poprosiła Louisa. Czuł mocny ucisk w sercu. patrzył zza szyby jak badają jego ukochaną. Nie chciał na to pozwolić, obiecał sobie kiedyś, że nigdy nie będzie cierpieć, a teraz widzi, jak sens jego życia wije się z bólu, który po krótkiej chwili stał się tak silny, że zaczęła krzyczeć. Podawali jej jakieś środki, ale nic nie zadziałało..
I ja mam teraz czegać długo, długo na kolejną część? ;c
OdpowiedzUsuńChce ją teraz! <333
świetny rozdział <33
OdpowiedzUsuńjuż chcę kolejny :)
aww < 3
OdpowiedzUsuńgeeneialny ! czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńA wejdziesz na mojego bloga ? Chciałabym żebyś skomentowała też bo bardzo mi zależy na Twojej opinii < jestem przygotowana też na negatywne >
http://sameemistakess.blogspot.com/